Jak mawia stare przysłowie, kto zajmuje się dzikimi owcami, ten wabi pielgrzymki z debilami. No dobrze, może nie ma takiego przysłowia, ale będzie! W listopadzie biolodzy zajmujący się muflonami zauważyli w kanionie w Utah wypolerowany monolit. O Jezuśku - pomyślały media z całego świata! O tym trzeba napisać! Tak, światowym newsem okazał się wbity w pustynie słup. Do Utah ściągnęły tłumy. Po kilkunastu dniach monolit rozebrano. Okazał się pusty w środku i zbudowany z dykty, podobnie jak cała ta historia. Sprawa była jednak zbyt głośna, a pokusa skopiowania pomysłu zbyt wielka, aby wszystko tak po prostu ucichło. Świat dosłownie zalała fala monolitów. Instalacje artystyczne, a czasami całe akcje marketingowe oparte na monolitach przelały się od Ameryki Południowej po Europe.
Pomysł nie był oryginalny. W 2010 roku podobny monolit pojawił się w Denver. Zaś w roku 2001 taką stalową konstrukcję mogli zobaczyć mieszkańcy Seattle. Do tej ostatniej przyznała się grupa artystów znana jako Some People. Daty te nie są przypadkowe i oczywiście nawiązują do filmów Odyseja kosmiczna 2001 i 2010. To tam po raz pierwszy pojawia się monolit. Od końca lat 60. monolit robi już samodzielną karierę w kulturze popularnej. Znajdziemy go na łamach komiksów, seriali, na okładkach płyt, w skrócie wszędzie. Gdziekolwiek by nie był, monolit robi za artefakt zaawansowanej cywilizacji albo manifestacje nadprzyrodzonej siły. W szerszym rozumieniu monolit jest przejawem, popularnej wśród autorów s-f złowieszczej geometrii (sinister geometry). Tak nazywamy wielkie struktury w postaci sześcianów, kul czy piramid, które niepokoją swoją doskonałością.
Tak naprawdę dopiero uświadamiając sobie, że monolit jest fikcyjnym, filmowym artefaktem, dochodzi do nas z jak dziwną sytuacją mamy do czynienia. Żyjemy w czasach, w których filmowa fikcja wycieka do rzeczywistego świata. Te czasy, to tak naprawdę każde czasy. Połowa tego bloga jest o literackiej fikcji, która zaczęła żyć własnym życiem, jako coś prawdziwego. Pierwotnie miałem napisać o QAnonie - zaszyfrowanych przekazach, którymi żyła przed wyborami Ameryka. Pomyślałem jednak, co to za różnica. Z jednej strony monolit z Odysei kosmicznej odnaleziony na pustyni. Z drugiej szokująca prawda, którą możecie posiąść, jeśli rozwiążecie kilka tajemniczych zagadek - gdzieś to chyba widziałem, w kilkudziesięciu filmach.
Idealnie pasuje tu termin z antropologii teatru - dobrowolne zawieszenie niewiary (willing suspension of disbelief). Kiedy oglądamy film to dla własnej przyjemności zapominamy o tym, że patrzymy na aktorów. Wyłączamy na chwilę logikę i krytyczne myślenie, aby móc się prawdziwie wzruszyć, zaśmiać, przestraszyć. Co, jeśli społeczeństwo zacznie tego nadużywać? Kiedy filmowe rekwizyty staną się dowodami, a filmowe scenariusze zaczną mieszać się z prawdą? Wystarczy jakikolwiek absurdalny motyw użyć odpowiednio wiele razy, a stanie się dziwnie bliski naszemu rozumowi. Zapewne monolit nie będzie najdziwniejszą rzeczą, jaką zobaczymy w najbliższych latach.