Temat zachorowań na odrę odpłynął w zapomnienie. Podwarszawskie ognisko choroby dało jednak pretekst aby rozmówić się z antyszczepionkowcami. Owocem tego była debata Jerzego Zięby i Marka Posobkiewicza, którą szerzej opisał Łukasz. Pewnie bym o tym nie mówił gdyby nie to, że jestem świeżo po najnowszej książce Paula Offita: "Złe rady: czemu celebryci, politycy i aktywiści nie są najlepszym źródłem wiedzy o zdrowiu". Offit jest szanowanym wakcynologiem (specjalistą od szczepień) i popularyzatorem nauki ze sporym dorobkiem. Ma też chyba największe na świecie doświadczenie w walce z antyszczepionkowcami. Robi to niemal zawodowo od 30 lat. To, co sądzi o takich debatach można przełożyć na polskie bagienko.
- Po pierwsze. Nie podchodź do debaty jeśli prowadzący nie jest po twojej stronie. Programy telewizyjne mają zarabiać. Głównym narzędziem są ciekawe historie. W każdej opowieści musi znaleźć się jakaś ofiara, bohater i złoczyńca. We wspomnianej TVNowskiej debacie, za tego ostatniego robił Jerzy Zięba. Ofiarami byli naiwni ludzie płacący krocie za podejrzane specyfiki. Jednak łaska mediów na pstrym koniu jeździ. Wczoraj Zięba robił za chciwego szarlatana, jutro to lekarz będzie bezdusznym katem na pasku koncernów. Ofiary są zawsze te same - zwykli ludzie.
- Po drugie. Jeśli przytoczysz jakieś dane, to zostaną opacznie zrozumiane. Offit odpowiedział zaniepokojonym rodzicom, czy szczepienie na 27 chorób w ciągu roku, to nie za dużo dla układu odpornościowego dziecka. Obliczył, że dotknięcie matki jest większym wyzwaniem dla zdrowia malucha, niż jednoczesne przyjęcie 10 tysięcy szczepionek. To wystarczyło, aby po mediach rozeszło się, że zaleca podawanie dzieciom 10 tysięcy szczepionek. Plotka szybko mutowała. Na spotkaniu ze studentami dziennikarstwa, jeden z uczniów na poważnie zapytał go "jak to jest być zaszczepionym 10 tysięcy razy". Najzabawniejszą wersją było podanie w lipcu 2017 informacji, że Offit zmarł w wyniku przyjęcia 10 tysięcy szczepionek.
- Po trzecie. Kłócąc się z szarlatanem uwiarygadniasz go. Debatując w temacie w którym wszystko jest jasne, milcząco wspierasz tezę, że temat wart jest dyskusji. Widzowie szybko zapomną po której stronie stali eksperci. Zapamiętają tylko fakt istnienia sporu. Jak pisze Offit: "to dobrze dla telewizji, źle dla nauki i bardzo źle dla widzów". Przypomina to krytykę jaka spłynęła na Billego Nyea za debatę z kreacjonistą Kenem Hamem. Richard Dawkins napisał wówczas: "Odrzucając zaproszenie na debatę wychodzisz na tchórza. Jednak to i tak lepsze niż dać kreacjonistom to czego pragną - zainteresowanie ze strony nauki". Jerzy Zięba będzie zawsze zainteresowany takim starciem, niezależnie od wyniku. To w końcu darmowe pół godziny w telewizji na tle profesorów.
- Po czwarte. Debaty z antyszczepionkowcami nie mają znaczenia. Ludzie nie podejmują decyzji o szczepieniu na podstawie danych. To czy rodzice zdecydują się zaszczepić dzieci zależy od tego jak postrzegają lekarzy i urzędników odpowiedzialnych za zdrowie publiczne. Im większe zaufanie obywateli do służby zdrowia, tym większa wyszczepialność. W krajach skandynawskich gdzie szczepienia są dobrowolne szczepi się więcej dzieci niż na południu Europy, gdzie szczepienia są obowiązkowe.
Konkluzja. Fajnie wyglądają takie wypunktowania, prawda? Łatwiej się piszę, bo nie trzeba łączyć akapitów w jedną całość. Z mniej ważnych rzeczy: lekarze chyba nie powinni dyskutować z Panem Jerzym. To nie znaczy, że nie należy mu się żaden oponent. Należy mu się, ale równy stanem. Na przykład zapłakana matka, której dziecko umarło, bo nie poszła z nim do lekarza. Albo po prostu dziecko, które wyszło z gabinetu zabiegowego. Dzieciak, który poszedł się zaszczepić aby opuścić lekcję biologii. Wyobraźcie sobie co to byłaby za debata, Zięba broniący biologi!