Paszkwil na temat kolorowych tasiemek, jakimi obklejają się sportowcy, siedział w mojej głowie od kilku miesięcy. W czasie wizyty w ośrodku zdrowia, spostrzegłem kiedyś plakat tego badziewia. Pomyślałem sobie, "Niee, tak być nie może! Mambo jambo w publicznej placówce zdrowia?". Plakat przedstawiał roznegliżowaną babeczkę, obklejoną japońskimi taśmami. Wróciłem po kilku minutach, aby zrobić temu czemuś fotkę, to jak na złość, jakaś laska usiadła tak, że zasłaniała plakat. Miałem dziwne wrażenie, że niezależnie jakbym panią nie przeprosił o przesunięcie, to i tak zabrzmię jak: "ej sorry, jestem zbokiem i muszę cyknąć focie cyckom na plakacie”. Zburzyło mi to koncept notki.
Notka wyszłaby zresztą mało konkluzyjna, jako że większość badań na temat taśm to świeżyzna sprzed paru miesięcy. Od tego czasu ilość japońskich taśm na ciałach sportsmanów i sportsmanek stała się wprost proporcjonalna do sportowego celebryctwa. Moją czarę przelał dopiero materiał, który poleciał w głównym wydaniu Faktów. Przy okazji sukcesów obklejonego taśmami Jerzego Janowicza, mogliśmy wysłuchać innych naszych reprezentantów zachwalających wspaniałe, przeciwbólowe właściwości kolorowej taśmy. Trzyminutowy materiał kończy 5 sekundowa cicha wypowiedz lekarza, o braku naukowych dowodów na skuteczność tego kolorowego ustrojstwa, ale kto by tam oglądał do końca.
Taśmy, którymi obklejają się sportowcy to w istocie odgrzewany, paramedyczny, kotlet. Taśmy wymyślił japoński kręgarz Kenzo Kase w latach 70tych. Na ciałach sportowców taśmy zawitały już na igrzyskach w Seulu w 1988, jednak szerszej publiczności dały się poznać na dwóch ostatnich olimpiadach, w Pekinie i Londynie. W odróżnieniu od tradycyjnych taśm, które owija się wokół stawów w celu ich wsparcia i usztywnienia, kinesio taśmy przykleja się bezpośrednio na obolałych miejscach. Taśmy uśmierzają ból, a ilość zakamarków ludzkiego ciała, do jakich można je dokleić wydaje się niezbadany. Reklamowane jako wytwór super technologii, sztuczna skóra, czy coś podobnego, kinesio taśmy to po prostu bawełniane szmatki.
Notka wyszłaby zresztą mało konkluzyjna, jako że większość badań na temat taśm to świeżyzna sprzed paru miesięcy. Od tego czasu ilość japońskich taśm na ciałach sportsmanów i sportsmanek stała się wprost proporcjonalna do sportowego celebryctwa. Moją czarę przelał dopiero materiał, który poleciał w głównym wydaniu Faktów. Przy okazji sukcesów obklejonego taśmami Jerzego Janowicza, mogliśmy wysłuchać innych naszych reprezentantów zachwalających wspaniałe, przeciwbólowe właściwości kolorowej taśmy. Trzyminutowy materiał kończy 5 sekundowa cicha wypowiedz lekarza, o braku naukowych dowodów na skuteczność tego kolorowego ustrojstwa, ale kto by tam oglądał do końca.
Taśmy, którymi obklejają się sportowcy to w istocie odgrzewany, paramedyczny, kotlet. Taśmy wymyślił japoński kręgarz Kenzo Kase w latach 70tych. Na ciałach sportowców taśmy zawitały już na igrzyskach w Seulu w 1988, jednak szerszej publiczności dały się poznać na dwóch ostatnich olimpiadach, w Pekinie i Londynie. W odróżnieniu od tradycyjnych taśm, które owija się wokół stawów w celu ich wsparcia i usztywnienia, kinesio taśmy przykleja się bezpośrednio na obolałych miejscach. Taśmy uśmierzają ból, a ilość zakamarków ludzkiego ciała, do jakich można je dokleić wydaje się niezbadany. Reklamowane jako wytwór super technologii, sztuczna skóra, czy coś podobnego, kinesio taśmy to po prostu bawełniane szmatki.
Czy naklejenie bawełnianej szmatki rzeczywiście działa tak zbawiennie? W zeszłym roku, brytyjska Advertising Standards Authority, zajmująca się przestrzeganiem brytyjskiego kodeksu reklamowego, podtrzymała skargę, jaka wpłynęła na niebieskie taśmy. Uznano, że opis działania i lista schorzeń, na które miałyby pomagać nie odpowiada rzeczywistości. Do tej pory doczekaliśmy się czterech metaanaliz, które podsumowują dotychczasowe badania nad skutecznością japońskich taśm. Konkluzje są różnorakie. Izraelscy badacze zwracają uwagę, że choć taśmy mogą przynieść chwilową ulgę, na dłuższą metę nic nie dają. Brytyjczycy są nieco ostrzejsi i nie zalecają używania kinesio taśmy w praktyce medycznej. Inni naukowcy dostrzegają pewne zalety taśmy i pomimo potrzeby dalszych badań, wiążą z nimi pewne nadzieje. W żadnym jednak wypadku szału nie. Z punktu widzenia badań klinicznych nie sposób wyjaśnić popularności japońskiej taśmy. Jak na tak popularny produkt, jest zaskakująco mało dowodów, na to, że kinesio taśma rzeczywiście łagodzi ból. Smaczku dodaje fakt, że prawie wszystko, co opublikowano na ten temat, wydano w ostatnich dwóch latach. Na jakiej więc podstawie ekipy fizjoterapeutów i masażystów obklejali swoje gwiazdy kolorowymi pasami wcześniej, skoro nie było żadnych badań na ich temat? Absolutnie żadnych, nic o ich skuteczności, nic o ich ewentualnej szkodliwości, czarna, naukowa dziura.
Przyzwyczaiłem się, by nie wymagać zbyt wiele od sportowców. W swoim życiu pamiętam już kilka "cudownych wynalazków", jakimi to masowo obklejali się gdzie popadnie. Starsi czytelnicy być może pamiętają plastry na nosach, jakie pod koniec lat 90tych ochoczo nosili piłkarze. Miały one poprawiać oddychanie, czy coś takiego. Co trzeci piłkarz, jaki biegał na ekranie telewizora, miał taki plaster, dzięki czemu wszyscy wyglądali jak po sobotniej scysji w remizie, z połatanymi nosami. Jakoś obecnie nie widzę tych plastrów, czyżby tlen przestał być potrzebny piłkarzom?
Mam dziwne wrażenie, że kinesio taśmy czeka ten sam los. Aby odbijać piłkę jak Venus Williams czy pedałować jak Lance Armstrong, niestety nie wystarczy obkleić sobie ręce kolorową taśmą. W wypadku Armstronga akurat wiemy, co trzeba zrobić - taśma przyda nam się jedynie, jako plaster po nakłuciach igłą. Przypomina mi to jakiś rodzaj naśladowniczej magii, gdzie wykonywanie tych samych czynności przynieść ma tę samą sławę i pieniądze. Jak zauważyło czterech włoskich autorów, w artykule "How much is Kinesio taping a psychological crutch?" kinesio taśmy przynoszą efekt w około 45% przypadków, kiedy placebo skutkuje średnio w 30% przypadków. Niższa średnia placebo wynikać może z braku jednej, standardowej taśmy, jaką należało zastosować - jak wiadomo, znamy lepsze i gorsze placebo. Tak czy owak, ulgę przynieść może wszystko, naklejenie na siebie folii, przyklejenie liści, wszystko, w co tylko uwierzymy, że pomaga. Tenisiści z przyklejonym na czole kryształem, poprawiającym percepcję lecącej piłki - po tylu latach bloga nic mnie już nie zdziwi.
Mam dziwne wrażenie, że kinesio taśmy czeka ten sam los. Aby odbijać piłkę jak Venus Williams czy pedałować jak Lance Armstrong, niestety nie wystarczy obkleić sobie ręce kolorową taśmą. W wypadku Armstronga akurat wiemy, co trzeba zrobić - taśma przyda nam się jedynie, jako plaster po nakłuciach igłą. Przypomina mi to jakiś rodzaj naśladowniczej magii, gdzie wykonywanie tych samych czynności przynieść ma tę samą sławę i pieniądze. Jak zauważyło czterech włoskich autorów, w artykule "How much is Kinesio taping a psychological crutch?" kinesio taśmy przynoszą efekt w około 45% przypadków, kiedy placebo skutkuje średnio w 30% przypadków. Niższa średnia placebo wynikać może z braku jednej, standardowej taśmy, jaką należało zastosować - jak wiadomo, znamy lepsze i gorsze placebo. Tak czy owak, ulgę przynieść może wszystko, naklejenie na siebie folii, przyklejenie liści, wszystko, w co tylko uwierzymy, że pomaga. Tenisiści z przyklejonym na czole kryształem, poprawiającym percepcję lecącej piłki - po tylu latach bloga nic mnie już nie zdziwi.
20 komentarze
W świecie sportu tą popularność wyjaśnia chyba naśladownictwo. Z dawnych czasów, kiedy interesowałem się jeszcze formułą 1 (to były czasy Ayrtona Senny, nie Kubicy) pamiętam z jakiegoś pisemka takie stwierdzenie: Szpiegostwo przemysłowe jest w tej dziedzinie posunięte do takiego stopnia, że gdyby McLaren zamontował z tyłu swojego bolidu beczkę piwa, to w następnym wyścigu to samo zrobiłaby połowa innych stajni.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to nie tylko w sporcie jest naśladownictwo. Wszędzie, gdzie funkcjonują jakieś autorytety to tam ludzie zaczynają ich naśladować i to często bez żadnego namysłu - nie ważne jak będą inteligentni Ci ludzie, i tak pójdą za stadem.
OdpowiedzUsuńTe plastry na nosie to chociaż potencjalnie mogły mieć jakieś działanie - kiedyś w aptece dostałem paczkę takich jako reklamówkę i wypróbowałem je. Istotą wynalazku jest sprężysty drucik stalowy przyklejany plastrem do skrzydełek nosa. Drucik ten rozszerza nozdrza, powiększając w ten sposób efektywny przekrój przewodów doprowadzających powietrze do płuc, w ich prawdopodobnie najwęższym miejscu. Subiektywnie oddycha się odrobinkę lżej, tyle że sam plaster jest raczej denerwujący. Ale pewnie badania potem wykazały, że mierzalny efekt jest nieznaczny do nieistniejącego.
OdpowiedzUsuńA poza tym zapobiega oparzeniom nosa na igrzyskach w ciepłych krajach...
UsuńWy, sceptycy, możecie sobie nie wierzyć, ale zielona taśma z napisem "Sponsoring Deutsche Bank" znacznie poprawia osiągnięcia sportowca - o ile mówi prawdę.
OdpowiedzUsuńTaśmy miały chyba ściągać skórę i przesuwać mięśnie, czy jakoś tak... Kidyś jakiś znajomy zrobił nam pokaz i jako porządnie pokrzywiony zostałem odpowiednio oklejony.
OdpowiedzUsuń...Lance Armstrong, niestety nie wystarczy obkleić sobie ręce kolorową taśmą. W wypadku Armstronga akurat wiemy, co trzeba zrobić - taśma przyda nam się jedynie, jako plaster po nakłuciach igłą...
OdpowiedzUsuńWitam
Panie Michale odnośnie Armstronga co by o nim nie powiedzieć, prawda przyjmował doping ale żaden doping by mu nie pomógł gdyby nie miał talentu oraz nie urodził się z takimi a nie innymi predyspozycjami fizjologicznymi do uprawiania tego sportu. Popełnił błąd ale w tej dyscyplinie sportu nie ma świętych. Tak jak napisałem - kolarze którzy zazwyczaj ,,ciągną ogony" w wyścigach choćby nie wiem co by brali nigdy nie odnieśli by takich sukcesów jak Lance czy Contador. Sami wymuliliśmy poniekąd stosowanie dopingu - ma być szybciej, bardziej widowiskowo, chcemy rekordów bo to się sprzedaje a ludzkiego ciała się nie oszuka zawsze istnieje granica ludzkich wytrzymałości.
Pozdrawiam
Można to odwrócić. Być może Armstrong miał też predyspozycje do przyswajania EPO. Innym kolarzom, którzy przyjmowali doping, nie pomagał on aż tak jak Armstrongowi. Oczywiście bez talentu także daleko by nie zajechał.
UsuńFakt pomagał mu i to bardzo:)
UsuńPanie Michale dlaczego bardziej niż innym w sensie stricte fizjologicznym - nie wiem nie jestem fizjologiem ale faktem też niezaprzeczalnym jest, że Armstrong miał niesamowitą pojemność płuc i tlen rozchodził się u niego o wiele szybciej i dostarczał go o wile więcej do swojego organizmu(bez EPO)także z EPO mógł osiągać ,,cuda".
W tym tylko cały problem, że nie wiadomo jak długo wystarczała mu siła własna a od kiedy zaczęły go wspierać dopingi. I jeszcze ta dilerka dopingu wśród innych sportowców...
UsuńPredyspozycje miał niesamowite do uprawiania sportów wytrzymałościowych. Co nie w niczym go nie usprawiedliwia doping jest oszustwem i tyle. Ale Lance to ktoś w rodzaju Jordana, Messiego tylko w kolarstwie - talent ,,nie z tej ziemi".
OdpowiedzUsuńMi się wydaje, że popularność wynika z tego, że turkus jest bardzo modny w ostatnich latach i to fajnie wygląda ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda,że w swoim artykule skupił się Pan tylko na sportowcach. Plastry te używane są również np. w terapii dzieci z mpd. Są one częścią skomplikowanej i długotrwałej rehabilitacji. Nie są lekiem na całe zło, ale pomagają w korekcji np. wad postawy.
OdpowiedzUsuńTapy występują w różnych kolorach.
Moda czy nie, czasami warto spróbować.
Pozdrawiam. :)
Ale najczęściej jest tak, ze ludzie nie mający pojęcia na dany temat wypowiadają się, a że bezmyslnie to druga sprawa :)
UsuńHm ja myślałem, że te taśmy służą do utrzymywania mięśni w jakiejś konkretnej pozycji, aby np unikać kontuzji. Tak samo jak "strogmeni", czy ciężarowcy mają pasy, aby nie "pękli" ;P.
OdpowiedzUsuńJesteś średniej klasy amatorem który próbuje wypowiadać się na różne tematy i opisywać je. Nie masz zielonego pojęcia o tym co piszesz. Bardziej wartościowe byłoby gdybyś napisał hasło: Kinesiology Taping i wyliczył statystyki i badania naukowe ograniczając się tylko do tego. Ten stek bzdur w którym próbuje sobie wytłumaczyć działanie "tejpów" jest poniżej krytyki. Poczytaj sobie polskie artykuły naukowe odnośnie co to jest Kinesiology Taping i dopiero później wypowiadaj się na ten temat!
OdpowiedzUsuńMiałam do czynienia z taśmami po urazie kręgosłupa i subiektywnie odczuwałam je podobnie, co gorset ortopedyczny.
OdpowiedzUsuńW różnych jednostkach chorobowych są różne sposoby oklejania i to właśnie jest skuteczne. Sama miałam naklejoną taśmę kilkukrotnie i działanie przeciwbólowe jest niezaprzeczalne. Co do długotrwałej terapii to świetnie wspomaga fizjoterapię.
OdpowiedzUsuńPana blog panie Michale to zwykły hejt. Próbujesz wytłumaczyć w sposób rzeczowy pewne sprawy ale nie masz podstawowej wiedzy i sam opierasz się na domysłach. Wybierasz wybiórczo dowody a te nie pasujące pomijasz. Taśmy funkcyjne to nie placebo (doczytaj lub sprawdź) a po prostu drażni Cię marketing.
OdpowiedzUsuńJa własnie próbuję korzystać z taśm kinezjologicznych. Zaczynam swoją przygodę z nimi. Są różne kolory, zobaczę, co wybiorę. :)
OdpowiedzUsuń