Aborcyjne argumentacje vs nauka

Michał Łaszczyk - 27 października

Najchętniej oglądalne debaty dotyczą problemów nieobsługiwanych przez naukę, na które nie udziela ona jednoznacznych odpowiedzi. Brylują zatem dyskusje o legalizacji marihuany, eutanazji i karze śmierci. Nasz stosunek do przerywania ciąży zależy od nazewnictwa zygoty. To, czy zygota jest dzieckiem nie jest oczywiście problemem naukowym. Odrobinę, ale tylko odrobinę lepiej jest z definiowaniem tego, czy w 21 dniu, można mówić o bijącym sercu. Pełnię swoich skrzydeł nauka rozpościera dopiero w jednej z odnóg tej debaty  - relacji pomiędzy aborcją a zdrowiem.

aborcja

Czy istnieje syndrom postaborcyjny? Termin post-abortion syndrome (PAS) został wprowadzony przez Vincenta Rue, reprezentującego organizację pro-life w czasie przesłuchania w amerykańskiej podkomisji senatu w 1981. PAS obejmuje szeroki wachlarz niepożądanych reakcji emocjonalnych, występujących po usunięciu ciąży. Istnieją badania, które wskazują pozytywną korelację pomiędzy dokonywaniem aborcji a zwiększonym odsetkiem samobójstw. Trudno jednak dowieść, aby sam zabieg aborcji miał jakiś decydujący wpływ na ten wynik. Tym bardziej, że jeszcze lepiej niż z samobójstwami, aborcja skorelowana jest ze zwiększoną zapadalnością na AIDS i chorobami układu sercowo-naczyniowego. W 1990 Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne przeprowadziło analizę wszystkich badań jakie ukazały się na ten temat w języku angielskim. W oświadczeniu czytamy: legalna aborcja niechcianej ciąży i przeprowadzona w pierwszym trymestrze nie stwarza zagrożenia dla zdrowia psychicznego większości kobiet. Kilka lat temu APA znów dokonało podobnej analizy, tym razem biorąc pod uwagę badania z lat 1989-2008, z takim samym rezultatem. Niecały rok temu oświadczenie, iż aborcja nie wiąże się z zagrożeniem dla zdrowia psychicznego kobiet wydało Królewskie Towarzystwo Psychiatryczne. Syndrom postaborcyjny nie znalazł powszechnej akceptacji poza wspólnotami pro-life i nie widnieje w obowiązującej klasyfikacji zaburzeń psychicznych. Obecnie uważa się, że dalsze badania porównawcze powinny konfrontować stan psychiczny kobiet, które poddały się aborcji ze stanem psychicznym kobiet, których ciąża była ciążą nieplanowaną. 

Czy aborcja może przyczynić się do przyszłych poronień? Zarówno środowiska pro-choice jak i pro-life dysponują wygodnymi dla siebie badaniami. Największe i chyba najbardziej wiarygodne badania na ten temat zostały opublikowane dwa miesiące temu w piśmie Human Reproduction. Wykonano je na próbie 300 858 fińskich matek, z czego 31 083 (10,3%) dokonało jednej, 4417 (1,5%) miało za sobą dwie, a 942 (0,3%) trzy lub więcej aborcji nim urodziło swoje pierwsze dziecko. Kobiety, którzy poddały się trzem aborcjom miały niewielki, ale istotny statystycznie wzrost ryzyka urodzenia dziecka z niską (2500g) i bardzo niską (poniżej 1500g) masą ciała. W grupie tej częściej notowano też wcześniaki. Wśród kobiet, które nigdy nie poddały się aborcji skrajne wcześniactwo (urodzenie się przed 26 tygodniem ciąży) zdarzało się w 3 przypadkach na 1000 urodzeń. Wśród kobiet, które poddały się jednej aborcji w 4; wśród kobiet, które dokonały 2 aborcji w 6 przypadkach. Wśród kobiet, które usunęły ciążę 3 i więcej razy - w 11 przypadkach na 1000 mieliśmy do czynienia ze skrajnym wcześniactwem. Autorzy nie podjęli się wnioskowania czy aborcje mogą spowodować większą śmiertelność niemowląt. Mimo tak wielkiej próby, śmierć okołoporodowa zdarza się w Finlandii bardzo rzadko - 1498 przypadków w przeciągu 12 lat (1996-2008). Można jednak domniemywać, że istnieje niewielki wzrost śmiertelności u kobiet wielokrotnie usuwających ciążę. Zauważono też, że kobiety, które poddawały się aborcji były częściej samotne, więcej paliły i znajdowały się niżej w hierarchii ekonomicznej, co mogło mieć znaczenie dla wyniku badania.

Czy aborcja stanowi zagrożenia dla kobiety? Według WHO na świecie umiera rocznie około 67 tys. kobiet (z czego 97% w Afryce i Azji), w wyniku aborcji przeprowadzanych w środowisku nie spełniającym standardów medycznych i wykonywanych przez osoby nie posiadające do tego jakichkolwiek kwalifikacji. Szacuje się, że w całej Europie, w wyniku nielegalnie przeprowadzanych aborcji, umiera około 50 kobiet rocznie. Z opublikowanych w tym roku badań wynika, że śmierć pacjentki podczas nadzorowanego zabiegu aborcji w USA zdarza się raz na 160 tysięcy przypadków. Nowym i modnym postulatem jest zwiększona zapadalność na raka piersi wśród kobiet, które usunęły ciąże. Optuje za tym kilka dość egzotycznych stowarzyszeń medycznych, takich jak Catholic Medical Association czy American Association of Pro-Life Obstetricians and Gynecologists. Największe i najbardziej prestiżowe gremia medyczne jak WHO czy American Cancer Society zaprzeczają tezie, jakoby aborcja przyczyniała się do zwiększonej zapadalności na nowotwór piersi. Kiedy spór przeniósł się na płaszczyznę polityczną, National Cancer Institute powołał ponad 100 ekspertów, aby przeanalizowali zgromadzone na ten temat dane. W konkluzji tych prac czytamy, że choć niektóre badania znalazły pozytywną korelację między rakiem piersi a aborcją, najbardziej rygorystyczne z badań pokazują, że aborcja nie wiąże się ze wzrostem ryzyka raka piersi, a badania, które wskazywały na tą zależność zawierały błędy natury statystycznej.

  • Udostępnij:

Coś w podobnym klimacie

15 komentarze

  1. Co do syndromu poaborcyjnego, to podejrzewam, że ewentualne zaburzenia psychiczne mogą być powodowane przez zaszczucie przez otoczenie, szczególnie w takich katolickich krajach jak Polska (vide przy sprawie 14-letniej Agaty, po tym, co tam księżulo z babciami, za przeproszeniem, odpierdalali, nie zdziwiłbym się, gdyby wymagała potem pomocy psychologa. Ale zwalać się będzie na syndrom poaborcyjny...)

    Catholic Medical Association, to brzmi jak oksymoron niemalże...
    Poza tym ciekaw jestem wartości p w tych badaniach zależności między rakiem piersi a aborcją - w artykule na wikipedii podają tylko odds ratio, a nim można manipulować sobie jak chcemy (mamy np. OR=2, czyli 2-krotnie zwiększoną zapadalność na jakąś chorobę. Choroba w populacji występuje z częstością 1:100000 osób, ergo przy OR=2 nasza szansa, że zachorujemy wynosi 1 do pół miliona. Ale o tym już nam nikt nie powie). Poza tym, wiadomo, wynik badania, zwłaszcza w takiej sytuacji zależy od tego kto płaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mając przekonanie, że aborcja zwiększa 2-krotnie "szanse" na raka, wystarczyłoby wiedzieć jak często rak piersi występuje u kobiet, oraz ile procent kobiet dokonuje aborcji. Powiedzmy, że rak piersi występuje u 10% kobiet oraz 10% kobiet dokonało aborcji. Wiedząc, że rak u kobiet z aborcją jest 2 razy częstszy, wiemy że dla kobiet po aborcji będzie to trochę więcej niż 1:5, a dla tych bez zabiegu trochę więcej niż 1:10. "Wartość p" mówi raczej o wadze jaką należy przykładać do tych obliczeń. Jeśli się machnąłem w myśleniu, na swoją obronę zaznaczam, że jest 1 w nocy :)

      Usuń
    2. Z myśleniem wszystko w porządku - ze statystyką za pan brat o każdej porze dnia i nocy ;)

      Usuń
    3. Chyba zdajesz sobie sprawę, iż wartością p można manipulować? ;)
      (Im większa próba tym łatwiej uznać coś za statystycznie znaczące)



      Usuń
  2. A mnie przypomina się Levitt i jego ciekawe badania (wiem, częściowo potem kwestionowane, zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej), które stały się osią książki Freakonomics. Chodzi o utylitarny aspekt aborcji: ponieważ w Stanach poddają jej się częściej kobiety biedne i z marginesu, długofalowo jej zalegalizowanie zredukowało wg Levitta w USA poziom przestępczości. Zastanawiam się, jak by na te wyniki zareagowały nasze mądre głowy w Sejmie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomnę o czym pisze Tomek. Według Levitta zalegalizowanie przez USA aborcji w 1973 przyczyniło się do spadku przestępstw w USA w latach 90tych. Wniosek ten nie jest jednak oczywisty i nie ma co do tej kwestii konsensusu - tym bardziej, że dane demograficzne nie pokazuje, aby dzieci które przyszły na świat po 1973 rodziły się w lepszych warunkach socjo-ekonomicznych, niż te przed zalegalizowaniem aborcji. Światowy guru tego zagadnienia Franklin Zimring uważa ten argument za prawdopodobny, ale wymagający dalszych badań.

      W Polsce od 1993 roku mamy do czynienia z restrykcyjną ustawą aborcyjną, więc zgodnie z hipotezą Donohue-Levitta, powinniśmy obserwować wzrost przestępczości. Z ciekawości zacząłem robić sobie wykres dla przestępczości nieletnich (gdzie wzrost ten powinien ujawnić się jako pierwszy), ale dla mnie jako laiki te dane nic nie wyjaśniają. W 2011 zabójstwa wśród nieletnich to około 30% tego z czym mieliśmy do czynienia w roku 1993. Wciąż wśród nieletnich spada ilość kradzieży z włamaniem i mniej więcej utrzymuje się ilość gwałtów. Od od 20 lat do dziś gwałtownie rośnie ilość rozbojów i wymuszeń oraz ilość bójek. Patrząc na oficjalne statystyki policyjne, moim zdaniem nie można/nie da się powiedzieć, aby ustawa aborcyjna z 93' przyczyniła się do wzrostu przestępczości

      Usuń
    2. A czy w onych Stanach przed zalegalizowaniem aborcji obserwowano najsampierw wzrost, spadek, czy może równy poziom przestępczości? Bo dopiero wtedy można hipotetyzować nt. związku danych zjawisk, kiedy występuje między nimi korelacja w dłuższym okresie. Hipoteza Levitta tak samo sugeruje, że przed legalizacją aborcji przestępstw było więcej. Ale pytanie, czy jeżeli tę samą podziałkę pokoleniową położymy wstecz na linii czasu, jakie wyniki ad. przestępczości uzyskamy?

      Tak w ogóle uważam, że problem aborcji z nauką ma tylko tyle wspólnego, że nauka zwiększa szanse kobiety i zmniejsza szanse płodu w całej operacji. Poza tym jest to czysty problem moralny. Zatem wyciąganie w dyskusji jakichkolwiek (i po którejkolwiek stronie) argumentów mniej lub bardziej naukowych jest bezzasadne.

      Usuń
    3. Myślisz, że autorzy książki o korelacjach w statystyce wysunęli tak odważny wniosek na podstawie jednego wykresu? Zapoznaj się z tymi argumentami (mogę wysłać książkę na maila, niestety po angielsku), bo są naprawdę mocne. Powiem może tak, znam książkę, przeczytałem też krytykę owych wniosków i w mojej opinii argumenty są solidne, ale wciąż nierozstrzygające.

      Nie zgadzam się aby "jakiekolwiek mniej lub bardziej naukowe argumenty odnośnie aborcji była zawsze bezzasadne". Miałem nadzieje, że tymi trzema akapitami udowodnię, iż tak nie jest. Aborcja nie przeprowadza się w niebie, ani na 6 poziomie gęstości, więc nic nie stoi na przeszkodzie aby mierzyć ją narzędziami naukowymi. Poza moralnymi dywagacjami, aborcja to jakby nie patrząc zabieg medyczne, więc wykluczani z debaty argumentów medycznych czyni z tej dyskusji jakieś kuriozum. Czy w dyskusji o klonowaniu prawo głosu także należy się wyłącznie etyce?

      Usuń
  3. mam zle wiadomosci dla nawiedzencow religijnych w Polsce i USA, po aborcji nie ma sie zadnej traumy, nocnych zwidow, nie rosna wlosy na rekach, swiat jest duzo ladniejszy po aborcji niz przed i ta ULGA, nie do opisania.
    Sorry za czcionki.

    OdpowiedzUsuń

  4. Na wstępie bardzo się cieszę że trafiłam tutaj bo interesuje mnie esencja
    A gdzie ją mogę znaleźć jak w czajniczku... (Uznanie dla autora blogu)
    Istota rzeczy.
    Ale do rzeczy.
    Dla mnie całe rozważanie sprawy aborcji jest czystą retoryką.
    Drąży ją pan uparcie panie Michale… pewnie temat kontrowersyjny…
    Bo problem nie jest moralny ani religijny ale kwestia absurdalności hierarchii.
    To jak zadawanie sobie pytania co jest ważniejsze jajko czy kura.
    Przecież w całej sprawie CHODZI O WAŻNOŚĆ.
    I tu pojawia się absurd opozycyjny. To jakby przeciwstawiać się sobie samemu na planie życia.
    Pewnie kurze(i kogutowi ;-)) z dużym potencjałem jajecznym łatwiej podejmować taką decyzje niż z tej z małym… ale to zawsze nadużycie wobec siebie.
    (To rozdzielenie to tylko liniowa percepcja czasu,czy przestrzeni)
    Taka opozycja zawsze jest dziwna i podejrzana.
    Wiec rozsądna selekcje zostawi naturze i nie wtykajmy wszędzie nosa i ustawodawstwa.
    Więc jaki w tym interes ma kura skoro się unicestwianie potomstwa się zdarza i trwa partyzantka w tym zakresie.
    Niszczenie się zdarza… bo chodzi o także NISZCZENIE.
    W naturze jest to zawsze w interesie jakości.
    Jakość ( coś lepsze-coś gorsze-to subiektywny obraz spójności i progresu jaki się z nią wiąze -taki barometr naturalny)
    Wtedy takie zjawisko jest dopuszczalne. I jest instynktowne .
    (Przypuszczam że stąd biorą się mniejsze i większy wpływ na psychikę i życie zainteresowanych tą kwestią. Im bardziej jest to w interesie życia tym większy spokój wokół aborcji)
    Tyle że my nie mamy pojęcia jaka jakość za tym stoi i co tak naprawdę robimy. I raczej nie ogarniemy tego danymi statystycznymi.
    Może właśnie pozbyliśmy się Einsteina albo Hitlera… po prostu nie mamy pojęcia...
    Ale kto z nas naprawdę może wyrokować o zniszczeniu czegoś czego nie tworzy , i co naprawdę tworzy. Większość z nas nawet nie ma kontroli nad sobą samym i swoim życiem...nad swoim pęcherzem (dla tych przemądrzałych co mają) a co dopiero mówić o radosnej twórczości...ale chcemy decydować o życiu i to cudzym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc pojawia się kwestia kto tu jest kurą a kto jajkiem.

    Uprawomocnienie aborcji jest jak dawanie broni śmiertelnej dziecku z obarczaniem go całą odpowiedzialnością za cały ten bałagan jaki zrobi. ( Myślę że to właśnie powoduje zaburzenia- znam to jedynie z jednego przypadku wiec pewni nie kwalifikuje się jako statystyka-jeśli ktoś po dwudziestu latach wciąż powtarza że to jedynie zygota –to dla mnie to podejrzane- zapewnieniom zawsze towarzyszą wątpliwości. A wątpliwości to cierpienie. A chyba nie tego chcemy)
    Kto z debatujących tutaj statystycznych intelektualistów umie zrobić człowieka?
    ;-) Tak wiem, wiem macie narzędzia....ale zapewniam was że to wy jesteście narządami w rekach życia.
    No dobra… to pszczółkę spróbujcie?
    Dane statystyczne to tylko kod kreskowy na jaju …jaju jakie się robi ze swojej głowy cytując statystykę w temacie który ją przekracza. Nic się z niego naprawdę nie dowiadujemy. Ale wygląda cool… ))
    A wiec jeszcze została przytaczana często moralna kwestia gwałtu . I tu też jest absurd .
    Jak na to spojrzeć zdroworozsądkowo to : Winny jest łobuz co to zrobił. Wkurzona jest potencjalna matka za to co jej to zrobiono.
    Ale zapłaci koleś zupełnie nie jest w temacie bo jeszcze nie zdążył złapać oddechu i to karą która jest uważana za najgorszą wśród ludzi –bo karą śmierci.
    Taka sytuacja ma być prawnie usankcjonowana i rozgrzeszona moralnie?

    (Tak gdzie jest kat i ofiara zawsze płaci i umiera niewinność.- To jest skrypt zjawiska zwanego gwałtem.
    Aborcja jest tu tylko pretekstem do jego urzeczywistnienia. Narodziny dziecka jako akt miłości i afirmujący życie utylizują go… )
    Dla mnie to jedynie wspiera infantylne nieodpowiedzialne i tak naprawdę nieświadome zachowania.
    A nie powoduje ani wzrostu świadomości i rozwoju jednostki, odpowiedzialności zarówno za siebie jak i innych.
    A raczej premiuje bezkarność i przemoc. W ramach tego powinien być system wspierania matki i pociągania do odpowiedzialności za działania ojca. Niesmaczne-a pewnie że tak ,dla kogoś kto nie dojrzał do odpowiedzialności za własne życie, a tym bardziej za cudze i za życie w ogóle.
    I dla tych co za wolnością- nie ma tutaj mowy o wolności. ABORCJA JEST AKTEM PRZEMOCY a nie wolności. A jedno ma do drugiego jak pieść do wiatraka. )) Wolność jest wtedy kiedy służy wzrostowi. To jest aktywna radosna wolność. Inaczej to zwykłe zaciemnienie i ściema mająca usprawiedliwić beztroskę.
    Ta wolność występuje wtedy kiedy możemy pozbyć się skryptu oprawcy i ofiary i nie klonować go w nieskończoność w umysłach …bo to nie są nasze skrypty.
    Ofiara gwałtu,Ofiara ciąży, ofiara aborcji,...ofiara barabara...to ciągle ofiara.
    .....
    Aborcja jest aktem przemocy w takim kontekście powinna być rozpatrywana. Gdzie pokutuje prawo silniejszego i stwierdzenia że dziecko i jest własnością rodzica (ciało jest własnością umysłu) - zostaje uprzedmiotowione …nawet jak jest częścią podmiotu - kolejny absurdalny skrypt ( nie nasz skrypt- to skrypt okupanta-kim on jest to sprawa na osobny post.)
    A jeśli nawet…
    W końcu jak facet obetnie sobie nos to go wsadzą do wariatkowa, jak komuś to się go aresztuje…
    Dlaczego zygota będąca częścią ciała matki… miała by mieć gorszy status i być traktowana jako zbędny balast komórkowy? Jeśli się rozwija i rozwija się prawidłowo w zgodzie z naturą... A co do użyteczności społecznej jej potencjał większy niż …niż czyjegoś tam czubka nosa.
    To może wyjść poza niego z logiką?

    Pozdrawiam φιλί-żanka

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaznaczam, że próba wybadania z tego tekstu mojego stanowiska odnośnie aborcji, sprowadzi wnikliwego czytelnika na manowce. Przedstawiam jedynie dane medyczne dotyczących aborcji. One nie odpowiadają na pytanie kiedy co jest dzieckiem, czy i w jakich wypadkach aborcja powinna być legalna itp. To czy aborcja jest bądź nie jest rodzajem przemocy, to w ogromnej miedzy subiektywna, emocjonalna opinia, której nie towarzyszą twarde dane.

    OdpowiedzUsuń
  7. Więc czemu mają służyć te badania i ich publikacja?
    Nawet pragnienie wiedzy i znalezienia empirycznych odpowiedzi na pytania w jakieś kwestii ma swoją motywacje...a jak zaznaczyłam interesuje mnie istota esencja.No chyba że to prowokacja...ale nawet ona czemuś służy.


    Jakim współczynnikiem mierzy pan przemoc?:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza problemem etycznym aborcja jest też problemem medycznym, zaś jednym z dialektów języka nauki są publikacje badań.

      Usuń
  8. Dla mnie nieetyczna medycyna brzmi jak bandytyzm no może w bardziej wysterylizowanej formalnie nazwie.
    Nie jest moją intencją badanie pana, ani nie chciałabym bym tutaj przepychanki słownej.
    Więc wyjaśniam.
    Zrobiło mi się ciasno w statystycznym postrzeganiu świata.
    Z luźnej kawowej rozmowy o statystyce anestezjologa:
    Wybudzenia równe są 50/50. Dawki są ustalone ( statystycznie(pewnie i naukowo)przy statystycznych parametrach. Bez znaczenia okoliczności i kto pacjentem podaje się zalecane. W ten sposób lekarz nie popełnia błędu w sztuce lekarskiej mimo zgonu pacjenta. Prawda że to taki soft podany horror o nauce stosowanej ,loteria skokietowana naukowo.
    Wszyscy wiemy że jak krzesło ma tej samej długości nogi to będzie stało statycznie...ale miejsce w którym się je postawi i okoliczności już tego nie gwarantują.
    Ja wole te 50/50. Zawsze to prawda...i w każdej sytuacji ;-).

    OdpowiedzUsuń