W środę natrafiłem na wywiad z Maciejem Zatońskim "najlepszą szczepionką na ignorancję jest edukacja". Jakieś 7 lat temu piłem z Panem Maćkiem w nieistniejącej już księgarnio-kawiarni na ulicy Ruskiej we Wrocławiu. Również wtedy przy piwie opowiadał głównie o antyszczepionkowcach. Jedna z historii dotyczyła kobiety, która wraz z dwojgiem swoich dzieci przemierzyła na piechotę sawannę, aby dotrzeć do punktu szczepień. Jej determinacje tłumaczył drobny fakt, że owa pani miała wcześniej nie dwoje, a czworo dzieci. Umarły na chorobę, nie pamiętam już jaką, na którą szła zaszczepić pozostałe. Stwierdziliśmy, że kiedy przyjdzie epidemia, podczas której ludzie zaczną masowa umierać, umrze też ruch antyszczepionkowy. No i przyszła.
Mimo że mamy w Polsce kilkadziesiąt tysięcy ofiar, ruch antyszczepionkowców ma się lepiej niż kiedykolwiek. Ostatnio czerpię perwersyjną przyjemność z obserwacji na fb różnych prominentnych alternatywnych "dziennikarzy". Alternatywnych w sensie "światem żądzą jaszczury z kosmosu a szczepionki i 5G to żydowski spisek". Co rusz wrzucają screeny z profili zaszczepionych osób. Schemat wygląda tak samo. Wpierw zdjęcie szczęśliwych ludzi po szczepieniu, a potem klepsydra z informacją o pogrzebie parę miesięcy później. Jednak najlepsze czeka nas pod oryginalnymi postami na profilach zmarłych osób. Jak się okazuje, nie tylko ja do nich docieram. Otóż doświadczają prawdziwego nalotu antyszczepionkowców. Pod informacją o dacie pogrzebu widnieje zwykle kilkadziesiąt komentarzy w stylu "dobrze ci tak! , "i co warto było się szczepić", "każdy zbiera, co zasieje". Choć rodzina dementuje, aby śmierć miała cokolwiek wspólnego ze szczepieniem i błaga o opamiętanie, komentarze nie ustają. "Jednego zaszczepionego głupka mniej", "brak samodzielnego myślenia przynosi efekty" itd. Także ten tego.
Ja wiem, że większość ludzi, która się nie szczepi, taka nie jest. Wiem, że są ludzie, którzy z jakiegoś powodu nie mogą tego zrobić. Wiem też, że jeżeli poziom seroprewalencji nie przekroczy 70%, to epidemia nigdy się nie skończy. Wiem to wszystko. Jednak jest coś kuszącego w wizji brutalnej weryfikacji tego, kto w tym sporze ma racje. Byłbym gotów poświęcić się i przeżyć jeszcze czwartą falę, aby zobaczyć, jak poradzą sobie z nią facebookowicze straszący żydowskim zastrzykiem. Chciałbym dać im możliwość złożenia dobrowolnej ofiary w postaci swojego zdrowia na rzecz promocji szczepień. Ta promocja byłaby skuteczniejsza niż bilbordy i telewizyjne reklamy. Nie wiem, czy bez kolejnej fali epidemii społeczeństwo dostrzeże korzyści ze szczepień. W zasadzie to zaszczepieni mogą okazać się frajerami. W końcu to nas bolało ramie, a co milionowy z nas umarł na zakrzepice.
Chyba do psychopatii, o której zawsze wiedziałem, dokładam nowy komponent mojej osobowości -pronaukowy nazizm. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że normalny człowiek spotyka się z butą i pogardą antyszczepionkowców dopiero od pół roku, a ja słucham tego od kilkunastu lat. Z tej perspektywy zapewniam, że jakiekolwiek konwencjonalne argumenty do tych ludzi nie trafiają. Może tak zaostrzyć zasady gry? Gdyby tak świadoma odmowa zaszczepienia była równoznaczna z rezygnacją leczenia ewentualnego COVIDu? Oświadczenie, że się nie zaszczepisz, byłoby tym samym, co podpisanie standardowego szpitalnego formularza odmowy leczenia. W końcu za większą wolnością stoi też większa odpowiedzialność. Obstawiam, że parę facebookowych nakładek "Morawiecki, dla mnie nie zamawiaj" zniknęłoby z profilowych. Bezkrwawa edukacja zdrowotna najwidoczniej dobiegła końca. Dramatyczna sytuacja osób niezaszczepionych może w końcu pokaże reszcie społeczeństwa, że nauka działa. Czy antyszczepionkowcy są gotowi złożyć swoje życie na ołtarzu postępu? Wszystko zgodnie z ich mottem. Jak to było ""każdy zbiera, co zasieje"?