Ciemna strona cheerleaderstwa

Michał Łaszczyk - 19 maja

Szanuję ludzi walczących ze szczepieniami. Powiedzmy sobie szczerze - to nie jest łatwa walka. Musisz desperacko łapać się każdego newsa i udawać, że nie jest tak debilny jak w istocie jest. Prowadzenie walki z rzeczywistością nie jest proste. Antyszczepionkowcy są jak dzikie warchlaki, radośnie pokwikujących na widok kartofli w paśniku. Szczęśliwie merdają swymi małymi ogonkami, nie bacząc na myśliwską ambonę tuż nad paśnikiem. Ceną za te ziemniaczki, moje kochane świniaki, może być wasze życie. Wiele takich radosnych pochrumkiwań w środowisku antyszczepionkowców wywołał przypadek Desiree Jennings, cheerleaderki ze stanu Wirginia. U dwudziestopięciolatki wystąpił efekt poszczepienny w postaci dystonii - bezwarunkowych ruchów i skurczy dłoni, ramion, tułowia, twarzy, w zasadzie wszystkich części ciała. Byłoby to straszne gdyby nie było żenujące.


"Kwi, kwi", wykrzyczeli antyszczepionkowcy. "Widzicie do czego prowadzą szczepienia, zakazać tego świństwa, chrum, chrum!" Niestety sprawa Jennings od początku brzydko pachniała. Dlaczego takie objawy nie wystąpiły u nikogo innego na świecie? Co więcej, przyjrzenie się filmom z udziałem cheerleaderki pokazało, że jej objawy nie mają  sensu. Wyglądało tak, jakby na każdy nagraniu dolegało jej coś innego. Neurolodzy mieli problem nie tylko z diagnozą dystonii, ale też jakiegokolwiek innego zaburzenia ruchu. Żaden neurolog nigdy nie zdiagnozował u niej dystonii. Zrobił to jej prywatny fizjoterapeuta. Zapomniałem też wspomnieć o małym szczególe. Otóż wszelkie objawy ustępowały kiedy dziewczyna zaczynała... iść do tyłu. Choroba całkowicie znikała kiedy Jennimgs zaczynała chodzić do tyłu lub biec do przodu. Kiedy zamiast biec przodem tylko szła, choroba znów powracała. Pamiętam reportaż o naszej bohaterce w TVP Info. Adnotacja o tym dziwnym zjawisku została podana bez jednego zająknięcia. Jakby to było normalne, że choroba znika kiedy człowiek chodzi do tyłu i powraca, kiedy zaczyna iść do przodu. Aktorstwo Jennings było zarówno śmieszne jak i przerażające.

Oddelegowane do badania niepożądanych odczynów poszczepiennych służby uznały przypadek Jennings za "psychogenny". Nasza bohaterka nie przyjęła tego z dobrą miną. Diagnoza, jakoby nasza choroba miała źródło jedynie w naszej głowie, nie jest tym, co chcą usłyszeć pacjenci. Szczególnie jeśli za sprawą tej choroby trafili na pierwsze strony gazet. Jennings jeszcze mocniej przytuliła się do środowiska antyszczepiokowców. Na urojone choroby najlepiej działają urojone lekarstwa. Cheerleaderką zajął się sztab tzw 'lekarzy medycyny alternatywnej" z niejakim Rashidem Buttarem na czele. Buttar Możecie wypuścić powietrze - udało się! Wyleczył ją! Co innego? Bo przecież niemożliwe aby Desiree znudziło się chodzenie do sklepu tyłem.

  • Udostępnij:

Coś w podobnym klimacie

10 komentarze

  1. wspaniały tekst, baaaaardzo mi się podoba
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to z tego samego kraju gdzie można dostać milionowe odszkodowanie za oblanie się gorącą kawą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej to, niż z kraju gdzie durnie powtarzają zasłyszane ploty bez zasięgnięcia jakiejkolwiek informacji samemu.
      A wystarczy zajrzeć chociaż do Wikipedii.

      W przypadku o którym wspominasz kawa miała pomiędzy 80 a 90 stopni C - wylej sobie ciecz o takiej temperaturze na uda to zobaczymy jaki/jaka będziesz szczęśliwa.

      Dodam, że kobieta miała 79 lat, doznała poparzeń trzeciego stopnia i spędziła ponad tydzień w szpitalu będąc poddawaną przeszczepom skóry.
      Schudła w tym czasie do z 47 do 38 kilogramów. Całe leczenie trwało dwa lata.

      Jak dla mnie, niecałe 3 miliony dolarów wcale nie wydają się wygórowanym odszkodowaniem.
      Ja też bym o nie wystąpił.


      Usuń
    2. Bo oczywiście świeżo zaparzona kawa powinna mieć 10, góra 15 stopni? Albo lepiej, kelwinów?

      Usuń
    3. Dodajmy, że chodzi o sprawę Liebeck przeciwko restauracji McDonald. Sugerując się jedynie opisem Borowika, można domniemywać, że chodzi o polanie starszej kobiety gorącą kawą. Tymczasem to poszkodowana sama wylała na siebie kawę, trzymając kubek między udami w samochodzie. Winą restauracji miała być zbyt wysoka temperatura kawy. W USA było sporo takich rozpraw (choć ta wyróżnia się tym, ze została wygrana) choćby Pearson przeciwko pralni Chung (domaganie się 67 mln dolarów za zniszczone spodni) czy Sirgiorgio Clardy przeciwko firmie Nike (100 mln dolarów odszkodowania za to, że ta nie ostrzega się konsumentów, że buty mogą służyć do kopania innych ludzi)

      Usuń
  3. Przepraszam bardzo, ale nie umiem skumać: co czeerleaderstwo ma do szczepienia lub odwrotnie? Chyba że znowu chodzi o pieniądze...

    OdpowiedzUsuń
  4. ...wylej sobie ciecz... No i mamy Polską Szkołę Dyskusyjną, w całej jej krasie. Słynni dziennikarze czy nieznany Pan Borowik, ważne, by sprowokować pyskówkę.

    Zostawiwszy na uboczu ten czarujący styl, masz rację, powinienem był przed zatrzymaniem w głowie informacji o tej kawie zrobić drobny research, lepiej późno niż wcale, choć raczej nie w Wikipedii. Więc zerkam tutaj i widzę, że rzeczywiście McDonalds podawał zbyt gorącą kawę i w ciągu 10 lat 700 osób poparzyło się, chyba jednak tylko ta pani aż tak, co chyba miało związek z okolicznościami otwierania styropianowego kubka. Jeśli chodzi o odszkodowania, chyba warto powtórzyć za tym źródłem, że pierwotnie poszkodowana domagała się $20 tys, co zapewne mówi o skali cierpień przed dotarciem do sprawy zgrai adwokatów. Warto też zauważyć, że po obniżeniu odszkodowania w kolejnej instancji, zapewne i obniżone obniżono w pozasądowej ugodzie i "No one will ever know the final ending to this case."

    Wzruszyła mnie informacja, że i Ty byś wystąpił z pozwem o milionowe odszkodowanie, miło poznać tak wartościowego Pana Borowika. I dziękuję za impuls, kierujący mnie do rzeczowych informacji w tej dość (powierzchownie) znanej sprawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zluzuj poślady, nikt cię nie atakuje, jesteś bezpieczny :3

      Usuń
    2. https://www.youtube.com/watch?v=-8ijcAoP1Xs

      Usuń
  5. Michale! Powtarzam, wydać książkę! Gdy znajdzie się na półkach, narobi zamieszania, oj narobi...

    OdpowiedzUsuń