Za sprawą ostatniego, a teraz już chyba przedostatniego wpisu z bloga atopowego, nabrużdżę troszeczkę na ziołolecznictwo. Dobrym pretekstem dla oczerniania tej metody, jest jej niezwykła popularność, przy niezwykle małej efektywności. W świadomości wielu, ziołolecznictwo w niczym nie ustępuje konwencjonalnym dziedzinom medycyny, a wręcz góruje nad nimi przez swą "naturalność". Niedawno usunięto "ziołolecznictwo" jako przykład paranauki, z polskiej Wikipedii. Działa tu oczywiście semantyka słowa "medycyna naturalna" - "naturalność" kojarzy się z wonią kwiatów i urodą leśnej polany - tymczasem "medycyna naturalna" definiowana jest jako działalność o niskich walorach leczniczych. Cóż za piękna nazwa dla barachła!
Co takiego strasznego nosił Panoramix w swoim worku że pluje na sprawdzone ludowe wywary? Aby nie być gołosłownym, trzymam na półce książkę "Świat roślin w tradycyjnych praktykach leczniczych" i to kogo, promotora mojej pracy magisterskiej! Nie chce mi się i nie potrafię oceniać resentymentów za kuracją polnym mleczem, posłużę się jednak opisem jednego zioła, aby pokazać jak zielska mają się do naszej dzisiejszej wiedzy.
Dziurawiec zwyczajny, czyli hypericum perforatum. W leczeniu oficjalnym dziurawiec ma zastosowanie przede wszystkim przy schorzeniach dróg pokarmowych, uszkodzeniach wątroby, zaburzeniach równowagi nerwowej oraz migrenie. Dawniej, wieńcami dziurawca przystrajano rogi bydła wierząc, że zabezpieczy je to przed wpływem złych duchów. W czasie nocy świętojańskiej roślina ta chroniła przed mocą czarownic, lecz przede wszystkim służyła jako remedium na mamuny - demony podmieniające dzieci.
Mamuny osłabły ostatnio na aktywności, zatem pozostaje nam oceny zdatności dziurawca dla medyny "oficjalnej". Sam pomysł, że leczenie szpitalne będzie bazować na dorobku średniowiecznych zielników jest groteskowe. Ludzi nie leczą rośliny, tak jak przeziębienie nie jest wynikiem nadmiaru zimowych spacerów - chorujemy za sprawą wirusów i bakterii, zaś w leczeniu wspomaga nas określony związek chemiczny, a nie całość cytryny i pomarańczy. Usprawiedliwiamy dawnych mnichów, którzy nie rozumiejąc immunologii, aplikowali całość zielska w którym znajdowała się zdatna do leczenia substancja. Nim zaczniemy jeść tonami liście, rozeznamy się czego dokładnie nam potrzeba - a już nie dajmy sobie wmówić, że niezbędną dla tej substancji jest jej leśna otoczka.
9 komentarze
bez przesady znow z podejrzliwoscia dla kazdego zolka. Na farmacji istnieje specjalizacja Zielarstwo i moja siostra takowa ukonczyla.
OdpowiedzUsuńTak ziola jak i tabletki to zwiazki chemiczne. A wszystkie maja uboczne skutki.
Ziola z pewnoscia nie wylecza z powaznych chorob acz wieki dowiodly skutecznosc rumianku czy dziurawca, miety w drobnych przypadlosciach.
Nic jednak nie jest zdrowe w nadmiarze.
Potepianie ziol a wynoszenie medycyny farmakologicznej tez jest przesada. Zdrowy srodek i wiedziec GDZIE i co I ILE mozna stosowac i jakich rezultatow od czego oczekiwac
Oczywiście, nikt w czambuł nie potępia wszystkich medykamentów pochodzenia roślinnego. Pytanie czy w XXI wieku należy hołdować gałęzi medycyny rodem z paleolitu? Myślę że gdyby nasz przodek zobaczył, że pomimo tego co wiemy o chorobach wciąż chcemy jeść te same zielska co on - pukał by się w czoło. Ludzie leczyli się ziołami nie dlatego że są takie wspaniałe - ale dlatego, że nie posiadali żadnych innych metod pozyskania określonego medykamentu niż pałaszowanie całych roślin. Dziś, wiedząc o istnieniu związków chemicznych, nie musimy przeszukiwać zarośli na poboczu drogi. Tym bardziej, że wbrew ludowej wiedzy, zioła nie rosną po to aby nas leczyć, ich skład nie jest odpowiedzią na potrzeby człowieka.
OdpowiedzUsuńZalozenie ze kazde ziolo zastapi farmakologiczny zwiazek chemiczny jest bledne. Do tego juz trzeba troche wiedzy o mozliwosciach medycyny i roli ziol. Ziola nadal sa polecane przez lekarzy i bynajmniej nie ignorantow. Sek w tym ze zalezy gdzie i w czym. W niektorych dolegliwosciach nadal statystycznie lepiej sie sprawdzaja:
OdpowiedzUsuńNp. Rumianek jest polecany dla niemowlat przy odparzeniach przez lekarzy. W ogole zabkowanie i inne dolegliwosci maluchow nadal nie maja doskonalszych substytutow medycznych. Zastepujace to zwiazki chemiczne raczej nie pomagaja i sa zbyt inwazyjne i dlatego na te drobne dolegliwosci koncerny farmaceutyczne WLASNIE produkuja masci na bazie ziol. Tyle ze je oczyszcza i zaplaci sie za nie wiecej a roznica niewielka. STO RAZY wiecej uczulen na zwiazki chemiczne w masci niz na tradycyjny rumianek nieco poprawiony przez koncern farmaceutyczny. Dziwne a prawda.
Z innej beczki: Watroby zadaniem jest eliminacja niepotrzebbnych toksyn z naszego organizmu. Jakos medycyna naturalna nie wpadla na chemiczny srodek jaki skuteczniej zadziala niz sylimarol, sylivit czy rapacholin. Sa to preparaty w tabletkach na bazie ziol produkowane przez koncerny farmaceutyczne. Cholestil jaki jest na bazie czysto chemicznej ma duzo gorsze wyniki.
Dlaczego tak jest? aaaa tu juz bylby caly wyklad na temat enzymow roslinnych i mozliwosci odtworzenia tego przez farmakologie.
Oczywiscie nie watpie ze postep w farmaceutykach dojdzie do punktu w ktorym bez problemu bedzie tworzyc identyczny zwiazek chemiczny usuwajac przy tym zagrozenie wszelakich niepozadane ubocznych substancji jakie sa w ziolach.
Ale faktem jest iz JAK NARAZIE nie jestesmy jeszcze tam. Przekonanie ze na dzisiaj wszystko da sie stworzyc w laboratorium, kazdy enzym jest zgola bledne, swiadczace o niklej wiedzy i przeceniajace wspolczesna farmakologie bo do tego dluga droga. Nie przypadkowo badania nadal trwaja na roslinach w tworzeniu nowych lekow.
ja rozumiem ze ktos jest entuzjasta nowoczesnych rozwiazan, ale naprawde jeszcze nie zastapily jeszcze one wszystkich starych sposobow.
Ponownie zaapeluje jednak o nie mieszanie potwierdzonych klinicznie i przetestowanych medykamentów z tradycyjnym zielarstwem. Jeśli atestowany produkt rzeczywiście działa, nikt nie ma prawa, a już w szczególności ja, deprecjonować jego jako leku. Jednak z opisu jaki widzę, mniemam że tak nie jest. Pamiętajmy, że z samej swej definicji medycyna naturalna o której mowa, nie jest potwierdzona klinicznie. Troszeczkę rozjeżdżamy się chyba rozmawiając o ziołolecznictwie (choć wydaje mi się że ciągle pisze to samo), bo ja nie wiem jak laboratoryjne poszukiwania nowych leków podpiąć pod zielarstwo. Zresztą w poście jest bardzo wyraźny przykład, z jaką odmianą wiedzy o ziołach walczą sceptycy na całym świecie.
OdpowiedzUsuń"Usprawiedliwiamy dawnych mnichów, którzy nie rozumiejąc immunologii, aplikowali całość zielska w którym znajdowała się zdatna do leczenia substancja.Dziś nie ma to jednak wytłumaczenia. Być może aktywne składniki dziurawca pomogą postawić na nogi nasz przewód pokarmowy, w dziurawcu znajduje się jednak ogrom innych biosubstancji, którymi Ojciec Klimuszko już się nie interesował."
OdpowiedzUsuń"Ludzi nie leczą rośliny, tak jak przeziębienie nie jest wynikiem nadmiaru zimowych spacerów - chorujemy za sprawą wirusów i bakterii, zaś w leczeniu wspomaga nas określony związek chemiczny, a nie całość cytryny i pomarańczy."
...a czy "określony związek chemiczny" zamknięty w pigułce wraz z połową tablicy Mendelejewa to nie "masa skutków ubocznych"?
Niestety sam sceptycyzm, nie poparty jakąkolwiek wiedzą na temat o którym się pisze, nie wystarczy żeby napisać coś mądrego. W dodatku uprawia Pan populizm, cytując krótką informacje historyczną, podaną zapewne jako ciekawostkę, jakby współczesne ziołolecznictwo (fitofarmakologia, jak było już wspomniane powszechnie akceptowana akademicka dziedzina wiedzy) miało z tym cokolwiek wspólnego. A wystarczyłoby cośkolwiek poczytać, albo głębiej się zastanowić, zamiast ślizgać się bardzo płytko po powierzchni tematu.
OdpowiedzUsuńJedną z głównych różnic pomiędzy lekami syntetycznymi, a roślinnymi jest właśnie wieloskładnikowość tych ostatnich. Istnieje zjawisko synergizmu, gdzie kilka substancji leczniczych wzajmenie uzupłenia i wzmacnia swoje działanie. Zioła zawierają bardzo dużo składników będących potencjalnie leczniczymi, dlatego zrobienie precyzyjnych badań i ustalenie która to dokładnie kompozycja składników i w jakiej proporcji działa leczniczo jest bardzo trudne. W dodatku wiele z tych substancji jest lotnych i/lub wrażliwych na różne czynniki zewnętrzne (np. temperature czy światło). Nie zawsze jest więc technologicznie możliwe stworzenie syntetycznego leku który by takie składniki zawierał, preparat który byłby ważny przez tydzień czy dwa od daty dystrybucji do aptek nie byłby zbyt opłacalny dla przemysłu farmaceutycznego, zresztą proszę się zastanowić ile razy widzał Pan apteczny lek zawierający więcej niż 2-3 składniki aktywne. Pozatym badania takie kosztują, tym bardziej skomplikowany proces technologiczny, oczywiste jest więc że nie zawsze zastępowanie danej rośliny leczniczej preparatem wogóle ma ekonomiczny sens.
Piszę Pan o dziurawcu jakby to nie było normalne że leki wchodzą ze sobą w interakcje i nie trzeba było zawsze uważać co się z czym łączy. Powołuje się Pan na jakieś jedne badania, tak jakby samo ich istnienie już o czymś świadczyło, ja na przykład znam jednak pozytywne wyniki na ten temat: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21438644
Artykuł który jest podlinkowany razi podobną ignorancją i populizmem, rzuca się jakimś stwierdzeniami nie popierając ich żadnymi faktami: "A tam, gdzie alternatywni terapeuci przenoszą się na uniwersytety, odgradzają się murem od najbardziej wartościowych wpływów." ??? Ale jacy alternatywni terapeuci? http://pl.wikipedia.org/wiki/Zio%C5%82olecznictwo - "Wg. danych WHO [...] przynajmniej 7.000 związków chemicznych współczesnej farmakopei pochodzi z roślin". Ludzie zajmujący się fitofarmakologią nie muszą "przenosić się" na uniwersytety, oni tam od zawsze są, stąd się wywodzi cała medycyna. "Ten proces dociekań i normalizacji, oraz testowania i weryfikacji, a także negatywne wyniki badań, spowolnienia i nieskuteczne metody, i więcej, jest jednym z największych osiągnięć w historii medycznej i intelektualnej." - i w ramach zachłystywania się tym osiągnięciem warto całkowicie zignorować cztery tysiące lat eksperymentów dokonywanych przez różnych ludzi?
Do dupy z takim racjonalizmem, Panie kolego.
Czy warto całkowicie zignorować cztery tysiące lat eksperymentów dokonywanych przez różnych ludzi? Trzeba! Jeśli w badaniach odnośnie skuteczności leczenia czegoś czymś innym nie stosujemy randomizowanej, podwójnie ślepej próby, to wynik takich badań nadają się tylko do rozpalania nimi w piecu. Jeśli wiesz cokolwiek o rzetelności badań, a chcesz sprawić wrażenie jakbyś wiedział(a) wszystko, a jednocześnie oburzasz się na moje ignorowanie dziedzictwa cudownego zielarstwa - to nie ma takiej operacji myślowej w której dałoby się to pogodzić. Jeśli istnieją jakieś porządne badania (porządne mam na myśli powiedzmy 4-5 w skali Jadada) które dowodzą, że pokrzywa leczy to wszystko co jej się przypisuje, od jutra żrę ją na kilogramy :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że istnieje operacja w której dałoby się to pogodzić - ja nie mówie, żeby nie robić porządnych badań, zwróć uwagę na zwrot "całkowicie zignorować". Jeśli jakaś roślina od lat jest w praktyce stosowana z dobrym skutkiem, a nie była dotąd badana, to chyba rozsądnie jest poświęcić czas na przyjrzenie się jej bardziej naukowo. W praktyce tak to chyba i tak wygląda, trudno prowadzić skomplikowane badania nad każdą po kolei znaną rośliną, żeby sprawdzić czy czasem nie jest lecznicza, a najczęściej żeby zrobić badanie tego typu trzeba z góry postawić jakąś tezę, którą chcę się zweryfikować. Te cztery tysiące lat eksperymentów, którymi chciałbyś palić w piecu, jest tu jednak pomocne. Nigdzie też nie napisałem, że wszystkie właściwości jakie ziołom są przypisywane przez mniej lub bardziej wiarygodne osoby są prawdziwe. To samo tyczy się leków syntetycznych, gdzie dodatkowo istnie spora pokusa, żeby robić badania "na zamówienie".
OdpowiedzUsuńTa informacja może rozczarować zwolenników zielarstwa, ale każde popularne rokujące jakieś nadzieje ziele było badane prawie na wszystko. To, że nie ma pozytywnych wyników działania ziół na choroby które miały leczyć nie znaczy, że tych badań nie było - one były tylko, no niestety, leczenie łąką nie działa tak jak można było się spodziewać.
OdpowiedzUsuń