Pod koniec tygodnia nasi posłowie wreszcie zmierzyli się z godnym siebie rywalem. Pokrzyżowali plany grubego dzieciaka, który jeździł na zwolnieniach z w-f. Od dziś wieprz będzie biegał bez względu na rozmiar mokrej plamy pod pachą W czwartek posłowie zagłosowali za eksterminacją ze szkół tzw "niezdrowego jedzenia". Niezdrowego czyli tego "z wysoką zawartością cukru". Majstrowanie w szkolnym automacie z batonami nie jest oryginalnym pomysłem na walkę z otyłością. Z kilku dostępnych metaanliz (m.in tej, tej lub tej) wiemy, że bez kompleksowych, szeroko zakrojonych działań, sama rewolucja w szkolnym sklepiku przynosi co najwyżej umiarkowane (acz mierzalne) efekty.
W Polsce taniej i łatwiej wyrwać wieprzowi ciastko z ręki niż wybudować mu basen czy naprawić szkolny prysznic. W tym miejscu uspokajam znaną z reklam, cukrolubną bakterie, która mieszka na zębach wieprza. Zakaz ma dotyczyć jedynie produktów powstałych ludzką ręką, do których dodano powyżej 10g cukru na 100g produktu. Wieprzu może więc wpierdalać buraki cukrowe, kroić je na plastry i jeść na taczki, ale już coli się nie napije. Obowiązuje zasada naturalne - dobre, przetworzone - złe. Tymczasem nawet pospolita brzoskwinia, jabłko czy gruszka nie schodzą poniżej 10g cukru w 100g, nie mówiąc już o takich owocach jak banan czy winogron. Przyszłość szkół rysuje się w odcieniach świeżej zieleni.
W Polsce taniej i łatwiej wyrwać wieprzowi ciastko z ręki niż wybudować mu basen czy naprawić szkolny prysznic. W tym miejscu uspokajam znaną z reklam, cukrolubną bakterie, która mieszka na zębach wieprza. Zakaz ma dotyczyć jedynie produktów powstałych ludzką ręką, do których dodano powyżej 10g cukru na 100g produktu. Wieprzu może więc wpierdalać buraki cukrowe, kroić je na plastry i jeść na taczki, ale już coli się nie napije. Obowiązuje zasada naturalne - dobre, przetworzone - złe. Tymczasem nawet pospolita brzoskwinia, jabłko czy gruszka nie schodzą poniżej 10g cukru w 100g, nie mówiąc już o takich owocach jak banan czy winogron. Przyszłość szkół rysuje się w odcieniach świeżej zieleni.
W sprawie zakazu nie mam zdania. Zakaz może pomóc, pewnie nie zaszkodzi, wieprz musi radzić sobie sam. Prawdziwą gwiazdą notki jest telewizja Polsat. Program "TAK czy NIE" podjął nasz wypasiony temat i wytłumaczył co i jak. Jak ma się to do innych odcinków tego magazynu, w których dyskutowano o masowym niedożywieniu naszych dzieci? To w końcu należy do szkół żarcie przywozić, czy zabierać? Tego się nie dowiedziałem. Zgodnie z zasadą pluralizmu w studiu zasiedli gości mających równie mało do powiedzenie - korpulentny pan i zgrabna pani. Pani w ciągu 20 minut powiedziała jedno merytoryczne zdanie (to i tak o jedno więcej niż pan), w którym najpewniej pomyliła cukrzyce typu 2 z cukrzycą wtórną.
Sama dyskusja była do bani, ale krótka zajawka będąca wprowadzeniem do dyskusji to polsatowski majstersztyk. Można się z niej dowiedzieć, że "odsetek nastolatków z nadwagą jest w Polsce najwyższy na świecie". Nie jesteśmy nawet w czołówce. Nie, od razu po bandzie - "najwięcej na świecie". Chodząc po mieście mijam czasem podstawówki i nie widziałem by tłuszcz wylewał się z nich drzwiami i oknam. Kiedy słyszymy, że w Polsce jest czegoś najwięcej na świecie, (a nie chodzi o ilość pomników JPII), to prawie zawsze ktoś mija się z prawdą. Tak było i tym razem. Na ekranie pojawiły się nawet konkretne liczby, ale nie odnoszą się one do otyłości, ale do nadwagi. Dzieci otyłych jest u nas od 4% do 1%, co wyglądałoby słabo. Oczywiście 29% i 28% z nadwagą to cholernie dużo, zatem nie omieszkałem wklikać się na strony WHO do których kieruje mnie Polsat. Liczby podawane przez Światową Organizacje Zdrowia są dwa razy mniejsze niż te polsatowskiego. Ich wynik podawany jest zawsze z rozróżnieniem na płeć. Chyba nie ma innej możliwości jak to, że ludzie pracujący w Polsacie te liczby dodają. Jeśli 19% chłopców i 14% dziewcząt ma nadwagę, to według polsatu ma ją 33% uczniów.
Materiał kończy wypowiedz kobiety, mającej na oko 20 kg nadwagi, o swoim młodym podopiecznym mającym na oko 5 kg niedowagi, o tym jak to teraz dzieci się źle odżywiają. Wszystko te bzdury udało się zmieścić Polsatowi w trwającej 60 sekund przebitce. Szacun. Aż mam ochotę kupić sobie prawdziwą antenę (zamiast kawałka powyginanego druta, który zmontowałem na czas mundialu) i zacząć oglądać ich informacje - to musi być ciekawe przeżycie. By nie było, że tylko narzekam nie mając żadnych pomysłów w zamian. W ramach błyskotliwego zakończenia, mam poradę dla wszystkich wieprzy walczących z nadwagą: gruby, odłóż do cholery ten baton, bo nie zaruchasz.
Sama dyskusja była do bani, ale krótka zajawka będąca wprowadzeniem do dyskusji to polsatowski majstersztyk. Można się z niej dowiedzieć, że "odsetek nastolatków z nadwagą jest w Polsce najwyższy na świecie". Nie jesteśmy nawet w czołówce. Nie, od razu po bandzie - "najwięcej na świecie". Chodząc po mieście mijam czasem podstawówki i nie widziałem by tłuszcz wylewał się z nich drzwiami i oknam. Kiedy słyszymy, że w Polsce jest czegoś najwięcej na świecie, (a nie chodzi o ilość pomników JPII), to prawie zawsze ktoś mija się z prawdą. Tak było i tym razem. Na ekranie pojawiły się nawet konkretne liczby, ale nie odnoszą się one do otyłości, ale do nadwagi. Dzieci otyłych jest u nas od 4% do 1%, co wyglądałoby słabo. Oczywiście 29% i 28% z nadwagą to cholernie dużo, zatem nie omieszkałem wklikać się na strony WHO do których kieruje mnie Polsat. Liczby podawane przez Światową Organizacje Zdrowia są dwa razy mniejsze niż te polsatowskiego. Ich wynik podawany jest zawsze z rozróżnieniem na płeć. Chyba nie ma innej możliwości jak to, że ludzie pracujący w Polsacie te liczby dodają. Jeśli 19% chłopców i 14% dziewcząt ma nadwagę, to według polsatu ma ją 33% uczniów.
Materiał kończy wypowiedz kobiety, mającej na oko 20 kg nadwagi, o swoim młodym podopiecznym mającym na oko 5 kg niedowagi, o tym jak to teraz dzieci się źle odżywiają. Wszystko te bzdury udało się zmieścić Polsatowi w trwającej 60 sekund przebitce. Szacun. Aż mam ochotę kupić sobie prawdziwą antenę (zamiast kawałka powyginanego druta, który zmontowałem na czas mundialu) i zacząć oglądać ich informacje - to musi być ciekawe przeżycie. By nie było, że tylko narzekam nie mając żadnych pomysłów w zamian. W ramach błyskotliwego zakończenia, mam poradę dla wszystkich wieprzy walczących z nadwagą: gruby, odłóż do cholery ten baton, bo nie zaruchasz.
51 komentarze
"Czyli jak zwykle - wszystko co naturalne jest dobre, wszystko co przetworzone jest złe."
OdpowiedzUsuńMoże. Ale mam taką intuicję ze spoglądania na bliższe i dalsze okolice, w tym samego siebie, że zjedzenie 2kg jabłek dziennie to spore osiągnięcie, a wypicia 2l coli można nawet nie zauważyć.
Ja bez rumu nie wypiję nawet szklanki, zerzygam się.
UsuńWypicie 2 litrów czegokolwiek (co nie jest obrzydliwe) jest prostsze niż zjedzenie 2 kilogramów jakiegokolwiek jadła, to oczywiste. Analogia to, litr coli i litr soku.
UsuńChodzi o pochłoniętą ilość cukru, czy da się go zeżreć w jabłkach tyle, co wypić w coli. Zdania są podzielone, ja nie lubię coli, Igor by nie zauważył że wypił 2 litry.
UsuńA czy nie jest tak, że cukier z owoców jest przyswajany stopniowo i mózg "cieszy się" nim dłużej niż energetycznym kopniakiem ze sztucznego cukru?
OdpowiedzUsuńA czym ma się niby różnić "sztuczny cukier" (otrzymywany z buraków) od "naturalnego cukru"?
UsuńRóżni się misiu i to sporo - odsyłam do podręczników z chemii i biologii - wyjaśniać nie będę bo za darmo to cię szkoła wykształciła.
UsuńCiebie nie wykształciła szkoła, tylko kolorowe poradniki. Nie wyjaśnisz, bo nie potrafisz.
UsuńI po co było pytać...
UsuńSzczerze mówiąc nie wiem jak jest z tą "uszczęśliwiającą mocą natury", ale Kuba jest chemikiem więc mu wierzymy. Przynajmniej tak twierdzi. Ewentualnie skończył jakiegoś humana i teraz wstydzi się przyznać.
UsuńKuba Grom jako chemik sie nie popisał pytając o róznicę między fruktozą a sacharozą.;)
UsuńOd strony chemicznej przecież sacharoza od fruktozy różni się dośc znacznie budową - bo fruktoza wchodzi w skład sacharozy, razem z glukozą.
Natomiast co do przyswajania - różnica polega na tym, że tą sama ilość fruktozy w jabłkach zjada się dłuzej, w dodatku część energii zuzywa się na ruszanie szczęką i później trawienie jabłek, więc i dłużej trwa rozkładanie cukru.
A jak juz wcześniej wskazano - 2 litry coli to można wypic naprawdę szybko.
Ale co ja sie będę wymądrzał.
Posłowie nie zagłosowali "jednogłośnie", bo przeciw był właśnie ten korpulentny pan z programu. Argumenty miał całkiem sensowne: państwo nie powinno takich rzeczy regulować, bo nawet nie wiadomo co jest niezdrowe i dla kogo.
OdpowiedzUsuńPrzed jednogłośnie jest jeszcze "prawie". Zgadza się, wszystkie były mniej więcej tak sensowne jak ten który przytaczasz (czyli z lekka bezsensowne).
UsuńJesteś uprzedzony. To nie dietetyk ani chemik, tylko prawnik, a zaginał ekspierdkę tymi parówkami. Nie da się zdefiniować pojęcia "niezdrowa żywność", bo wszystko szkodzi w nadmiarze, a każdy ma inne potrzeby, nie można zapisywać takich absurdów w ustawach. Ktoś ma ciśnienie 100/60 to sól jest dla niego bardzo zdrowa.
UsuńJestem przeciwna temu zakazowi.
OdpowiedzUsuńMoje dziecko, pod wpływem koleżanek i kolegów, jak baran jakiś ciągnęło do sklepiku szkolnego i kupowało wszystko, co najkolorowsze. Dochodziło do tego, że zaczęło pożyczać pieniądze na te słodycze. Skończyły mi się pomysły, jak to ukrócić.
Aż tu nagle, z nadmiaru tych kolorowości 2 dzieciaków z klasy się porzygało (czy faktycznie po tym, tego nie wiem. Nie w 1 dniu w każdym bądź razie).
Moje dziecko wyciągnęło wnioski, że to na pewno przez te niezdrową chińską tandetę.
Od tamtej pory, w sklepiku zdarza mu się kupić jedynie sok i to jeśli mu zabraknie własnej wody (wodę woli samo z siebie, bo lepiej gasi pragnienie, ale w sklepiku wody brak).
Żadne moje nauki, tłumaczenia nie były w stanie przebić chęci bycia w grupie i kupowania, bo inni też to robią. Nawet kupienie czegoś przez mnie i wpakowanie do plecaka nic nie zmieniło. Dopiero te wymioty.
Od tamtej pory moje dziecko nie tyka tych najpodlejszych, najkolorowszych słodyczy.
Tylko co to za problem kupić batona w drodze do szkoły zamiast w szkole? :))
OdpowiedzUsuńJa bym w ogóle wywaliła te sklepiki i problem rozwiązałby się sam. I przy okazji zabroniła reklamowania słodkich produktów dla dzieci w telewizji (niektóre kraje wprowadziły).
OdpowiedzUsuń@Magda: Po drodze ze szkoły żadne dziecko batona nie kupi, bo teraz się ze szkoły dzieci zabiera samochodem i podwozi pod drzwi, żeby się biedactwo nie zmęczyło.
biedactwa nie zmęczyły.
UsuńJakby gówniarzeria dreptała do szkoły na swych nóżkach, to by se mogła nawet zeżreć tego batona, ale skoro wożą dupę pod same drzwi, a gimnazjalistki mają okres trzy razy w miesiącu przez co nie ćwiczą, to im się rzeczywiście nie należy. A robić coś trzeba, bo my we wszystkim jesteśmy kilkanaście lat za Zachodem i chyba nie chcemy żeby niedługo w liczbie otyłych Polska dogoniła USA czy Wielką Brytanię. Wprawdzie dietetycy sprawiają czasem wrażenie jakichś wróżbitów i ogólnie oszołomów, bo jeden mówi to, a drugi zupełnie co innego, ale raczej wszyscy wraz z lekarzami przyznają, że owoce i warzywa są lepsze od przetworzonej żywności typu batony, czipsy i słodzone napoje. No chyba, że to też ściema, wielki mit mocno trzymający się w społeczeństwie.
UsuńSN
Ktoś ewidentnie dawno w szkole nie był, bo by po pierwsze zauważył, że poza czipsami w szkolnym sklepiku są do kupienia woda, soki, kanapki, jogurty, mleko w kartoniku, w niektórych zdarzało mi się widzieć owoce, nawet takie suszone w formie talarków.
UsuńNo i o ile faktycznie większość dzieci jest często podwożona przez rodziców akurat jadących do pracy (czy to pod same drzwi, czy na przystanek, czy kawałek drogi), tak multum z nich wraca do domu z buta.
Z wyrazami szacunku
Kazik
@"nie mówiąc już o takich owocach jak banan czy winogron"
OdpowiedzUsuńJestem czepialską chamką i dlatego muszę dodać, że powinno być raczej "winogrono" lub "winogrona".
No chyba że autor jest z Łodzi, wtedy można :)
UsuńNależałoby chyba jeszcze dodać (ale to już tylko domysły, chociaż bardzo prawdopodobne), że do stwierdzenia "otyłości" użyto "błogosławionego" wskaźnika BMI, który stał się jakąś wyrocznią, która na podstawie cyfry na drugim miejscu po przecinku klasyfikuje ludzi jako szczupły / otyły.
OdpowiedzUsuńDrogi autorze, żądamy wpisów!
OdpowiedzUsuńkurwa, przebrnąłem, nie wierzę :) spoko tekst, ale plugawy język czasami aż bije w oczy xD
OdpowiedzUsuńNie Pewny ma rację... kurwa!
OdpowiedzUsuń"Czyli jak zwykle - wszystko co naturalne jest dobre, wszystko co przetworzone jest złe."
OdpowiedzUsuńNie do końca, chodzi o produkty rafinowane i nie rafinowane.
Te przetworzone są wykonane z rafinowanych półproduktów, czystej mąki, czystego cukru, jakiegoś taniego oleju trans. Woda z cukrem nie posiada żadnych wartości odżywczych (poza cukrem), który najczęściej nie jest nawet cukrem. Poza tym w takich jedzeniu praktycznie nie ma błonnika, więc ten cukier wpada w organizm błyskawicznie powodując nagłe skoki poziomu cukru we krwi oraz wymusza na trzustce zwiększoną produkcję insuliny.
Jeżeli uważasz, że nie ma różnicy - zaprzestań jedzenia owoców i zastąp to napojami słodzonymi.
Za 5 lat dołączysz do tej statystyki, za 10 lat nabędziesz insulinooporności i będziesz się zastanawiał naukowcu skąd ci się to wzięło, przecież zarówno naturalne jak i sztuczne to takie same związki chemiczne, nie ma różnicy co nie?
Wszystko co dobre siè kończy...na szczęście jest archiwum
OdpowiedzUsuńGorzej jak już przeczytane :(
UsuńCoś tak czuję, że chodzi o pewne ziarenko piasku...
Usuń:)
UsuńCzyżby to już był definitywny koniec Czajniczka?
OdpowiedzUsuńNie! Zbieram się już do powrotu, proszę dać mi jeszcze chwilkę :)
OdpowiedzUsuńJakiś Orfeusz już w drodze?
UsuńPanie Michale kibicuję Panu w tym powrocie! Ten blog uzaleznia a po przeczytaniu calego archiwum ogarnia pustka jak po swietnym filmie.Powodzenia!
UsuńZgadzam się w pełni, bardzo brakuje mi tego bloga. Życzę (sobie i autorowi) szybkiego powrotu!
UsuńEeech, od dwóch lat się zbierasz Panie kolego?
UsuńSzkoda, naprawdę szkoda.
we still believe
UsuńWidzę drobne zmiany w szablonie - ale na przykład nie wyświetlają mi się ostatnie komentarze, mimo ze jest taki nagłówek.
OdpowiedzUsuńnaprawione :)
UsuńJa naprawdę nie wiem po co osoby, które absolutnie nic mądrego nie mają do powiedzenia silą się na wypowiadanie w sieci, prowadzenie blogów, itp? A tym tekstem dołączasz do tzw pożytecznych idiotów, którzy nakręcani przez lobby producentów tego gówna którym karmią nas i nasze dzieci, nakręcają takich, bez urazy, mędrków wioskowych, którzy produkują tego typu brednie siejąc ferment wśród ludzi.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że na następny wpis nie będziemy musieli czekać aż do rocznicy ostatniego wpisu?
OdpowiedzUsuńNo dobra, ale ja sobie wypraszam! Co to za dziury w blogowaniu?
OdpowiedzUsuńMinęła rocznica, a notki nie ma. Ale... Ta notka *kiedyś* będzie, prawda?
OdpowiedzUsuńW szablonie coś chyba było grzebane, skoro znów "ostatnie komcie" się nie wyświetlają (chyba że to kwestia przeglądarki).
OdpowiedzUsuńJeśli nie widzisz różnicy między zjedzeniem owocu, a zjedzeniem batona to współczuję. I przykro, że dzielisz się swoimi pseudo mądrościami, bo o żywieniu to chyba nie wiesz zbyt dużo. To raz.
OdpowiedzUsuńDwa, dziwne, że uważasz wybudowanie basenu za ileś tak tysięcy lepszym od próby zmiany nawyków żywieniowych dzieci i młodzieży (racja, że próba całkiem mizerna, ale nie o to tutaj chodzi) za o wiele mniejszą kwotę. Chociaż przyznaję, że z powodu złego przeprowadzenia całej operacji tony zdrowej żywności ląduje w koszach, bo nic ich nie chce jeść, co też generuje koszty. Jednak gdyby wykonanie było inne, to skutki także. Ale trzeba pamiętać, że samo wybudowanie obiektu sportowego nie sprawi, że dxzieciaki nagle zaczną uprawiać sport (przynajmniej nie w każdym przypadku), bo dziś wolą komputery. A więc do aktywności także trzeba ich zachęcić. I niestety, nie zawsze ruch jest w stanie uchronić przed negatywnymi skutkami niezdrowej diety i nie mam tu na myśli tylko otyłości. Nasze jedzenie jest pełne przeróżnych substancji, hormonów, makro i mikroelementów i nawet dysbalans między tym co dla naszego organizmu jest teoretycznie dobre, może mieć opłakane skutki. Jedzenie ma ogromny wpływ na nasze zdrowie. Ruch także. Dlatego nie można mówić, że tylko jeden z nich wystarczy.
Po trzecie, błędne jest założenie, że gruby=chory, chudy/szczupły=zdrowy. O jak bardzo błędne!
Dlatego radzę na przyszłość nie wypowiadać się w kwestiach o których nie masz pojęcia, drogi autorze by nie siać dodatkowego, zbędnego zamętu.
Dostrzegacie przewrotność ludzkiej natury.
OdpowiedzUsuńZa komuny jak w sklepach były pustki to każdy by żarł i żarł. Teraz półki pełne jadła i serwuje się nam zachodni ideał męskości i kobiecości (czyli top model "wieszak). Odchudzanie, odchudzanie ... ludzie.
Chudy czy gruby to tylko wolna wola ... choroby u człowieka to w większości genetyka, a jedzenia to najbardziej bym się bał chemicznego. Drób z antybiotykami - także mięsa "ciemne" i nawet ryby z hodowli. Warzywa i owoce z pestycydami itd.
Tak, bardzo trudno jest namówić dziecko (terror) do DO. Mnie się nie udało. I martwię się, że za kilka lat gdy przestanie gonić utyje.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że wszystko co przetworzone chemicznie jest gorsze i bardziej szkodliwe dla naszego organizmu.
OdpowiedzUsuńWow, duże zmiany. Autor szykuje się do powrotu do blogowania? Bo już się bałem, że go diabli wzięli.
OdpowiedzUsuńCoś tam się szykuje
Usuń