Przyglądałem się w niedzielne południe Iwonie Schymali. Patrzyłem na jej wejścia antenowe przecinane słowami papieża. To, co i jak mówiła sprawiało, że ona i papież zlewali mi się w jedno. Patrząc na standard dyskusji o religii, tym bardziej powinniśmy dbać o kaganki rozumu. Z pejzażu religijnego patosu i moralizatorskiego tonu wybija się audycja Cezarego Łasiczki, gdzie o byciu ekspertem nie decyduje ilość godzin wyklęczanych na kościelnej posadzce. Czarek jako nasz człowiek, poza metafizycznymi ciągotami przejawia też zdrowe, naukowe zainteresowania. W przedostatnim wywiadzie dostępnym na stronie nawiedza go profesor Anna Mikołejko, aby opowiedzieć słuchaczom coś na temat spirytyzmu. Wywoływanie duchów naukowym okiem - nic tylko słuchać. Tymczasem przez prawie godzinę wydawało mi się, że słucham Nautilusa Radia Zet. Nasza poczciwa Łasica została uwięziona w jakiejś ektoplazmatycznej pułapce. Jakby Bernatowicz zafarbował włosy, ubrał sukienkę i podszył się pod tytuł profesora.
Koniec przekazu. Bądź tu teraz prostym człowiekiem, a po wysłuchaniu takiej informacji zostanie ci jeno w głowie. "Naukowiec z radia potwierdził, że aby pozbyć się hałaśliwego ducha, należy odnaleźć jego ciało". Pani Anno, wypadałoby tu coś dodać, nieprawdaż? Stukania pochodziły nie od ducha, ale od jednej z sióstr. U schyłku swojej kariery Margaret Fox ujawniła tą niesforną paranormalną postać - był nią wielki palec u jej stopy. Udało jej się wyćwiczyć palucha na tyle, aby "pstrykać" nim tak jak wiele osób robi to przy pomocy kciuka. Nawet po zaprezentowaniu tego triku publicznie, wiele osób nie uwierzyło jej, że wszystko to było mistyfikacją. Następny fragment wywiadu zdradza, że profesor Mikołejko może być jedną z nich.
Julian Ochorowicz, że przypomnę, to XIX wieczny badacz mediumizmu, ulubieniec polskich spirytystów. W jednym z wywiadów pani Mikołejko nie kryje podziwu dla tej osoby, nazywając go nawet "wielkim sceptykiem". Co dokładnie mówi ten wielki sceptyk? Jest to klasyczne, naiwne i prymitywne tłumaczenie oszustw wszelkiej maści. Otóż łapanie na oszustwie nie dowodzi, że media oszukują, bo na pewno oszukiwały akurat wtedy kiedy próbowano ich na tym złapać - na co dzień obywają się bez matactw. Jak wiadomo zawsze oszukujemy, kiedy ktoś testuje naszą wiarygodność, aby bez złych sceptyków za plecami bazować tylko na swoich nadnaturalnych mocach. Jakimi zatem "nieuświadomionymi czynnościami, tak że nie mogło być mowy o oszustwie" parała się największa medium Europy, przez przypadek żona iluzjonisty, pani Palladino? Otóż nieświadomie posiadała specjalne buty, z których dało się wyciągnąć stopę tak, że but który trzymali kontrolerzy pozostał nieruchomo, przez co udział jej nóg w lewitacji stolika wydawał się niemożliwy. Przyłapano ją, że w rękawach, nieświadomie oczywiście, trzymała gumową gruszkę, aby w zamkniętych pomieszczeniach móc poruszyć zasłonką, którą dla publiczności poruszyć mógł jedynie przybyły właśnie duch. Mikołejko uwiarygadnia media jeszcze innym "badaczem"
Nie wiem jakie znaczenie ma Nobel za badanie reakcji alergicznych na demaskowanie latających stolików, ale najwidoczniej duże jeśli warto to nadmienić. Z protokołów badań Richeta na naszym wielkim jasnowidzu Ossowieckim wiemy jak wyglądały jego "badania". Testy na jasnowidzenie były prowadzone na kartach, które Ossowiecki trzymać mógł w rękach, co nawet wtedy dla rzetelnych badań było czymś nie do pomyślenia. Nie były to testy wyboru, tak jak być powinny, a testy skojarzeniowe. Ktoś coś nabazgrał, on coś nabazgrał i cała zabawa polegała na tym jak te dwa bazgroły były do siebie podobne. Jeden z testów polegał na interpretacji wiersza umieszczonego przed jasnowidzem w kopercie, zaś Charles Richet miał ustalić na ile trafny jest to opis. Wiemy dokładnie jak wyglądała atmosfera tego testu. Ossowiecki pieprzył coś, że widzi emocje, tęsknotę i uczucia, a gość z zagranicy krzyczał - tak! O boże znowu trafiłeś! I znowu! I jeszcze raz!
Siostry Fox zadawały pytania, na które znajdywano odpowiedzi w postaci stuków. Pojedyncze stuknięcie oznaczało tak, podwójnie nie (...) Ich dom przebadano, znajdując ponoć jakiś szkielet w ścianie. Stuki jednak trwały, dopóty w piwnicy nie odnaleziono szkieletu tej właściwej osoby (tej która hałasowała, tamta ze ściany była akurat spokojna - przyp.).
Koniec przekazu. Bądź tu teraz prostym człowiekiem, a po wysłuchaniu takiej informacji zostanie ci jeno w głowie. "Naukowiec z radia potwierdził, że aby pozbyć się hałaśliwego ducha, należy odnaleźć jego ciało". Pani Anno, wypadałoby tu coś dodać, nieprawdaż? Stukania pochodziły nie od ducha, ale od jednej z sióstr. U schyłku swojej kariery Margaret Fox ujawniła tą niesforną paranormalną postać - był nią wielki palec u jej stopy. Udało jej się wyćwiczyć palucha na tyle, aby "pstrykać" nim tak jak wiele osób robi to przy pomocy kciuka. Nawet po zaprezentowaniu tego triku publicznie, wiele osób nie uwierzyło jej, że wszystko to było mistyfikacją. Następny fragment wywiadu zdradza, że profesor Mikołejko może być jedną z nich.
Julian Ochorowicz, który śledził eksperymenty, którym poddawano Eusapie Palladino był przekonany, że nie oszukuje. Twierdził jednak, iż media mają taką skłonność kiedy są w transie, że pomagają sobie fizycznie, kiedy ich medialne właściwości słabną. Media o tym nie wiedzą, nie może być tu zatem mowy o oszustwie.
Julian Ochorowicz, że przypomnę, to XIX wieczny badacz mediumizmu, ulubieniec polskich spirytystów. W jednym z wywiadów pani Mikołejko nie kryje podziwu dla tej osoby, nazywając go nawet "wielkim sceptykiem". Co dokładnie mówi ten wielki sceptyk? Jest to klasyczne, naiwne i prymitywne tłumaczenie oszustw wszelkiej maści. Otóż łapanie na oszustwie nie dowodzi, że media oszukują, bo na pewno oszukiwały akurat wtedy kiedy próbowano ich na tym złapać - na co dzień obywają się bez matactw. Jak wiadomo zawsze oszukujemy, kiedy ktoś testuje naszą wiarygodność, aby bez złych sceptyków za plecami bazować tylko na swoich nadnaturalnych mocach. Jakimi zatem "nieuświadomionymi czynnościami, tak że nie mogło być mowy o oszustwie" parała się największa medium Europy, przez przypadek żona iluzjonisty, pani Palladino? Otóż nieświadomie posiadała specjalne buty, z których dało się wyciągnąć stopę tak, że but który trzymali kontrolerzy pozostał nieruchomo, przez co udział jej nóg w lewitacji stolika wydawał się niemożliwy. Przyłapano ją, że w rękawach, nieświadomie oczywiście, trzymała gumową gruszkę, aby w zamkniętych pomieszczeniach móc poruszyć zasłonką, którą dla publiczności poruszyć mógł jedynie przybyły właśnie duch. Mikołejko uwiarygadnia media jeszcze innym "badaczem"
naukowiec tej klasy co prof. Charles Richet, laureat Nagrody Nobla z 1913 roku w dziedzinie medycyny.
Nie wiem jakie znaczenie ma Nobel za badanie reakcji alergicznych na demaskowanie latających stolików, ale najwidoczniej duże jeśli warto to nadmienić. Z protokołów badań Richeta na naszym wielkim jasnowidzu Ossowieckim wiemy jak wyglądały jego "badania". Testy na jasnowidzenie były prowadzone na kartach, które Ossowiecki trzymać mógł w rękach, co nawet wtedy dla rzetelnych badań było czymś nie do pomyślenia. Nie były to testy wyboru, tak jak być powinny, a testy skojarzeniowe. Ktoś coś nabazgrał, on coś nabazgrał i cała zabawa polegała na tym jak te dwa bazgroły były do siebie podobne. Jeden z testów polegał na interpretacji wiersza umieszczonego przed jasnowidzem w kopercie, zaś Charles Richet miał ustalić na ile trafny jest to opis. Wiemy dokładnie jak wyglądała atmosfera tego testu. Ossowiecki pieprzył coś, że widzi emocje, tęsknotę i uczucia, a gość z zagranicy krzyczał - tak! O boże znowu trafiłeś! I znowu! I jeszcze raz!
Obawiam się, że naukowy dystans do przedmiotu swych badań dawno poszedł u pani profesor w odstawkę. Anna Mikołejko wydaje się wierzyć nawet w Jackowskiego. Na sugestie Pana Łasiczki, iż przydałby się nam w Polsce znów taki świetny jasnowidz, zza mikrofonu dobiega lekko podniecony głos "mamy, mamy przecież takiego jasnowidza! Z Czuchowa! Ileś segregatorów potwierdzających skuteczność Jackowskiego, w końcu współpracuje z policją!". Został nawet człowiekiem roku - kontynuowała zachwalanie Jackowskiego. Kto go ogłosił człowiekiem roku - pyta redaktor. Czasopismo "Nieznany Świat". To wiele wyjaśnia - kończy z przekąsem Łasiczka.