Polskie horrory są naprawdę straszne. Straszne w znaczeniu dziadowskie. Za ten stan winię siebie. Jako Polak nie zostałem nauczony bać się słysząc język polski. Mając to na względzie, Mariusz Kuczewski reżyser filmu "Silent Lake" zatrudnił nawet angielskich aktorów. Chciał odciągnąć uwagę widzów od najstraszniejszej rzeczy w filmie, czyli tego że jest polski. Nasi rodacy potrafią bać się zombie, wilkołaków i duchów, ale to musi dziać się gdzieś indziej. Możemy przyjąć, że jakiś John czy Francisco zmieniają się w wampira ale nie pan Wiesław spod czwórki.
Trochę żartuję, ale tylko trochę. Horrory rzeczywiście odzwierciedlają nasze lęki i trwogi. Niedawno obejrzałem niemiecki serial Dark. Nie wiem co to za gatunek, nazwijmy go horror sci-fi. Choć to świeżynka pomysł na fabułę bazuje na mentalności lat 60. Na dekadzie która przyniosła sławę zespołowi "Trubadurzy" ale też strach przed wojną atomową. Jądro atomu skrywało wówczas ukryte moce, a władający nim ludzie wydawali się potężni.
Obecnie energia atomowa liczy sobie 70 lat i nie wydaje się już tak tajemnicza i nieznana. Nie dla wszystkich. W serialu "Dark" to ciągle magiczna siła, której bliżej do wrót piekła niż zwykłej elektrowni. Co ja będę gadać, po prosu zaspoileruję. W serialu elektrownia atomowa umożliwia podróże w czasie! Przypomina to przypadek Otto Rösslera. Niemieckiego naukowca który interweniował w Europejskim Trybunale Praw Człowieka aby nie dopuścić do uruchomienia LHC. Wielki Zderzacz Hadronów miał doprowadzić do stworzenia czarnych dziur i zagłady Ziemi.
Nie przez przypadek wszystko to dzieje się w Niemczech. Niemcy panicznie boją się energii jądrowej. Po japońskim tsunami i awarii elektrowni w Fukushimie, Niemcy wyłączyli 8 swoich elektrowni atomowych. Jednocześnie zapowiedzieli że do 2022 to samo zrobią z resztą. Ich koncepcja, znana w świecie jako Energiewende to niskoemisyjna gospodarka oparta na odnawialnych źródłach energii. Niemcy do tego stopnia nie ufają energii atomowej, że zrezygnowali z niej kosztem utrzymania elektrowni węglowych. To daje do myślenia, czy w tym wszystkim chodziło bardziej o ekologie czy pozbycie się atomowych straszydeł.
Lęk przed technologia jądrową prowadzi zielone społeczeństwo na brudne hałdy. Niemieccy ekolodzy toczą obecnie bój z wycinką lasu pod kopalnie węgla brunatnego. Wyłączenie zeroemisyjnych elektrowni atomowych rekompensuje się spalając wysokemisyjny węgiel. W konsekwencji w ciągu ostatnich dwóch lat, emisja CO2 u naszych sąsiadów zamiast spaść, wzrosła. Irracjonalne lęki w końcu wystawią rachunek. Marzy mi się niemiecki serial, w którym górnicy kopiący węgiel odnajdują starożytne narzędzie zagłady. Broń którą unieszkodliwić może jedynie grupa pracowników z pobliskiej elektrowni atomowej.
11 komentarze
...znaczy... blog zmartwychwstał?
OdpowiedzUsuńUkrzyżowan, umarł i pogrzebion, trzeciego roku zmartwychwstał aby sądzić żywych i umarłych.
UsuńCo się działo z autorem bloga przez ten długi czas? Będzie jakiś wpis na ten temat?
UsuńCały wpis o sobie to nie przystoi. Moje życie jest na to za nudne. Ale coś tam wspomnę - w temacie o Jackowskim za który się zabieram,
UsuńAtomówki skądś musiały brać ueran, wungiel mają na miejscu, prosta kalkulacja, Putin won.
OdpowiedzUsuńDobry powrót, ale szczerze mówiąc ten matowy filtr na obrazkach nie bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńUiii! Na(w)reszcie wpis!
OdpowiedzUsuńAch. Powrót? Na dobre? Warto było z cichą nadzieją zaglądać choćby dla blogrolki tudzież archiwum.
OdpowiedzUsuńBlogrollkę też aktualizuję. Przez te 4 lata para nowych fajnych rzeczy się pojawiło
UsuńZ otchłani kosmosu wreszcie wrócił orbitujący Czajniczek :-)
OdpowiedzUsuńA odnosząc się konkretnie do wpisu, to nawet chłodno kalkulujący Niemcy dali ponieść sie naiwnej, antyjądrowej manii.
OdpowiedzUsuń