Najchętniej oglądalne debaty dotyczą problemów nieobsługiwanych przez naukę, na które nie udziela ona jednoznacznych odpowiedzi. Brylują zatem dyskusje o legalizacji marihuany, eutanazji i karze śmierci. Nasz stosunek do przerywania ciąży zależy od nazewnictwa zygoty. To, czy zygota jest dzieckiem nie jest oczywiście problemem naukowym. Odrobinę, ale tylko odrobinę lepiej jest z definiowaniem tego, czy w 21 dniu, można mówić o bijącym sercu. Pełnię swoich skrzydeł nauka rozpościera dopiero w jednej z odnóg tej debaty - relacji pomiędzy aborcją a zdrowiem.
Czy istnieje syndrom postaborcyjny? Termin post-abortion syndrome (PAS) został wprowadzony przez Vincenta Rue, reprezentującego organizację pro-life w czasie przesłuchania w amerykańskiej podkomisji senatu w 1981. PAS obejmuje szeroki wachlarz niepożądanych reakcji emocjonalnych, występujących po usunięciu ciąży. Istnieją badania, które wskazują pozytywną korelację pomiędzy dokonywaniem aborcji a zwiększonym odsetkiem samobójstw. Trudno jednak dowieść, aby sam zabieg aborcji miał jakiś decydujący wpływ na ten wynik. Tym bardziej, że jeszcze lepiej niż z samobójstwami, aborcja skorelowana jest ze zwiększoną zapadalnością na AIDS i chorobami układu sercowo-naczyniowego. W 1990 Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne przeprowadziło analizę wszystkich badań jakie ukazały się na ten temat w języku angielskim. W oświadczeniu czytamy: legalna aborcja niechcianej ciąży i przeprowadzona w pierwszym trymestrze nie stwarza zagrożenia dla zdrowia psychicznego większości kobiet. Kilka lat temu APA znów dokonało podobnej analizy, tym razem biorąc pod uwagę badania z lat 1989-2008, z takim samym rezultatem. Niecały rok temu oświadczenie, iż aborcja nie wiąże się z zagrożeniem dla zdrowia psychicznego kobiet wydało Królewskie Towarzystwo Psychiatryczne. Syndrom postaborcyjny nie znalazł powszechnej akceptacji poza wspólnotami pro-life i nie widnieje w obowiązującej klasyfikacji zaburzeń psychicznych. Obecnie uważa się, że dalsze badania porównawcze powinny konfrontować stan psychiczny kobiet, które poddały się aborcji ze stanem psychicznym kobiet, których ciąża była ciążą nieplanowaną.
Czy aborcja może przyczynić się do przyszłych poronień? Zarówno środowiska pro-choice jak i pro-life dysponują wygodnymi dla siebie badaniami. Największe i chyba najbardziej wiarygodne badania na ten temat zostały opublikowane dwa miesiące temu w piśmie Human Reproduction. Wykonano je na próbie 300 858 fińskich matek, z czego 31 083 (10,3%) dokonało jednej, 4417 (1,5%) miało za sobą dwie, a 942 (0,3%) trzy lub więcej aborcji nim urodziło swoje pierwsze dziecko. Kobiety, którzy poddały się trzem aborcjom miały niewielki, ale istotny statystycznie wzrost ryzyka urodzenia dziecka z niską (2500g) i bardzo niską (poniżej 1500g) masą ciała. W grupie tej częściej notowano też wcześniaki. Wśród kobiet, które nigdy nie poddały się aborcji skrajne wcześniactwo (urodzenie się przed 26 tygodniem ciąży) zdarzało się w 3 przypadkach na 1000 urodzeń. Wśród kobiet, które poddały się jednej aborcji w 4; wśród kobiet, które dokonały 2 aborcji w 6 przypadkach. Wśród kobiet, które usunęły ciążę 3 i więcej razy - w 11 przypadkach na 1000 mieliśmy do czynienia ze skrajnym wcześniactwem. Autorzy nie podjęli się wnioskowania czy aborcje mogą spowodować większą śmiertelność niemowląt. Mimo tak wielkiej próby, śmierć okołoporodowa zdarza się w Finlandii bardzo rzadko - 1498 przypadków w przeciągu 12 lat (1996-2008). Można jednak domniemywać, że istnieje niewielki wzrost śmiertelności u kobiet wielokrotnie usuwających ciążę. Zauważono też, że kobiety, które poddawały się aborcji były częściej samotne, więcej paliły i znajdowały się niżej w hierarchii ekonomicznej, co mogło mieć znaczenie dla wyniku badania.
Czy aborcja stanowi zagrożenia dla kobiety? Według WHO na świecie umiera rocznie około 67 tys. kobiet (z czego 97% w Afryce i Azji), w wyniku aborcji przeprowadzanych w środowisku nie spełniającym standardów medycznych i wykonywanych przez osoby nie posiadające do tego jakichkolwiek kwalifikacji. Szacuje się, że w całej Europie, w wyniku nielegalnie przeprowadzanych aborcji, umiera około 50 kobiet rocznie. Z opublikowanych w tym roku badań wynika, że śmierć pacjentki podczas nadzorowanego zabiegu aborcji w USA zdarza się raz na 160 tysięcy przypadków. Nowym i modnym postulatem jest zwiększona zapadalność na raka piersi wśród kobiet, które usunęły ciąże. Optuje za tym kilka dość egzotycznych stowarzyszeń medycznych, takich jak Catholic Medical Association czy American Association of Pro-Life Obstetricians and Gynecologists. Największe i najbardziej prestiżowe gremia medyczne jak WHO czy American Cancer Society zaprzeczają tezie, jakoby aborcja przyczyniała się do zwiększonej zapadalności na nowotwór piersi. Kiedy spór przeniósł się na płaszczyznę polityczną, National Cancer Institute powołał ponad 100 ekspertów, aby przeanalizowali zgromadzone na ten temat dane. W konkluzji tych prac czytamy, że choć niektóre badania znalazły pozytywną korelację między rakiem piersi a aborcją, najbardziej rygorystyczne z badań pokazują, że aborcja nie wiąże się ze wzrostem ryzyka raka piersi, a badania, które wskazywały na tą zależność zawierały błędy natury statystycznej.