Są na świecie rzeczy tak oczywiste, że nie ma sensu pytać o dowody. Na przykład czarownice. W XVI i XVII wieku uważano, że czarownice po prostu są. Co prawda nikt nie widział latającej czarownicy, ale każdy znał kogoś, kto znał kogoś, kto ją widział. Były ryciny, opowieści uchodzące za prawdziwe i prawdziwy strach przed magią. To wystarczyło, aby traktować czarownice za pewnik. Można z tej wiary drwić. Można tłumaczyć ją pustymi frazesami o braku edukacji i o ograniczonym dostępie do wiedzy. Tymczasem niepytanie o dowody wciąż ma się świetnie. Wiele wspólnego z czarownicami mają jegomoście, znani jako kanibale.
Od przynajmniej 100 lat podejrzewamy, że ludożerca jest bardziej konstrukcją literacką niż faktyczną osobą. Przed wojną pisał o tym Jan Bystroń. Kanibalizm był cechą oznaczającą obcego, podobnie jak brzydki zapach i paranie się magią. W XVII wieku we Francji, za ludożerców uchodzili Polacy, którzy mieli przejąć ten zwyczaj od Sarmatów. W tym samym czasie Polacy przypisywali jedzenie ludzkiego mięsa Kozakom i Żydom. Od starożytności, kanibale żyli tuż za granicami znanego nam świata. Tam gdzie kończyła się mapa, tam żerowali kanibale. W czasach wielkich odkryć geograficznych namnożyło się nieznanych krain, a zatem zaroiło się od ludożerców. Podróżnicy donosili o kanibalach, pomiędzy historiami o smokach a opowieściami o dwugłowych mieszkańcach antypodów.
Niewiele pomógł najazd etnografów, którzy wyruszyli w teren aby opisać kanibali. Badacze egzotycznych ludów, nie ważne gdzie i kiedy przybywali, za każdym razem trafiali w niefortunny moment. Był to dokładnie ten, w którym dana społeczność przestała być kanibalami. Masz ci los. Za to bardzo chętnie, owe dzikie plemiona oskarżały o kanibalizm swoich sąsiadów. Nie ważne zatem gdzie udali się etnografowie, ludożercy byli zawsze gdzieś obok. Frustracja ta doprowadziła Williama Arensa do słynnej monografii kanibalizmu The Man-Eating Myth. Po przekopaniu się przez tony relacji o kanibalach, Arens nie natrafił na ani jedno wiarygodne świadectwo, potwierdzające istnienie zwyczaju zjadania ludzi.
Trzeba zaznaczyć, że Arens nie przekreślał istnienia kanibalizmu jako takiego. Na świecie zdarzają się przypadki survival cannibalism, czyli jedzenia innych ludzi z głodu. Trafiają się też kreatywni psychopaci, którzy poza zabijaniem ludzi, mają fantazje by ich jeszcze wszamać. Jednak według Arensa nigdzie na świecie, nie uważano kanibalizmu za coś normalnego. Nigdzie nie był postrzegany przez ogół społeczeństwa jako zachowanie dopuszczalne. Wszędzie był on patologią. Jeśli kanibalizm był gdzieś akceptowany, to nie był to kanibalizm dosłowny, a symboliczny. Do takich można zaliczyć jedzenie popiołów po zmarłych przez hinduskich aghori, czy spożywanie ciała swojego bóstwa pod postacią zbożowego opłatka.
Praca Arensa spotkała się z falą sprzeciwu. Krytyczni byli szczególnie ci autorzy, którzy kilka lat wcześniej wydali książkę z sensacyjnym kanibalem w tytule, jak Marvin Harris. Obecnie sądzimy, że książka Arensa nie przekreśla kanibalizmu. Pokazuje jednak, że ludożerstwo było wśród egzotycznych kultur jakimś absolutnym marginesem. Zainspirowała też badaczy z całego świata, do przeglądu "dowodów na kanibalizm" na swoim lokalnym poletku. Na polskim gruncie dokonał tego Waldemar Kuligowski. Przyjrzał się on najsłynniejszym opisom kanibali autorstwa polskiego podróżnika Krzysztofa Arciszewskiego. Okazało się, że i on nie widział kanibali, a jedynie znał kogoś, kto znał kogoś, kto ich widział.
Choć kanibale gdzieś tam pewnie żyli, to są zjawiskiem tak rzadkim, że praktycznie mitycznym. Jedzenie ludzi podkreśla nieludzki charakter danej grupy. Nie przez przypadek ludźmi karmią się wilkołaki, wampiry, zombie, i inne wymyślone stwory. Ludożerstwo jest charakterystycznym elementem historii wymyślonych. Jeśli gdzieś pojawiają się kanibale gotujący ludzi w kotłach, to może być to sygnał, że coś z tą historią jest nie tak.