Jak już może niektórzy zauważyli, polska "ateosfera" poniosła niemałą stratę, w poniedziałek, 10 sierpnia do Pana odszedł nasz kolega, autor Olaboga, Paweł Piasecki. Czytałem jego ostatni wpis i nie wierzyłem - stając się w tym momencie podwójnie niewierzącym - próbując przy tym zapamiętać, aby omijać Miłosza szerokim łukiem Już na poważnie, myślę że nie tylko mnie zaskoczyła deklaracja Pawła o "skruszeniu" jego ateizmu. Jego świetny blog zawsze wiele wnosił na tle blogów zbuntowanych nastolatków. Cokolwiek by nie mówić o tej przemianie, bez wątpienia zrobił to z klasą i wielką pokorą. Niestety dla niego ale stety dla jego czytelników. Nie sądzę aby po tak głębokim obcowaniu z ateizmem jego mózg zaznał kiedyś chrześcijańskiego spokoju, zatem już tylko czekamy na jego rychły powrót.
Interesujące są powody dla których Paweł opuścił mroki ateizmu. Wiem o nich tyle ile sam lakonicznie napisał, z tego co jednak widzę, nie odbiega od innych tego typu przypadków. Konflikt między wiedzą (że czegoś nie ma) a wiarą (że jednak jest) rozwikłać można na gruncie emocjonalnym. Prawdziwy bezsens życia nie wygląda najlepiej przy możliwościach wpływu na rzeczy na które wpływu mieć nie można i obietnicy sprawiedliwości, której nigdy na co dzień nie doświadczamy. Nie łatwo trwać w perspektywie znikąd donikąd, kiedy religia kusi nadaniem wyższego sensu. Potwierdziły to badania Instytutu Gallupa, w których głęboko wierzący" dwukrotnie częściej oceniały się jako osoby szczęśliwe. Międzynarodowe badania przeprowadzone w 16 krajach dowiodły natomiast, że dzieje się to praktycznie niezależnie od wyznawanej religii.
Istnieje spore grona ateistów, także wśród moich przyjaciół, które zazdrości tym którzy potrafią prawdziwie wierzyć. Z punktu widzenia zawiłej teologi ateizm to także boża łaska. Wiara jest łaską poznania Boga, zaś ateizm poznania natury ludzkiej. Ateizm jest też pewnym rodzajem doświadczenia mistycznego, zwanego niemym nawoływaniem Boga, pierwotnie przywoływanym w kontekście biblijnej niewoli w Egipcie czy holokaustu. Kiedy pomimo swych wysiłków nie potrafimy usłyszeć Boga, próba naszego doświadczenia jego obecności niejako ratuje nas od ognia piekielnego. Przynajmniej na dziś, możemy nie wierzyć i mieć jeszcze szanse na katolickie niebo.
Pamiętajmy że wiara nie daje niczego za darmo. Bóg ofiarowuje ale i wymaga, pociesze ale i wiele zabrania. Wiele z tych nakazów są "moralnie naturalne", inne już mniej oczywiste. Osobiście przeraża mnie zahipnotyzowany tłum wstający i siadający, klęczący i znów wstający. Pogłos w kościelnych murach powtarzania wciąż tych samych fraz i strach przed zmienieniem choćby słowa w którejś z popularnych modlitw. Niewiara pozwala nie oglądać się wciąż "na górę", przynosi duchową samotność jednak za cenę wolności. Co prawda nasz interlokutor jest równie rozmowny jak piłka z która dyskutuje Tom Hanks w "Cast Away", mogę jednak zrozumieć że komuś to odpowiada.
Istniej wiele pokus zesłania na siebie błogiego szczęścia. W jednym z odcinków Simpsonów, głowa rodziny, zarazem człowiek nie słynący z inteligenci, Homer, znajduje w swoim nosie kredkę. Okazało się że pastelowa kredka od dzieciństwa uciskał mu mózg. Po jej wyciągnięciu jego IQ gwałtownie rośnie, jednak życie przestaje go cieszyć. Zaczyna dostrzegać głupotę i prostactwo popularnych komedii, ciągłe napominanie o rozwagę innych nie zjednuje mu nowych przyjaciół. Dochodząc do wniosku, iż nie znając świata jakim był naprawdę czuł się szczęśliwszy, ostatecznie upycha sobie kredkę z powrotem w okolice mózgu. Niestety w nieanimowanym życiu, nie mamy takich możliwości. Zostaje żyć bez kredki, a już na pewno nie udawać że jest w naszym nosie, kiedy jej tam nie ma.
Interesujące są powody dla których Paweł opuścił mroki ateizmu. Wiem o nich tyle ile sam lakonicznie napisał, z tego co jednak widzę, nie odbiega od innych tego typu przypadków. Konflikt między wiedzą (że czegoś nie ma) a wiarą (że jednak jest) rozwikłać można na gruncie emocjonalnym. Prawdziwy bezsens życia nie wygląda najlepiej przy możliwościach wpływu na rzeczy na które wpływu mieć nie można i obietnicy sprawiedliwości, której nigdy na co dzień nie doświadczamy. Nie łatwo trwać w perspektywie znikąd donikąd, kiedy religia kusi nadaniem wyższego sensu. Potwierdziły to badania Instytutu Gallupa, w których głęboko wierzący" dwukrotnie częściej oceniały się jako osoby szczęśliwe. Międzynarodowe badania przeprowadzone w 16 krajach dowiodły natomiast, że dzieje się to praktycznie niezależnie od wyznawanej religii.
Istnieje spore grona ateistów, także wśród moich przyjaciół, które zazdrości tym którzy potrafią prawdziwie wierzyć. Z punktu widzenia zawiłej teologi ateizm to także boża łaska. Wiara jest łaską poznania Boga, zaś ateizm poznania natury ludzkiej. Ateizm jest też pewnym rodzajem doświadczenia mistycznego, zwanego niemym nawoływaniem Boga, pierwotnie przywoływanym w kontekście biblijnej niewoli w Egipcie czy holokaustu. Kiedy pomimo swych wysiłków nie potrafimy usłyszeć Boga, próba naszego doświadczenia jego obecności niejako ratuje nas od ognia piekielnego. Przynajmniej na dziś, możemy nie wierzyć i mieć jeszcze szanse na katolickie niebo.
Pamiętajmy że wiara nie daje niczego za darmo. Bóg ofiarowuje ale i wymaga, pociesze ale i wiele zabrania. Wiele z tych nakazów są "moralnie naturalne", inne już mniej oczywiste. Osobiście przeraża mnie zahipnotyzowany tłum wstający i siadający, klęczący i znów wstający. Pogłos w kościelnych murach powtarzania wciąż tych samych fraz i strach przed zmienieniem choćby słowa w którejś z popularnych modlitw. Niewiara pozwala nie oglądać się wciąż "na górę", przynosi duchową samotność jednak za cenę wolności. Co prawda nasz interlokutor jest równie rozmowny jak piłka z która dyskutuje Tom Hanks w "Cast Away", mogę jednak zrozumieć że komuś to odpowiada.
Istniej wiele pokus zesłania na siebie błogiego szczęścia. W jednym z odcinków Simpsonów, głowa rodziny, zarazem człowiek nie słynący z inteligenci, Homer, znajduje w swoim nosie kredkę. Okazało się że pastelowa kredka od dzieciństwa uciskał mu mózg. Po jej wyciągnięciu jego IQ gwałtownie rośnie, jednak życie przestaje go cieszyć. Zaczyna dostrzegać głupotę i prostactwo popularnych komedii, ciągłe napominanie o rozwagę innych nie zjednuje mu nowych przyjaciół. Dochodząc do wniosku, iż nie znając świata jakim był naprawdę czuł się szczęśliwszy, ostatecznie upycha sobie kredkę z powrotem w okolice mózgu. Niestety w nieanimowanym życiu, nie mamy takich możliwości. Zostaje żyć bez kredki, a już na pewno nie udawać że jest w naszym nosie, kiedy jej tam nie ma.