Najsampierw chciałbym przeprosić tych bardziej inteligentnych czytelników, którzy nie interesują się rozrywkami plebsu. Z braku innego miejsca zostało mi strollować własny blog. I to czym? Chamskim futbolowym biadoleniem. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że jest to w zasadzie tekst o antykrytycznej stronie mundialu. O mundialu na którym nie wypada przyznać się do własnych intelektualnych ograniczeń.
Faulowanie rozumu zaczyna się jeszcze przed mundialem. Zaczyna się od zwierzęcego bukmacherstwa. Do typowania wyników nie zaciągnięto już chyba tylko bakterii kałowych. Cwany świniak łatwo czyta emocje swego pana, stąd zwierzaki często dokonują akurat takiego wyboru, który cieszy patrzącą na to wszystko gawiedź. Co tu dużo pisać, w odpowiednio dużym chlewiku i przy odpowiedniej liczbie prób, chcąc nie chcąc sporo prosiaków wytypuje zwycięzców wszystkich spotkań. Irytują mnie natomiast różnego rodzaju pseudonaukowe typowania. Z nauką mają tyle wspólnego, że robią je naukowcy, tudzież naukowcy je podpisują. Owe naukowe przewidywania są zwykle równie trafne co wybór rozochoconej świni pędzącej do wiaderka żołędzi z naklejoną flagą. W tym roku hitem okazały się typowania, o przepraszam, obliczenia Stephena Hawkinga.
Faulowanie rozumu zaczyna się jeszcze przed mundialem. Zaczyna się od zwierzęcego bukmacherstwa. Do typowania wyników nie zaciągnięto już chyba tylko bakterii kałowych. Cwany świniak łatwo czyta emocje swego pana, stąd zwierzaki często dokonują akurat takiego wyboru, który cieszy patrzącą na to wszystko gawiedź. Co tu dużo pisać, w odpowiednio dużym chlewiku i przy odpowiedniej liczbie prób, chcąc nie chcąc sporo prosiaków wytypuje zwycięzców wszystkich spotkań. Irytują mnie natomiast różnego rodzaju pseudonaukowe typowania. Z nauką mają tyle wspólnego, że robią je naukowcy, tudzież naukowcy je podpisują. Owe naukowe przewidywania są zwykle równie trafne co wybór rozochoconej świni pędzącej do wiaderka żołędzi z naklejoną flagą. W tym roku hitem okazały się typowania, o przepraszam, obliczenia Stephena Hawkinga.
Prawdziwe batożenie krytycznego widza zaczyna się wraz z dorwaniem się do mikrofonów komentatorów i telewizyjnych ekspertów. Do moich ulubionych zagrań tych panów należy powoływanie się na przepisy gry w piłkę nożną które nie istnieją - np. nietykalność bramkarza w obrębie 5 metrów od bramki. Tacy eksperci lubują się w dyskusjach o przyczynach zjawisk, które (jeszcze) nie miały miejsca. Jaki sens mają debaty dlaczego na mundialu w Brazylii pada tak dużo bramek, skoro nie wiemy ile ich jeszcze padnie i czy na pewno będzie ich więcej niż zwykle? Po co zużywać język na rozmowę o wielkiej ilości kontuzji. skoro nikt ich nie liczy, nie wiemy ile było ich rok temu, nie wiemy ile kontuzji mieliśmy np. w kwietniu. Skoro nikt nie wie ile, to skąd wiemy, że jest ich więcej? Skąd ta powszechna opinia, że sędziowie z Europy mylą się na mundialu rzadziej niż ci z Afryki, skoro nikt nie policzył ile mylą się ci pierwsi, a ile ci drudzy? Zapewniam, że mógłbym tak długo,
Na tegorocznym mundialu wciąż mówi się o potrzebie wprowadzenia powtórek wideo, z których mogliby korzystać sędziowie. Ironia tej sytuacji polega na tym, że najgłośniej domagają się ich komentatorzy telewizyjni, którzy korzystają z nich od 50 lat i którzy najlepiej powinni wiedzieć, że takie powtórki często niczego nie rozstrzygają. W meczu Hiszpania - Holandia, komentujący spotkania Dariusz Szpakowski i Grzegorz Mielcarski oglądali powtórkę karnego pięć razy, ciągle widząc "ewidentny faul" - mimo, że po meczu cały świat i niejako sam faulowany Diego Costa uznali, że faulu nie było. Po innym meczu i kilku powtórkach Jerzy Engel widzi "oczywisty spalony" zaś siedzący obok Stefan Szczepłek "absolutny brak spalonego. Jaki jest sens "rozstrzygających powtórek" skoro nadal interpretują je omylni ludzie? Ta potrzeba spekulacji jest tak permanentną częścią piłki nożnej, że jak pokazał mecz Francji z Hondurasem, nawet goal-line nie jest w stanie uciszyć tych sporów. Deliberacji było dokładnie tyle ile bez tej nowinki technicznej. "Co prawda technologia twierdzi że bramka padła, ale czy ja wiem..."
7 komentarze
I jeszcze ta magia: drużyna X nigdy nie przegrała u siebie z drużyną Y, jeśli grali w fioletowych koszulkach a w obu drużynach grało łącznie nie więcej niż dwóch łysych zawodników. Czy dziś przełamią złą passę?
OdpowiedzUsuń"To była 49 bramka! Jeśli padnie jeszcze jedna, będzie to jubileuszowa 50 bramka strzelona przez piłkarza na literę "L" na wyjeździe, drużynie która wygrała w pierwszym meczu nie więcej niż jedną bramka"
UsuńAutentyczny komentarz wypowiedziany przez Jacka Laskowskiego w 48 minucie wczorajszego meczu Nigeria - Argentyna: "to swoją drogą wyjątkowa sytuacja, że bramki w tym meczu zdobywają zawodnicy mający w swoich nazwiskach tylko dwie samogłoski "m" i "s"
UsuńOj tam. Piłka nożna to niezmiernie nudne widowisko, więc komentatorzy muszą o czymś gadać, żeby im widownia nie zasnęła :-P
OdpowiedzUsuńMój ojciec, który racjonalistą raczej nie jest a piłkę nożną uwielbia, zawsze ma z nich polewkę ;-)
Przykład z dzisiaj, komentarz znafcy: "Najlepszymi mistrzostwami nazwie ten Mundial tylko ślepiec. Przecież to jest festiwal sędziowskich błędów. Mecze super, ale rekordowa ilość przekręconych drużyn."
OdpowiedzUsuńOczywiście nie wiemy ile wynosi ta rekordowa liczba, ani jak ona się ma do ilości przekręconych drużyn na innych mundialach.
Racja wyzierająca z tego wpisu powoduje, że jest on bez sensu.
OdpowiedzUsuńGardzę niezmiernie wszelkimi formami rozrywki opartymi na tego rodzaju rozgrywkach. Jedyne co mogliby zrobić, żeby mnie zainteresować to zaimplementować elementy piłki dworskiej - drużyna przegrana idzie pod nóż. :P
OdpowiedzUsuń