Jeśli macie kogoś na oku, kogo widzicie w grobie, a jednocześnie nie pogardzilibyście jego usługami. Yyyy... nie najlepiej to zabrzmiało. Jeszcze raz. Jeśli macie kogoś na oku, kogo widzicie w roli swojego prywatnego zombiaka, mam złą wiadomość. Jak mawiają nasi południowi sąsiedzi: to se ne da, pane Havranek. W przeciwieństwie do dzisiejszych, wszechmocnych szarlatanów, jeszcze dwa wieku temu, nawet czciciele voodoo powątpiewali w takie fizyczne wskrzeszenia. Nawet "królowej voodoo" Marie Leveau nie przypisywano mocy ożywiania truposzy. Przypisywano jej m.in. wieczną młodość, a także znajomość zaklęć, za sprawą których nowoorleańscy sędziowie wydawali się jej bezmózgo posłuszni - wszyscy ci sędziowie byli jednak żywi.
Chyba pierwszym przypadkiem zmartwychwstania haitańskiego trupa w literaturze naukowej, jest historia opisana przez amerykańską antropolożkę Zore Hurston w 1937. W latach 30. w jednej z wiosek pojawiła się kobieta, podająca się za zmarłą 30 lat wcześniej Felicie Felix-Mentor. Dr Louis Mars, który badał rzekomo panią zombie, wykluczał, aby mogła być tym, za kogo się podaje. Choć indywidua z podobnymi życiorysami, kręcą się po Haiti po dziś dzień, za przełomowy przypadek uważa się historię Clairviusa Narcissa. W 1962 Narciss miał zostać otruty przez bokora (czarodzieja voodoo), a następnie złożony do grobu. Trzy dni po pogrzebie został odkopany przez czarownika, a następnie zmuszony do pracy przy trzcinie cukrowej z podobnymi jemu zombiakami. Po kilku latach jakoś ocucił się ze ślepego, przypominającego trans, posłuszeństwa i w 1980 Narciss powrócił na łono swojej wioski, gdzie został rozpoznany przez rodzinę.
Chyba pierwszym przypadkiem zmartwychwstania haitańskiego trupa w literaturze naukowej, jest historia opisana przez amerykańską antropolożkę Zore Hurston w 1937. W latach 30. w jednej z wiosek pojawiła się kobieta, podająca się za zmarłą 30 lat wcześniej Felicie Felix-Mentor. Dr Louis Mars, który badał rzekomo panią zombie, wykluczał, aby mogła być tym, za kogo się podaje. Choć indywidua z podobnymi życiorysami, kręcą się po Haiti po dziś dzień, za przełomowy przypadek uważa się historię Clairviusa Narcissa. W 1962 Narciss miał zostać otruty przez bokora (czarodzieja voodoo), a następnie złożony do grobu. Trzy dni po pogrzebie został odkopany przez czarownika, a następnie zmuszony do pracy przy trzcinie cukrowej z podobnymi jemu zombiakami. Po kilku latach jakoś ocucił się ze ślepego, przypominającego trans, posłuszeństwa i w 1980 Narciss powrócił na łono swojej wioski, gdzie został rozpoznany przez rodzinę.
Opowieść Narcissa stała się leitmotivem książki "Wąż i tęcza" etnobotanika Wade Davisa, a następnie horroru o tym samym tytule. Davis postanowił przekonać czytelników, że zombifikacja to coś jak najbardziej realnego i opiera się na stosowaniu przez bokora neurotoksyny, znanej jako tetrodotoksyna (TTX). Dzięki swojej hipotezie Davis stał się sławny, występował w telewizji i chyba w każdym filmie dokumentalnym o zombie jaki widziałem. Wyjaśnienie to stało się zaskakująco popularne, co dziwi zważywszy na jego antynaukowy charakter. Kiedy Davis usiłował ustalić skład, używanej przez bokora mikstury, okazało się, że jest produkowana na bazie zmielonych ludzkich kości, jaszczurek, ryb, ślimaków morskich i ropuch. W niektórych próbkach znaleziono roślinę motylkową, znaną wśród tubylców jako Tcha-Tcha, trochę bielunia i gatunek świerzbca, określany przez miejscowych "swędzącym groszkiem". W wywarach tych Davis znaleźć miał tetrodotoksynę, co nie niestety nie potwierdziło się przy pierwszej próbie zreplikowania jego badań przez Yasumoto i Kao. W 1984 tezy Davisa postanowił przetestować John Hartung. Pomimo przekarmiania szczurów "zombie-preparatami", wcierania go im w skórę, a ostatecznie nawet wstrzykiwania go w podbrzusze futrzaków, nie zauważono jakichkolwiek "zombie-podobnych reakcji".
Później było już tylko gorzej. W 1988 roku czasopismo Science opublikowało ośmieszający Davisa artykuł "Voodoo Science" autorstwa Williama Bootha. Zauważono w nim, że objawy zatrucia tetrodotoksyną nie przypominają tego, co przypisuje się zombie. W 2008 czasopismo Skeptical Inquirer opublikowało kolejny, szkalujący Davisa artykuł "Zombies and Tetrodotoxin". Poza trudnościami, jakie napotykałoby dawkowanie tetrodotoksyny przez prostego czarownika, tekst był bezlitosnym opisem naiwności kanadyjskiego etnobotanika. Okazało się, że Davis uczestniczył w płatnych, odstawianych dla turystów przedstawieniach, będąc przy tym przekonanym, że bierze udział w mistycznych i tajnych rytuałach zombie.
Później było już tylko gorzej. W 1988 roku czasopismo Science opublikowało ośmieszający Davisa artykuł "Voodoo Science" autorstwa Williama Bootha. Zauważono w nim, że objawy zatrucia tetrodotoksyną nie przypominają tego, co przypisuje się zombie. W 2008 czasopismo Skeptical Inquirer opublikowało kolejny, szkalujący Davisa artykuł "Zombies and Tetrodotoxin". Poza trudnościami, jakie napotykałoby dawkowanie tetrodotoksyny przez prostego czarownika, tekst był bezlitosnym opisem naiwności kanadyjskiego etnobotanika. Okazało się, że Davis uczestniczył w płatnych, odstawianych dla turystów przedstawieniach, będąc przy tym przekonanym, że bierze udział w mistycznych i tajnych rytuałach zombie.
Historia o zombie i tetrodotoksynie to wcale nie taki rzadki przypadek, gdzie rzekomo racjonalne wyjaśnienia wydają się jeszcze mniej prawdopodobne niż bzdury, który mają wyjaśniać. Wade Davis przypomina mi prof. Michaela Harnera, opisanego w jednej z książek Marvina Harrisa (rozdz. "Miotły i sabaty"). Harner objął sobie jeszcze ambitniejszy cel niż zombie. Otóż na podstawie wymuszonych na torturach zeznań rzekomych czarownic, postanowił wyjaśnić... latanie na miotle. Według Harnera za wszystkim stała tajemnicza halucynogenna maść, którą pokryte miały być dosiadane przez czarownice miotły. Siedząca okrakiem czarownica miała, "zażywać" maści poprzez błonę śluzową pochwy.
Tak zwane "naukowe wyjaśnienie" to niekoniecznie wyjaśnienie na bazie związków chemicznych. "Naukowe" to po prostu "najprostsze". Wieczna młodość Marie Laveau bierze się z faktu istnienia dwóch innych Marie Laveau - jej córki i wnuczki. Ślepe posłuszeństwo lokalnych władz wobec "królowej voodoo" nie wynikało z czarów, a z szantażów. Ci, którzy przyglądali się sprawie Clairviusa Narcissa zauważyli, że na porwaniu przez bokora zyskał przede wszystkim Narciss. Tuż przed swoim zniknięciem, Haitańczyk zdążył spłodzić kilkoro nieślubnych dzieci, których matki zaczęły domagać się jakiegoś wsparcia. Jednocześnie do drzwi Narciss ustawiła się kolejka wierzycieli, upominając się o spłaty długów. Szczwana historyjka o zombie, jaką po latach nieobecności sprzedał pobratymcom, była jedynie szaloną, acz skuteczną wymówką.
Tak zwane "naukowe wyjaśnienie" to niekoniecznie wyjaśnienie na bazie związków chemicznych. "Naukowe" to po prostu "najprostsze". Wieczna młodość Marie Laveau bierze się z faktu istnienia dwóch innych Marie Laveau - jej córki i wnuczki. Ślepe posłuszeństwo lokalnych władz wobec "królowej voodoo" nie wynikało z czarów, a z szantażów. Ci, którzy przyglądali się sprawie Clairviusa Narcissa zauważyli, że na porwaniu przez bokora zyskał przede wszystkim Narciss. Tuż przed swoim zniknięciem, Haitańczyk zdążył spłodzić kilkoro nieślubnych dzieci, których matki zaczęły domagać się jakiegoś wsparcia. Jednocześnie do drzwi Narciss ustawiła się kolejka wierzycieli, upominając się o spłaty długów. Szczwana historyjka o zombie, jaką po latach nieobecności sprzedał pobratymcom, była jedynie szaloną, acz skuteczną wymówką.
6 komentarze
Szczury-zombie, "I am Legend" mi się przypomina...
OdpowiedzUsuńO czarownicach było chyba parę lat temu w Focusie, zdaje się, że "maść" była zrobiona z pokrzyku czy bielunia, w artykule podawano też inne szczegóły takiego, nomen omen, odlotu, jak choćby wysmarowanie się tłuszczem (by nie zamarznąć, leżąc całą noc nago w lesie) czy kij od miotły nasmarowany maścią jako "zimny penis Szatana".
A co do zombie, to mi się jakoś bardziej kojarzyły z kuru...
Wpierw wypadałoby udowodnić, że zjawisko tak opisywanego czarownictwa w ogóle istniało, a dopiero później zastanawiać się, dlaczego miotła czarownicy latała. Z tego co mi wiadomo, nie ma dodowdów, że w zachodnim świecie, od Ameryki Północnej po daleką Europe, jakieś kobiety spotykały się na sabatach, gdzie nago tańcowały z szatanem. Mam dwie encyklopedie na ten temat Encyclopedia of Witchcraft - The Western Tradition i Encyclopedia Witches Witchcraft and Wicca: oba źródła twierdzą, że poza czasami nowożytnymi, sabaty nigdy nie miały miejsca. Wspólcześni uwielbiają dodawać do każdej czarciej mikstury, lulka, bielunia czy piołunu. Jeśli jednak odstawimy na bok własne pragnienia i rzetelnie zacytujemy jej skład, to maść miała być produkowana "z dzieci zabitych na cel sabatu". Choćby z racji tego powątpiewałbym, czy taka maść do smarowania mioteł czarownic w ogóle kiedykolwiek istniała.
UsuńCzytałem kiedyś o pewnym rodzaju tortur ze starożytności, które polegały na owijaniu głowy delikwenta mokrą skórą, która następnie podszas wysychania kurczyła się i zaciskała, powodując zmiany w mózgu i zmieniając człowieka w posłusznego niewolnika.
OdpowiedzUsuńNie wiem jakie ma to naukowe wyjaśnienie i ile w tym prawdy, ale sama ciekawostka jest intrygująca.
Gdyby ściśnięcie głowy gwarantowało zamianę w "posłusznego niewolnika", w każdej większej firmie byłoby to już częścią standardowej procedury przy naborze nowych pracowników.
Usuńhttp://en.wikipedia.org/wiki/Mankurt i to też wygląda na niepotwierdzoną legendę.
OdpowiedzUsuńA co tu takie pustki? ktoś nakarmił się źle krojoną Fugu?
OdpowiedzUsuń