Najwyraźniej zamieniam się w stetryczałego dziada, bo nawet w rzeczach które powinny mnie cieszyć, dostrzegam jedynie ich gorzką stronę. Wyborcza nie przestaje rzucać gromami w pupę pana Marka Haslika, znachora z Nowego Sącza. Niby dobrze, w końcu ktoś natarł uszy temu gałganowi (Boże, już nawet pisze się jak stary dziad). Z drugiej strony dostrzegam pewne zagrożenie w sygnowaniu medycyny alternatywnej takimi postaciami jak Haslik.
Jest on w swym uzdrowicielstwie obrzydliwie wręcz stereotypowy. Starszy pan przyjmujący gdzieś pokątnie na rubieżach i bredzący coś o Bogu. Wbrew pozorom nie jest to standardowa szarlataneria, a rodzaj muzealnego eksponatu. Ludowy guru udzielający porad swoim wyznawcom, opłacany darami w postaci gęsi i worka ziemniaków to unikat. Już w napisanej 60 lat temu książce Bieńkowskiej "Atom i znachorzy" praktycznie każda uzdrowicielka była staruszką przepędzającą miotłą lekarzy, tak starą że mogła być kochanką Napoleona. Choćby za sprawą przemijającego czasu, takich postaci nie mogło się ostać zbyt wiele. Babcie leczące ziołami i dziady przypisujące sobie boskie moce, to obecnie rarytas! O tych ludzi należy dbać jak o eksponaty w muzeum. Dzisiejsi uzdrawiacze mają sklepy w centrum i dorzucają paragon do swoich bezwartościowych mikstur. Pseudomedyczne porady stanowią clou telewizji śniadaniowej. Znachorstwo praktykują nasze matki, nasi znajomi i my sami. Łatwiej obarczyć winą wiejskiego szamana, niż dostrzec tę smutną prawdę.
Jest on w swym uzdrowicielstwie obrzydliwie wręcz stereotypowy. Starszy pan przyjmujący gdzieś pokątnie na rubieżach i bredzący coś o Bogu. Wbrew pozorom nie jest to standardowa szarlataneria, a rodzaj muzealnego eksponatu. Ludowy guru udzielający porad swoim wyznawcom, opłacany darami w postaci gęsi i worka ziemniaków to unikat. Już w napisanej 60 lat temu książce Bieńkowskiej "Atom i znachorzy" praktycznie każda uzdrowicielka była staruszką przepędzającą miotłą lekarzy, tak starą że mogła być kochanką Napoleona. Choćby za sprawą przemijającego czasu, takich postaci nie mogło się ostać zbyt wiele. Babcie leczące ziołami i dziady przypisujące sobie boskie moce, to obecnie rarytas! O tych ludzi należy dbać jak o eksponaty w muzeum. Dzisiejsi uzdrawiacze mają sklepy w centrum i dorzucają paragon do swoich bezwartościowych mikstur. Pseudomedyczne porady stanowią clou telewizji śniadaniowej. Znachorstwo praktykują nasze matki, nasi znajomi i my sami. Łatwiej obarczyć winą wiejskiego szamana, niż dostrzec tę smutną prawdę.
Zakrawa na jakiś ponury żart, że tabloid piętnujący Haslika, chwilę wcześniej drukował kilkuset tysięcy bioenergetyzujących kwadratów. Ilość zarażonych głupotą ludzi przez szamana z Nowego Sącza jest niczym, przy tajfunie mambo-jambo jaki wylewa się z kolorowych dzienników. Historia pomyleńca jest oczywiście bardziej medialna, niż tysiące alegrowiczów, wciskający ludziom takie rzeczy, że ziółka Haslika to przy tym medyczna nadzieja XXI wieku.
Postępująca znieczulica uodporniła mnie na widok lamp do koloroteriapii, tajemniczych "przyrządów przeciwbólowych" i ajurwedyjskich okularów. Jakoś to przełknąłem. Są jednak rzeczy których nie zdzierżę. Na przykład wciąż reaguję na otręby ryżowe leczące raka. Na mieszankę oleju słonecznikowego z jajkami, cofającą każdy nowotwór po 358 zł. Kto jest gorszy Haslik, czy patafian opychający sok z winogron chorym na raka, po 255 zł za litr? Każdy może kupić sobie witaminę C po 5 zł, ale kiedy chemioterapia nie pomaga wtedy możesz się zaopatrzyć w taką specjalną witaminę C. Oczywiście listek takiej witaminy C kosztuje 160 zł. Kiedyś wydawało mi się, że to właśnie tacy sprzedawcy są źródłem dezinformacji i pseudomedycznego zła. Następnie myślałem, że nie są jego źródłem a owocem. Obecnie coraz bardziej przychylam się do zdania, że trzydziestolatek leczący swoją matkę kadzidełkiem i allegrowicz handlujący leczniczym orientalnym gównem to jedna i ta sama osoba. Kat i ofiara w jednym, czyli pełen dramat.
Postępująca znieczulica uodporniła mnie na widok lamp do koloroteriapii, tajemniczych "przyrządów przeciwbólowych" i ajurwedyjskich okularów. Jakoś to przełknąłem. Są jednak rzeczy których nie zdzierżę. Na przykład wciąż reaguję na otręby ryżowe leczące raka. Na mieszankę oleju słonecznikowego z jajkami, cofającą każdy nowotwór po 358 zł. Kto jest gorszy Haslik, czy patafian opychający sok z winogron chorym na raka, po 255 zł za litr? Każdy może kupić sobie witaminę C po 5 zł, ale kiedy chemioterapia nie pomaga wtedy możesz się zaopatrzyć w taką specjalną witaminę C. Oczywiście listek takiej witaminy C kosztuje 160 zł. Kiedyś wydawało mi się, że to właśnie tacy sprzedawcy są źródłem dezinformacji i pseudomedycznego zła. Następnie myślałem, że nie są jego źródłem a owocem. Obecnie coraz bardziej przychylam się do zdania, że trzydziestolatek leczący swoją matkę kadzidełkiem i allegrowicz handlujący leczniczym orientalnym gównem to jedna i ta sama osoba. Kat i ofiara w jednym, czyli pełen dramat.
Zważywszy, że blog ten dotyczy rzeczy, które interesują głównie oszołomów, z natury rzeczy przez te 7 lat przewinęło się tu sporo osobliwych intelektualnie postaci. Mimo to, uzdrowicieli z sekciarskim zacięciem policzyłbym na palcach jednej ręki. Szacuje natomiast, że matki małych Jasiów leczących ich sokiem z żurawiny, mogły w tym czasie napisać od 1,2 tys do 1,6 tys komentarzy. Mniej więcej tak rysują się te proporcje.
Ludzie którzy swoimi poradami szkodzą innym to nie mityczni szamani o natapirowanych włosach i szaleństwem wypisanym na twarzy. To niestety nasze sąsiadki, nasi koledzy z pracy i uprawiające fitness szefowe. Swoją wiedzę czerpią z sensacyjnie brzmiących tekstów. Próbowali kiedyś przeczytać coś mądrego ale nie zrozumieli, a to co nie doczytali sami sobie dopowiedzieli. Lepiej byłoby dla nich nie wiedzieć niczego, niż wiedzieć to co wyczytali w kolorowych poradnikach.
Choć w przeciwieństwie do zaczadzonej zabobonem tłuszczy wiem, że leki generyczne to nie to samo co geriatryczne, a przegląd systematyczny to nie taki który wykonuje się systematycznie - nie przyszło mi do głowy kogoś leczyć! Okołomedyczne zainteresowania uczą mnie aby swoje zdrowie oddać w ręce lekarzy. Jeśli twoje lektury uczą cię czegoś wprost przeciwnego, to pora pozbyć się paru zakładek z przeglądarki.
Ludzie którzy swoimi poradami szkodzą innym to nie mityczni szamani o natapirowanych włosach i szaleństwem wypisanym na twarzy. To niestety nasze sąsiadki, nasi koledzy z pracy i uprawiające fitness szefowe. Swoją wiedzę czerpią z sensacyjnie brzmiących tekstów. Próbowali kiedyś przeczytać coś mądrego ale nie zrozumieli, a to co nie doczytali sami sobie dopowiedzieli. Lepiej byłoby dla nich nie wiedzieć niczego, niż wiedzieć to co wyczytali w kolorowych poradnikach.
Choć w przeciwieństwie do zaczadzonej zabobonem tłuszczy wiem, że leki generyczne to nie to samo co geriatryczne, a przegląd systematyczny to nie taki który wykonuje się systematycznie - nie przyszło mi do głowy kogoś leczyć! Okołomedyczne zainteresowania uczą mnie aby swoje zdrowie oddać w ręce lekarzy. Jeśli twoje lektury uczą cię czegoś wprost przeciwnego, to pora pozbyć się paru zakładek z przeglądarki.