Od kilku dni nowym bohaterem Super Expressu jest ksiądz Teodor Knapczyk. We wtorek przeczytaliśmy mrożącą krew w żyłach relację ludzi, których dotknął ksiądz. W środę poznaliśmy dalsze przygody uzdrawiacza, w treść modlitwy o wyleczenie (trzy zdrowaśki, tym razem bez pieca). Wczoraj zaś gazeta przedrukowała kalendarz wizyt objazdowego uzdrawiacza po Polsce. W zemście za to, że ominął moją parafię, odwdzięczę się paszkwilem na temat uzdrawiającej mocy modlitwy. Tak się składa, że najnowszy Scientific American zawiera felieton Michaela Shermera Sacred Salubriousness, o tym, czemu osoby religijne żyją dłużej niż ateiści. Podaje dwie możliwości - do wyboru. Albo osoby religijne żyją dłużej, bo ich modlitwy działają. Albo odznaczają się większą samokontrolą, przez co mniej palą, piją i rzadziej dopuszczają się ryzykownych zachowań seksualnych.
Modlitwa jest najpopularniejszą formą medycyny alternatywnej, rzadko jednak widnieje w jej wykazach. Według GUS ledwo 1% Polaków w ostatnim roku leczyło się u homeopaty, specjalisty od akupunktury, zielarza lub innej osoby praktykującej medycynę alternatywną. Jeśli chodzi o grupę wiekową 0-14 lat, w ciągu ostatnich miesięcy około 300 dzieciaków na 1000 korzystało z usług laboratorium analitycznego, pracowni radiologicznej lub ultrasonograficznej, a tylko 5 na 1000 odwiedziło homeopatę lub bioenergoterapeutę.
Dla porównania 27% Polaków modli się kiedy przypałęta im się poważniejsze choróbstwo. 70 % Polaków wierzy, że nasza modlitwa może nam pomóc, zaś 60% wierzy, że w powrocie do zdrowia może pomóc modlitwa osób trzecich. Najbardziej znanymi badaniami nad modlitwą jest projekt STEP, znany szerszej widowni dzięki osobie Richarda Dawkinsa. Trudno nazwać ten fragment "Boga urojonego" szczytowym osiągnięciem rzetelności naukowej. W badaniu przytaczanym przez Richarda, modlitwa szkodzi. Tymczasem metaanalizy dotychczasowych badań pokazują, że wychodzi co najmniej na zero. W 2000 roku przeanalizowano 23 badania, z czego tylko jedno wykazało szkodliwy wpływ modlitwy, kilka wskazało na zero, zaś większość przypisywało jej pozytywny wynik. Metaanaliza z 2006 kilkunastu badań kontrolnych wykazała brak naukowo dostrzegalnych wpływów modlitwy za osoby trzecie. Przeprowadzona rok później metaanaliza 17 badań mówi natomiast, iż korzyści są niewielkie ale są.
Dla porównania 27% Polaków modli się kiedy przypałęta im się poważniejsze choróbstwo. 70 % Polaków wierzy, że nasza modlitwa może nam pomóc, zaś 60% wierzy, że w powrocie do zdrowia może pomóc modlitwa osób trzecich. Najbardziej znanymi badaniami nad modlitwą jest projekt STEP, znany szerszej widowni dzięki osobie Richarda Dawkinsa. Trudno nazwać ten fragment "Boga urojonego" szczytowym osiągnięciem rzetelności naukowej. W badaniu przytaczanym przez Richarda, modlitwa szkodzi. Tymczasem metaanalizy dotychczasowych badań pokazują, że wychodzi co najmniej na zero. W 2000 roku przeanalizowano 23 badania, z czego tylko jedno wykazało szkodliwy wpływ modlitwy, kilka wskazało na zero, zaś większość przypisywało jej pozytywny wynik. Metaanaliza z 2006 kilkunastu badań kontrolnych wykazała brak naukowo dostrzegalnych wpływów modlitwy za osoby trzecie. Przeprowadzona rok później metaanaliza 17 badań mówi natomiast, iż korzyści są niewielkie ale są.
Łatwo jest zmierzyć skuteczność modlitwy na zmiany parametrów fizycznych, np. czy litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa podniesie temperaturę wody w szklance. Skuteczność modlitwy za zmarłych jest w ogóle niemierzalna. Modlitwa o wyleczenie plasuje się gdzieś pośrodku. Wstępnym warunkiem tego, aby w badaniach pojawiła się pozytywna korelacja pomiędzy pacierzem a wyzdrowieniem, jest działanie na dolegliwościach podatnych na reemisje i placebo. Osoby religijne mają tendencje, aby modlić się o to, co ustąpić może samoistnie, tak, aby nie wystawiać swojej modlitwy na próbę. Jeśli w modlitwie polecamy swoje własne zdrowie, niesie to jakieś korzyści. Pozytywny wpływ na układ sercowo-oddechowy ma m.in odmawianie mantry, różańca i technik surjanamaskar. Modlitwa ma bezsprzeczny wpływ na nasz stan psychiczny, a ten oddziałuje na zdrowie fizyczne. Gorzej z poważnymi schorzeniami. Tą część niech podsumuje oświadczenie American Cancer Society sprzed 3 lat, iż brak jest dowodów naukowych na to, że wiara może leczyć raka lub inne choroby. Nawet w sanktuarium w Lourdes ilość udokumentowanych reemisji nowotworu nie jest statystycznie wyższy niż gdziekolwiek indziej. Praktyki religijne mogą jednak przynosić spokój, łagodzić ból i zmniejszać stres.
Inaczej sprawy mają się ze skutecznością modlitwy wstawienniczej, kiedy modlimy się o przebywającą w szpitalu babcię. Babcia nie wie o tym, że wygrzewamy właśnie kościelne ławy, modlitwa zatem nie powinna wpływać na jej zdrowie. Takie też wyniki dał projekt MANTRA oraz badania Freda Sichera na osobach zakażonych HIV. W przypadku kiedy badania potwierdzały leczniczy charakter modlitwy, albo kwestionowano ich metodologię (Byrd i Harris), albo okazywały się oszustwem (eksperyment z 2001). Tak już do obrzydzenia na koniec jeszcze jedna metaanaliza, tym razem z roku 2009 podsumowująca 10 badań nad skutecznością modlitwy. Nie chodzi mi jednak o jej rezultat - jej wynik po raz kolejny pokazał, że modlitwa nie wnosi nic ciekawego do medycyny. Bardziej interesujący jest końcowy wniosek: "Przestać w końcu zajmować się tym tematem, zaś ewentualne fundusze na badania spożytkujcie na jakieś sensowne cele!".
21 komentarze
Wydaje mi się, że wiara w to, że można komuś pomóc "myślowo" nierozerwalnie wiąże się z wiarą, że podobnie można komuś zaszkodzić. A jednak w dziedzinie szkodzenia sytuacja od dawna jest jasna, żaden sąd nie skaże nikogo za same złe myśli, nie ma na to paragrafu. No więc już chyba dawno rozstrzygnęliśmy.
OdpowiedzUsuń@ kwik
OdpowiedzUsuńZ tym skazywaniem za szkodzenie to może być różnie. O ile pamiętam, na Haiti (?) sąd może skazać (i skazuje) za rzucanie uroków itp.
Czemu tylko na Haiti? Jeśli publicznie ktoś wykrzykiwałby "by ci żona poroniła, by córkę piorun uderzył a syn złapał cholerę" to w takim kraju jak Polska nie ma podstaw do wyroku skazującego? Jest czy nie, bo sam się zastanawiam? :)
OdpowiedzUsuńNie takie "rzucanie uroków" mam na myśli, a bardziej "kameralne", dokonywane w chacie szamana albo w innym odosobnionym miejscu, gdzie przywołuje się na pomoc rozliczne duchy lub inne "stwory". I w zasadzie, wyroki nie są za samo rzucenie uroku, ale za rzucenie skutecznego uroku. Chociaż nie wiem, jak przed sądem udowadniają, że np. kury się nie niosą bo sąsiad urok rzucił, a nie bo im karma nie odpowiada...
OdpowiedzUsuńA napisałem o Haiti, bo te kary za rzucanie uroków miały związek z kultem Voodoo, który jest bardzo serio traktowany ;)
Że się wstawię za Dawkinsem: czemu właściwie mu się dostało za nierzetelność w opisie tamtych badań? Opisał historycznie największe i głośne wówczas badania nad modlitwą z "zaślepieniem". I zgodnie z ich wynikiem pisał o _braku efektu modlitwy_ w "zaślepionej" części. Wspomniany przez Ciebie efekt negatywny dotyczył wyłącznie grupy osób, które wiedziały, że ktoś się za nie modli i było wyjaśnione z czego ewentualnie mógłby wynikać. Zaś o pozytywnych efektach modlitwy na samego modlącego się Dawkins nie raz wspomina w kontekście placebo.
OdpowiedzUsuńNawiasem, ów negatywny efekt (na osoby, które wiedzą, że ktoś się za nie modli) pojawia się też w podsumowaniu wniosków zacytowanej przez Ciebie metaanalizy z 2009. Jeśli znalazł niezależne potwierdzenie, to w zasadzie byłoby to niezwykle ciekawe.
I już bez związku z powyższym, ale odkryłem zabawny akcent w abstrakcie tej metaanalizy: autorzy wspominają o badaniach efektów modlitwy na skrócenie leczenia, które zakończyło się kilka lat wcześniej przed modleniem (sic!). Tak się składa, że tamto badanie (Leibovici, 2001) było jedynie corocznym żartem świątecznym w BMJ i nie należy go brać pod uwagę! Fakt, że autorzy potraktowali je poważnie, a recenzenci przepuścili, czyni z tego przepiękny przykład prawa Poe w działaniu :)
Publicznie to nie wiem, może i da się to podciągnąć pod "nawoływanie" albo jakiś inny paragraf. Ale mnie chodziło o ciche, prywatne, dlatego napisałem myśli, a nie krzyki. Jak rozumiem cicha modlitwa ma być równie skuteczna jak głośna? Więc jeśli pójdę na policję i zeznam, że cichutko modliłem się od lat, żeby tego ... szlag trafił, i wreszcie go trafił, to i tak nic mi nie zrobią. Najwyżej nabiorą podejrzeń, że próbuję odwrócić uwagę od siebie.
OdpowiedzUsuńMichał,
OdpowiedzUsuńJa się nie zgadzam z tym stwierdzeniem:
podaje dwie możliwe przyczyny - do wyboru. Albo osoby religijne żyją dłużej, bo ich modlitwy działają. Albo odznaczają się większa samokontrolą, przez co mniej palą, piją i rzadziej dopuszczają się ryzykownych zachowań seksualnych.
Z dwóch grup ludzi któraś średnio będzie MUSIAŁA żyć dłużej (mogą żyć średnio po równo, ale przy odpowiednio dużych grupach osób to mało prawdopodobne). Mam na myśli to, że mając dwie grupy osób: ateistów i wierzących, któraś z pewnością (pewnością ograniczoną jednak możliwością takiej samej średniej życia - może się zdarzyć, patrz wyżej) będzie żyła średnio dłużej, ale czy na pewno dlatego, że wierzą lub nie? A może dlatego, że jedni dłużej wyglądają przez okno a drudzy nie? A może dlatego, że jedni noszą bawełniane skarpetki odpowiednio częściej... To się nazywa KORELACJA, często mylona ze związkiem przyczynowo skutkowym. Jeśli Michael Shermer podaje faktycznie tylko te dwie możliwości, to popełnia właśnie ten błąd. Dziękuję za uwagę.
Pozdrowienia,
Paweł
Jeśli Dawkins wybrał te badanie z racji tego że uważał je za najbardziej rzetelne, ok. Jeśli przy okazji wspomniał o badaniach które wykazały pozytywny wpływ modlitwy, jeszcze większe ok. Dopuszczam jednak do siebie, iż Dawkins omówił ten eksperyment tylko dlatego, że modlitwa okazała się w nim niekorzystna dla jednej z grup kontrolnych. Jeśli metaanaliza zajmuje się takimi badaniami jak piszesz, to rzeczywiście jest to zabawne. Przy okazji czegoś się nauczyłem, jako że nie znałem pojęcia "prawo Poe"
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien czy zrozumiałem Pawła wypowiedź. Oczywiście, że z natury rzeczy jedna grupa będzie żyła dłużej niż inna. Tu mamy jednak a) niski graniczny poziom istotności b) naprawdę sporą próbę (pond 120 tysięcy osób). Dwie możliwości są w tym znaczeniu, że jedna jest naturalna, powiedzmy zdrowy tryb życia, a druga nadnaturalna - ingerencja siły wyższej. To sa te dwa wyjaśnienia - naturalne i ponadnaturalne. Tych naturalnych może być mnóstwo, jasne. Sam fakt dłuższego życia osób religijnych chyba nie budzi wątpliwości, podobnie jak krótsze życie ludzi żyjących samotnie czy dłuższe tych uprawiające jogging.
R. Wiseman w swojej "Dziwnologii" powołuje się na badanie (przeprowadzone jeszcze w XIX w. w Anglii) porównujące przeciętną długość życia osób duchownych (którzy w założeniu więcej się modlą) ze średnią populacji. Wyszło na to, że księża przeciętnie żyją krócej.
OdpowiedzUsuńTak na marginesie (zalinkowane przez kogoś na blog de bart): raport CBOSu odnośnie wiary Polaków w niektóre aspekty kojarzone z New Age.
http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2011/K_135_11.PDF
Wyniki są dość przerażające. Ciekawy jest jeden z wniosków: "Ogólny wskaźnik akceptacji omawianych przekonań jest najwyższy wśród osób określających się jako głęboko wierzące". Przypomniała mi się dyskusja ze znajomym katolikiem, który pomstował na zabobonność polaków. Powiedziałem mu, że kosciół ma tu swój wkład:) Pozdrawiam.
Widziałem ten raport wczoraj lub przedwoczoraj, generalnie nie odstajemy od reszty: Three in Four Americans Believe in Paranormal oraz Paranormal Beliefs Come (Super)Naturally to Some.
OdpowiedzUsuńDla mnie najciekawsza również jest ta ostatnia konkluzja, szczególnie że kiedyś pod jedną z notek toczył się w komentarzach na ten temat spór. Obstawiałem, że albo religijność nie ma wpływu na wiare w New Ageowskie tematy albo korelacja jest negatywna. Jak widać badania CBOS pokazują coś odwrotnego. Można znaleźć wiele badań koncentrujących się na tej relacji: Believe It or Not: Religious and Other Paranormal Beliefs in the United States, Religion and paranormal belief, Paranormal beliefs, religious beliefs and personality correlates, Paranormal belief, religiosity and cognitive complexity. Zawarte w nich wyniki są niejednoznaczne, często też sprzeczne, nie mniej po tych CBOSowych przychylam się do tego, że ludzie religijni i paranormalni entuzjaści to w dużej mierze ci sami ludzie
Michał, przypuszczam, że Twoje wcześniejsze zdanie wynikało stąd, że oficjalny kosciół potępia cały ten new ageowy temat. Ale w tych kwestiach nie należy doszukiwać się logiki, dla nich np. homeopatia to nie pseudonaukowe bzdury, tylko działanie szatana. Autentycznie, znam taką osobę. Nie można jednak jednego zabobonu zwalczać innym, to do niczego nie prowadzi.
OdpowiedzUsuńEhm osobiście nigdy nie szukałem nic na temat ,ale co samo mi wpadło to raczej że modlenie sie nic nie daje(odkrywcze prawda?),bo w sumie nie może.Tu raczej jest pytanie czy działą chociaż troche jak efekt placebo.Co oczywiście nie udowadnia religijnych bzdetów.Ogolnie nawet jeżeli w jakimś badaniu wyjdzie lekka korelacja w 1 badaniu pomiedzy modlitwami a zdrowiem to przecież też nic nie znaczy.W sumie to mi pachnie tym samym co wstawiennictwo świętych...Jeżeli ktoś pomyśli przed lub po wypadku o św to napewno on mu pomógł.Niektórzy nawet to "udowadniaja".
OdpowiedzUsuń@JT - Moje wcześniejsze zdanie pochodzi z dość rozległych kontaktów z tym środowiskiem. Jeśli chodzi o prominentnych przedstawicieli ruchu new age, to chyba nigdy nie spotkałem tam osoby utożsamiającej się z zinstytucjonalizowaną religią taką jak KK. Po raz kolejny dowodzi to tezy, że nawet najbardziej wpływowe postacie środowiska nie muszą być reprezentatywne dla poglądów które reprezentują. Tak samo jest zresztą w KK - wśród duchownych czy katolickich publicystów nie znajdziemy poparcia dla antykoncepcji, tymczasem większość katolików stosuje ją masowo. O kulisach walki między Kościołem a ruchem new age pisałem tak wiele razy, że nie będę się powielać.
OdpowiedzUsuń@Michał - A to nie jest tak, że chodzi raczej o wiarę w te zjawiska niż stosunek etyczny (dobre/złe). osoby religjnie częściej w nie wierzą, ponieważ ogólnie wierzą w cuda i takie tam. Uważają, że cały New Age jest zły (stanowisko Kościoła jest jednoznaczne), ale jednocześnie wierzą, że to wszystko jest prawdą. I to jest bardzo smutne w tym wszystkim. Tak czy inaczej tej raport udowadnia, że Twoja działalność na polu szerzenie sceptycyzmu ma wyższy cel:) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMichale,
OdpowiedzUsuńSam fakt dłuższego życia osób religijnych chyba nie budzi wątpliwości, podobnie jak krótsze życie ludzi żyjących samotnie czy dłuższe tych uprawiające jogging.
Czy osoby, ktore uprawiaja jogging zyja dluzej, bo codziennie rano zakladaja trampki i ida sie przebiec? Raczej nie. Po prostu osoby, ktore uprawiaja jogging sa to zazwyczaj osoby zamozniejsze, ktore stac na lekarza, dobre odyzwianie, odpoczynek, itp. I tak zarowno dluzsze zycie jak i jogging sa efektem zamoznosci, a pomiedzy joggingiem a dluzszym zyciem istnieje korelacja jedynie.
Podobnie tutaj, ktoras z grup musiala wyjsca na ta, ktora zyje dluzej. Czy obie grupy byly naprawde reprezentatywne i dobrane tak samo? Zapewne istnieje trzeci element, ktory wplynal na wynik.
Jesli bysmy podazali za takim mysleniem, to mozemy oszczedzis sporo pieniedzy na badaniach - wystarczy sprawdzic, jaki kolor wlosow maja osoby w tej grupie ktora zyje dluzej i oglosic, ze to blondyni zyja dluzej. I dalej: posiadacze aut japonskich zyja dluzej! I uzytkownicy komputerow takiej a nie innej marki! I pijacy kawe Lavazza! I tak dalej :-)
Jednym slowem z takiego eksperymentu wynika, ze owszem, cos ma wplyw na dlugosc zycia, ale co - nie wiadomo. A im wieksza grupa tym trudniej wlasnie, bo grupa jest coraz bardziej niejednorodna. Jesli w grupie dluzej zyjacych wiecej bedzie wegetarian, to bedzie to dowod? I co jest bardziej znaczace w tym przypadku - wegetarianizm czy wiara (czy marka pitej kawy)? Bledne zalozenie pojawia sie juz na samym poczatku, kiedy to osoby zostaly podzielone na dwa teamy (wierzacy i nie) i zostalo zalozone, ze to jest ta istotna roznica, a poza tym tych osob nic juz nie dzieli.
I sorry za brak polskich czcionek :)
OdpowiedzUsuńNasz spór rozstrzygnie nauka :) Jak odróżnić czy to sam jogging przedłuża życie, czy to że jogging uprawiają akurat bogacze? Wiele wyjaśni np. porównanie bogaczy uprawiających jogging i opasłych milionerów nie wstających zza biurka. Napisałem jogging ale mogłem wymienić jakakolwiek inną aktywność fizyczną, jazdę na rowerze, granie w piłkę, cokolwiek. Wyobraźmy sobie inne porównanie: średniozamożni obywatele regularnie chodzący na basen i milionerzy nie odrywający wzroku od notowań giełdowych. Możemy niedużym kosztem przeprowadzić setki takich badań porównawczych, nie tylko możemy, ale zrobiliśmy to. Dziś żaden lekarz nie ma chyba wątpliwości, że jogging lub inny sport (niewyczynowy) ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Wiemy też, że samo posiadanie iluś zer na koncie nie przedłuży nam życia, jeśli nie pójdą za tym owy wspomniany przez ciebie lepszy dostęp do lekarza.
OdpowiedzUsuńNie róbmy z demografów idiotów, doskonale znają problemy które sygnalizujemy, przy czym wiedzą o nich znacznie więcej. Jeśli bodajże 40 niezależnych grup badaczy wskazuje na dłuższe życie osób wierzących, to mi jako człowiekowi słabej wiary z pokorą należy przyjąć to do wiadomości.
E, e, e. Nie leczy modlitwa, leczy wiara, jeśli już. To Ci nawet lekarze powiedzą, że wiara w wyzdrowienie pomaga w rekonwalescencji każdego pacjenta. Oczywiście, jeśli jest dodatkiem do leczenia a nie go zastępuje. I pewnie stąd ateiści żyją krócej, bo w trudnych zdrowotnie momentach nie wierzą, że wyzdrowieją, bo swoje życie opierają na racjonalnej argumentacji, która wiarę jako taką wyklucza. Kto wie, może stąd tak dużo wierzących ludzi. Efekt ewolucji. Niewierzący nie poszedł do znachora, bo nie wierzył że ten pajac w masce go wyleczy. A pajac w masce miał np. dobre zioła na skręt kiszek.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu (w historii naszego gatunku to zaledwie promil czasu) medycyna jest zupełnie oderwana od religii i wielu ludzi się trochę w tym gubi.
p.s. Czy idąc do lekarza nie wierzymy, że nas wyleczy? Nu, trochę wierzymy, prawda? :)
Modlitwa działa. A pielgrzymka jeszcze bardziej. Mój kumpel, facet ze znaczną nadwagą, palący, po zawale i by-passach, wysoki cholesterol, generalnie słabego zdrowia i kondycji fizycznej, poszedł na piechotę do Santiago de Compostella. Kawałek podjechał, ale nie wyjęte 500 km uczciwie przeszedł na nogach. Dziennie robił średnio 25 km, pod koniec wycieczki, jak się kondycja poprawiła, więcej. Jadł niewiele, bo na niewiele było go stać, a dużych zapasów nie chciał dźwigać, nawet palić prawie przestał, bo zapas z Polski się szybko skończył, a zagraniczne drogie. I co? Schudł 18 kg i cudownie ozdrowiał. Cholesterol spadł, ogólnie kondycja się poprawiła, lekarze w szoku, bo wszystkie wyniki idealne. Pielgrzymka pomogła. I jak tu w cuda nie wierzyć?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale już nie odróżniam które wypowiedzi są ironią a które prawdą, to jest na serio tak? Jeśli jest na serio, to czy zrzucenie 18 kg po przejściu 500 km to naprawdę jakieś nadnaturalne zjawisko?
UsuńJedyne, co tu jest nadnaturalnego, to że facet ruszył tyłek z fotela. Gdyby tę samą wycieczkę zrobił do Mekki czy do Moskwy, efekt byłby ten sam. Zadziałał ruch, niskokaloryczna dieta, ograniczenie palenia. Wydawało mi się, że to było czytelne z mojego poprzedniego postu.
Usuń