O smaku butanianu linalolu, proszę

Michał Łaszczyk - 06 grudnia

Jako sowizdrzał, birbant i paliwoda, śmieję się kryzysowi w twarz i ukręcam nosa hydrze spekulantów. W ciężkich czasach tylko głowa pełna pomysłów może uchronić nas przed całkowitym wysuszeniem świnki skarbonki. Mogę wytresować łasicę i zbijać kokosy na robionych przez nią sztuczkach, zainwestować w modne ostatnio filmy pełne śmiałych scen homoerotycznych, a także... i to by było w zasadzie na tyle, więc może przesadziłem z tą głowa pełną pomysłów.

Jeśli jednak ktoś zmarnował cale swoje życie na demistyfikowanie manipulacji, niechcący nabył też umiejętności poruszania się po ciemnej stronie mocy. W końcu to ja mógłbym zbijać kasę na ludzkiej naiwności. Gdyby nie daj boże ktoś rozpoznał w przyszłym mnie, czyli prywatnym bioenergoterapeucie polskich celebrytów, dawnego Michała bzdurologa, zawczasu mogę zmienić nazwisko i zapuścić brodę. Taką serbski zbrodniarz wojenny Radovan Karadzić, stał się Draganem Dabiciem, specjalistą od Human Energy Quantum i leczniczych talizmanów.

Nim zacznę leczyć uzdrawiającą mocą księżyca, w ramach przyuczenia do zawodu postawię dziś pierwszy krok w ogłupianiu prostego ludu. Natchnął mnie do tego przyjaciel, wytykając ilość "E" w moich ulubionych panierowanych orzeszkach z Biedronki. Nikogo nie drażni fakt, że każdy produkt sprzedawany w tym kraju zawierać może śladowe ilości orzeszków arachidowych, jednak wyszczególnionym E nie odpuścimy. Jeśli chcemy, aby coś zabrzmiało obrzydliwie i niezdrowo, najlepiej nazwać to pełną nazwą systematyczną (tak na przykład najpopularniejsza przyprawa staje się złowieszczo brzmiącą solą sodową kwasu chlorowodorowego) a już najlepiej określić to przy pomocy przedrostka E zarezerwowanego dla dodatków chemicznych. Widząc "E-ileś", cokolwiek by to nie było, człowiek aż czuje swąd chemikaliów. Jeśli jakieś chipsy czy napój mają powiedzmy 7 "E-ileś" to wiedz konsumencie, że najzdrowsza kapusta czy jabłuszko, fabryki chemiczne matki natury, same z siebie zawierają ich kilkadziesiąt! Aby nie być gołosłownym, oto całkowicie prawdziwy, a zarazem do cna debilny tekst mojego autorstwa:

To co wydarzyło się w tej wsi powinno być nauczką dla nas wszystkich. Pół żywe dzieci ledwo snuły się ulicami, mężczyźni chowali twarze, a kobiety płakały. Różnej maści utleniacze, zagęszczacze i inne świństwa spod znaku E ujawnione zostały w sadzie Dobromiry W. Uważana przez mieszkańców wsi za pogodną babinkę, kobieta została dziś skuta i wywleczona ze swej chałupy o 5 rano przez funkcjonariuszy ABW. "Jeszcze wczoraj chciałaś mnie poczęstować jabłkiem, dziwko! - krzyczał w trakcie działań policji jeden z jej sąsiadów. Aby nie dopuścić do samosądu, policja odeskortowała 84-letnią kobietę do radiowozu, jednocześnie konfiskując widły i pochodnie przyniesione w trakcie akcji policji przez miejscową ludność. Co zawierały jej warzywa i owoce, że skryta za płaszczykiem poczciwej babuszki kobiecina, okazała się polskim "Chemicznym Alim"? Otóż jej przydomowy ogródek okazał się być przepełniony barwnikami, w tym E160a, E160d, E161b, E161e i E163. Mimo, iż babcia twierdziła, że jej pole nigdy nie było nawożone ani opryskiwane, wszystkie rozprowadzane przez nią produkty zawierały znaczne ilości E140 oraz zagęszczaczy E460 i E440. Warzywa te wciąż znajdują się w spiżarniach okolicznych mieszkańców! Przed prokuraturą odpowie co robiła w jej brokułach luteina. Przypomnę, iż luteina to żeński hormon płciowy  - aż strach pomyśleć jakie konsekwencje w przyszłości może mieć to dla szabrujących w jej sadzie okolicznych dziewczynek. Mimo, iż owoce Dobromiry W. miały nie zawierać konserwantów, jej śliwki, jabłka i żurawina zawierały znany z etykiet wielu produktów E210 - kwas beznzoesowy, emulgator E332, polepszacz E300, oraz takie substancje jak mutatoksantyna, bisabolen, i  kwas nikotynowy. Czy normalnym można nazwać stan, w którym owoce zalatywały mrówczanem etylu, związkiem będącym składnikiem farb i lakierów, który powodować może podrażnienie błon śluzowych i wymioty? Wszystko to Dobromira W. rozdawała w opakowaniu z gazami, głównie E941, E948 i E938. Niestety we wszystkich próbkach odnaleziono też śmiercionośny E939, od wdychania którego tylko w zeszłym roku i tylko w Wielkiej Brytanii zmarło ponad 30 osób!

Jak to możliwe, iż tekst ten jest zmyślony i prawdziwy jednocześnie? Jeśli tylko gdzieś jakaś Dobromira W. istnieje i ma ona poletko z warzywami, to dokładnie takie "dodatki" będą one zawierać. Emulgator E322, nieodłączny składnik budzącego u nas przerażenie  masła w sprayu, to zwykła lecytyna, wiele z "E" to witaminy. Choćby nie wiem jak ekologiczny był ogród, trudno będzie znaleźć w nim coś, co nie zawiera celulozy (E460) czy chlorofilu (E140). Oczywiście owych E nie odnajdziemy wypisanych na siatce z owocami, jako że nie ma obowiązku wymieniania na nich tego, co natura pakuje do nich sama.


Przy manipulacji wskazana jest szczypta ignorancji, co reprezentuje zdanie o luteinie. Luteina w zielskach to nie to samo co progesteron nazywany nieraz luteiną. Nie warto być nieomylnym, bezpiecznie jednak nie wychylać się przed szereg i trzymać poziom moich dawnych adwersarzy, a jutro kolegów. Takie kompromitujące gafy czynią nas bardziej ludzkimi, a przez to bardziej wiarygodnymi niż zimnie kalkulujący naukowcy. Jeśli odpowiedzialny m.in za zapach malin, mrówczan etylu jest też w farbach i lakierach, warto o tym wspomnieć, aby wywołać konotacje z czymś niebezpiecznym dla zdrowia. Nawet jakby jakiś składnik jedzenia znajdował się też w oponach albo asfalcie, nie znaczy to od razu, że sam w sobie jest niezdrowy.

Wypada też postraszyć czymś czego się nie rozumie, ale co brzmi na tyle złowieszczo, że może używać tego jako argumentu. Choć bisabolen, mutatoksantyna i kwas nikotynowy nie są niczym niebezpiecznym, są najbardziej trująco brzmiącymi związkami jakie znalazłem w składzie warzyw i owoców.

Najbardziej dumny jestem ze swojej ostatniej manipulacji. E941, E948 i E938 to azot, tlen i argon, najzwyklejsze powietrze atmosferyczne. Tajemniczy, śmiertelny E939 to hel, którego niewielkie ilości obecne są w powietrzu. W 2010 wdychanie helu przypłaciło życie 33 Brytyjczyków, w latach poprzedzających były to średnio 2 osoby, należy jednak wybrać dane z roku, który jest dla nas najbardziej korzystny. Zgony nie miały oczywiście miejsca przy stężeniu helu, jakim teraz oddychamy. Ważne, że coś jest szkodliwe, a że zabija szczura po przekroczeniu dawki milion razy większej niż ta w panierce orzeszków - kto to będzie sprawdzać?

  • Udostępnij:

Coś w podobnym klimacie

13 komentarze

  1. A co dopiero myśleć o niesławnym monotlenku diwodoru?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę masz łasicę czy to tylko autokreacja? Zresztą mniejsza z tym.

    Śladowe ilości orzeszków są już jak amen w pacierzu, natomiast niedawno trafiłem na śladowe ilości ryb i skorupiaków w całkiem nierybnych pastach kanapkowych. Jeśli trend się utrzyma, najbardziej asekuranccy producenci zaczną wkrótce ostrzegać, że produkt może zawierać śladowe ilości odchodów ludzkich.

    Z dodatków spożywczych godna uwagi jest jeszcze urocza naturalna koszenila, E120.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie mogię i muszę zapytać. Co trzeba zrobić, żeby umrzeć od helu? Tzn. ile go musi być i czy o to chodzi, że tak dużo, żeby zwyczajnie tlenu nie wystarczyło, czy on jednak już przy mniejszych stężeniach jest jakoś fizjologicznie nieobojętny?
    Discaimer: nie, nie mam myśli samobójczych związanych z helem; to tylko ciekawość. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Fa-Fik - podobno "zaletą" helu jest to, że człowiek nie czuje że się dusi.
    http://en.wikipedia.org/wiki/Suicide_bag

    OdpowiedzUsuń
  5. Najpewniej jest tak jak napisał kwiku, śmierć następuje w wyniku niedotlenienia. Nagły wzrost ilości przypadków śmiertelnych to wynik upowszechnienia się helu jako metody bezbolesnego samobójstwa.

    Co do łasicy widziałem to kiedyś w jakimś filmie. Bohater zabezpieczył się przed życiową klęską tresując szopa, który miał go utrzymywać na starość. Uwzględniając polskie realia wymieniłem na łasice :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Luteina w zielskach to nie to samo co progesteron nazywany nieraz luteiną." Dokładnie tak - luteina to przeciez pochodna betacarotenoidów i jest doskonała na oczy - ktoś pisza o niej tylko jednokierunkowo faktycznie chcial zastraszayć innych. A co do benzoesanów - ówniez wystepuja we niebisko-fioletowych owocach np. borówkach, jeżynach, więc również nie zawsze sa one tylko chemicznie uzyskiwane. Wiele jest błedów w tym artykule. Dobrze, że to zostało pisane, bo własnie taki kit czesto wciskają jacyś pseudofachowcy ludziom aby zrobic sensację. Podobnie zreszta jest z witaminą C i bzdurami pisanymi na jej temat jakoby miała powodowac kamienie nerkowe. Zamiast przeaanlizować faktyczne przyczyny tworzenia się kamieni nerkowych czyli kwasice metaboliczną - toksemię zastrasza sie ludzi witaminą C. Po co, aby przysłonić jej niezwykle cenne właściwości lecznicze dla organizmu. Ale to juz inna historia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zależnie od handlowej intencji producenta ilości śladowe, a czasem wręcz homeopatycznie śladowe są usprawiedliwiane lub eksponowane.
    dlatego oprócz zawartości orzeszków, które produkuje się w drugiej hali, produkt może zawierać masło.
    Jednak, jeśli produktem zasadniczym jest margaryna, o maśle informuje się w sposób entuzjastyczny (z dodatkiem masła!), chociaż jego ilość liczy się wciąż w promilach.
    Można też reklamować produkty nie zawierające w składzie czegoś, czego z natury nie zawierają - kawa bez cholesterolu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna notka, nie wiem jak ją przeoczyłem. Niektórzy producenci bronią się przed "efektem E" podając nazwę zwyczajową - zamiast cyjanokobaltamina, wit. B12; zamiast kwas nikotynowy, wit. PP, zamiast maślan metylu , aromat o zapachu bananów itd. Inni z kolei unikają nazw zwyczajowych, które się już okryły złą sławą. Niedawno spierałem się z pewną panią, która sprzedawała suplementy z Ksylitolem. Otóż ona uważała, że ta substancja słodząca to nie słodzik, bo słodziki są sztuczne i szkodliwe, a ksylitol jest naturalny. Ostatecznie uznała, że ksylitol może być słodzikiem, ale klientom mówi że nie jest, żeby nie odstraszyć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Benzoesan sodu działa drażniąco na śluzówkę żołądka, dlatego spożycie zawierających go produktów może u osób nadwrażliwych (np. chorych na chorobę wrzodową) powodować dolegliwości bólowe. W połączeniu z witaminą C (E300) może przekształcić się w rakotwórczy benzen[6], co ma znaczenie szczególnie w przypadku napojów gazowanych, w których stosuje się jednocześnie obie te substancje. Temperatura i naświetlenie to czynniki przyspieszające formowanie się benzenu.

    Sam jestem na ten syf uczulony więc staram się go unikać. Btw. w jabłkach on raczej nie występuje

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli w notce napisałem benzoesan sodu (E211) to jest to rzeczywiście błąd, chodziło oczywiście o kwas benzoesowy (E210). Poprawię

    OdpowiedzUsuń
  11. Problem w tym, że nawet gdy niektórym się uświadomi, że E300 to witamina C, to dalej się upierają, że syntetyczna witamina C jest na pewno szkodliwa ("bo to chemia", i to na pewno jest coś innego), a taka w naturze nie

    OdpowiedzUsuń