Noworoczna tradycja tego bloga nakazuje rewizję przepowiedni Krzysztofa Jackowskiego, jakie snuł na miniony rok. Pan Krzysztof nie tylko nie najlepiej orientuje się w przyszłości, ale też jest psujem zabawy. Od pewnego czasu zrezygnował z wieszczenia wojen i wybuchów jądrowych. Woli dumać nad tym czy zima będzie śnieżna a lato gorące. Nie żeby zaczął trafiać, co to, to nie. Przegląd takich przepowiedni byłby jednak nudny i mało zabawny.
Na gwałt potrzebowałem więc nowego jasnowidza. Hmmm, gdzie znaleźć kogoś, kto z niebywałą pewnością mówi o rzeczach skrajnie nieprzewidywalnych, u kogo kolejne niesprawdzone prognozy nie wywołują żadnych refleksji, a kogo wciąż pyta się o zdanie - no jasne, ekonomiści! Wszyscy eksperci finansowi to dla mnie jedna wielka gilda wróżbitów. Mój faworyt, profesor Krzysztof Rybiński, jest w niej arcymagiem. Nie chwaląc się, poznałem się na talencie pana Rybińskiego nim stał się telewizyjnym celebrytą, kiedy profesor Rybiński był jeszcze doktorem Rybińskim.
Krzysztof Rybiński znany jest z traktowania bardzo poważnie niezwykle dalekosiężnych analiz. Wzrost gospodarczy w 2039? Rybiński powie go z dokładnością do jednego procenta. Zadłużenie w 2058? Żaden problem. W opublikowanej 2 dni temu debacie, Rybiński mówił o jakiś obliczeniach bodajże na rok... 2100. Zupełnie nie zraża go mały fakt, że dotychczasowe przewidywania świata kilkanaście, kilkadziesiąt lat do przodu okazały się funta kłaków warte - i to wszystkie, bez jednego wyjątku. Dziś wiemy, że tego typu prognozy mówią więcej o osobistych lękach i pragnieniach wieszcza, niż o samej przyszłości.
By nie cytować klasyka - albo jednak zacytuję: "prognozy dalekiej przyszłości służą nam jedynie samookreśleniu się w świecie, w teraźniejszości w której przyszło nam żyć". Spojrzenie w odległą gospodarczą przyszłość nie ma sensu. Nie ma, bo jest to tzw system nieredukowalnie złożony. Zatem aby wyrokować o gospodarce i społeczeństwie za 30 lat, wszystko co wydarzy się przez te 30 lat musi wydarzyć się w naszej głowie. Aby lepiej zobrazować sobie te wyzwanie, wystarczy spojrzeć, ile musieliby przewidzieć ekonomiści w 1984, aby trafnie powiedzieć coś o inflacji w roku 2014.
Na gwałt potrzebowałem więc nowego jasnowidza. Hmmm, gdzie znaleźć kogoś, kto z niebywałą pewnością mówi o rzeczach skrajnie nieprzewidywalnych, u kogo kolejne niesprawdzone prognozy nie wywołują żadnych refleksji, a kogo wciąż pyta się o zdanie - no jasne, ekonomiści! Wszyscy eksperci finansowi to dla mnie jedna wielka gilda wróżbitów. Mój faworyt, profesor Krzysztof Rybiński, jest w niej arcymagiem. Nie chwaląc się, poznałem się na talencie pana Rybińskiego nim stał się telewizyjnym celebrytą, kiedy profesor Rybiński był jeszcze doktorem Rybińskim.
Krzysztof Rybiński znany jest z traktowania bardzo poważnie niezwykle dalekosiężnych analiz. Wzrost gospodarczy w 2039? Rybiński powie go z dokładnością do jednego procenta. Zadłużenie w 2058? Żaden problem. W opublikowanej 2 dni temu debacie, Rybiński mówił o jakiś obliczeniach bodajże na rok... 2100. Zupełnie nie zraża go mały fakt, że dotychczasowe przewidywania świata kilkanaście, kilkadziesiąt lat do przodu okazały się funta kłaków warte - i to wszystkie, bez jednego wyjątku. Dziś wiemy, że tego typu prognozy mówią więcej o osobistych lękach i pragnieniach wieszcza, niż o samej przyszłości.
By nie cytować klasyka - albo jednak zacytuję: "prognozy dalekiej przyszłości służą nam jedynie samookreśleniu się w świecie, w teraźniejszości w której przyszło nam żyć". Spojrzenie w odległą gospodarczą przyszłość nie ma sensu. Nie ma, bo jest to tzw system nieredukowalnie złożony. Zatem aby wyrokować o gospodarce i społeczeństwie za 30 lat, wszystko co wydarzy się przez te 30 lat musi wydarzyć się w naszej głowie. Aby lepiej zobrazować sobie te wyzwanie, wystarczy spojrzeć, ile musieliby przewidzieć ekonomiści w 1984, aby trafnie powiedzieć coś o inflacji w roku 2014.
Przepis na poczytnego jasnowidza znany jest od kilku stuleci: wróżyć dużo, unikać konkretów, a przede wszystkim - straszyć. To jakiś feler natury ludzkiej, że bardziej interesują nas katastrofy niż prozaiczne sukcesy. Pomysł Rybińskiego na swoją osobę opiera się na ciągłym węszeniu armageddonu. Jego katastrofizm jest stały i nieweryfikowalny, nawet po tym, jak stworzony na jego pomyśle fundusz o wymownej nazwie Eurogeddon, w ciągu kilku miesięcy utopił połowę zgromadzonych w nim pieniędzy.
Nie tylko czarnowidztwo łączy Rybińskiego z Jackowskim. Na swoje nieszczęście Rybiński rokrocznie publikuje przepowiednie na przyszły rok. Od 2 dni, można zapoznać się z zapowiedzią na rok 2014, jak zawsze niezwykle obszerną, i jak zawsze węszącą recesje i bankructwa. Oczywiście nas interesują wcześniejsze przewidywania Krzysztofa, choćby na rok 2013 czy 2012. Prognozy są zawsze pesymistyczne, już na 2013 Rybiński wieszczył: "Będzie brakowało pieniędzy na wszystko. Samorządy przestaną płacić nauczycielom regularnie pensje w drugiej połowie roku, NFZ radykalnie ograniczy finansowanie drogich terapii, ponownie zostanie ograniczona możliwość refundacji niektórych leków. Będą ponowne białe marsze w Warszawie". Przyszły rok pan Krzysztof widzi podobnie: "Dla Polaków będzie to ciężki rok, mimo stosunkowo optymistycznych raportów Głównego Urzędu Statystycznego. Przeciętny obywatel nie odczuje zmian na lepsze, o których będzie coraz głośniej w mediach, w oficjalnej propagandzie. Natomiast odczuje narastającą restrykcyjność naszego państwa. Mandaty i kary będą rosnąć, wszelkie opłaty też, kolejki do lekarzy specjalistów również. Nadal będziemy - rozpoczynając dzień - zastanawiać się, co jeszcze urzędnicy nam wymyślą, nadal będziemy ofiarami swego rodzaju terroru urzędniczego". A przepraszam, to już nie był Krzysztof Rybiński, to ostatnie pochodziło od Krzysztofa Jackowskiego. Widzicie różnice? Bo ja nie.
Nie tylko czarnowidztwo łączy Rybińskiego z Jackowskim. Na swoje nieszczęście Rybiński rokrocznie publikuje przepowiednie na przyszły rok. Od 2 dni, można zapoznać się z zapowiedzią na rok 2014, jak zawsze niezwykle obszerną, i jak zawsze węszącą recesje i bankructwa. Oczywiście nas interesują wcześniejsze przewidywania Krzysztofa, choćby na rok 2013 czy 2012. Prognozy są zawsze pesymistyczne, już na 2013 Rybiński wieszczył: "Będzie brakowało pieniędzy na wszystko. Samorządy przestaną płacić nauczycielom regularnie pensje w drugiej połowie roku, NFZ radykalnie ograniczy finansowanie drogich terapii, ponownie zostanie ograniczona możliwość refundacji niektórych leków. Będą ponowne białe marsze w Warszawie". Przyszły rok pan Krzysztof widzi podobnie: "Dla Polaków będzie to ciężki rok, mimo stosunkowo optymistycznych raportów Głównego Urzędu Statystycznego. Przeciętny obywatel nie odczuje zmian na lepsze, o których będzie coraz głośniej w mediach, w oficjalnej propagandzie. Natomiast odczuje narastającą restrykcyjność naszego państwa. Mandaty i kary będą rosnąć, wszelkie opłaty też, kolejki do lekarzy specjalistów również. Nadal będziemy - rozpoczynając dzień - zastanawiać się, co jeszcze urzędnicy nam wymyślą, nadal będziemy ofiarami swego rodzaju terroru urzędniczego". A przepraszam, to już nie był Krzysztof Rybiński, to ostatnie pochodziło od Krzysztofa Jackowskiego. Widzicie różnice? Bo ja nie.
8 komentarze
Fani Rybińskiego należą do tego samego gatunku "oświeconych" co zwolennicy JKM. W rzeczywistości są podatni na zgrabne bon moty i niby-mądre gadki z dużą ilością trudnych słów których nie rozumieją. Albo nie potrafią poskładać w logiczną całość.
OdpowiedzUsuńNie widzę w tekście żadnych merytorycznych argumentów, na których opiera się krytykę poglądów Rybińskiego. Niezbyt dobrze, jak mniemam, świadczy to o poziomie tego tekstu. A co do domniemanego przesadzonego czarnowidztwa Rybińskiego, to proponuję zdjąć różowe okulary i dobrze się rozejrzeć. Może się wówczas okazać, że poglądy Rybińskiego to nie żadne szalone wieszczby, ale nieupudrowana rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńJeżeli widzisz w tekście coś, co można nazwać "krytyką poglądów", to gratuluję wzroku :)
OdpowiedzUsuńZaraz od autora bloga się dowiemy, że podwyższenie akcyzy na papierosy i wyroby alkoholowe to była tak naprawdę obniżka podatków, a NFZ wprost tryska wolnymi środkami finansowymi, których po prostu nie ma na co wydawać. Nie było również żadnych cieć w wydatkach na pomoc dla osób niepełnosprawnych, w tym na dopłaty do pensji czy zakup specjalistycznego sprzętu, a samorządy nie zalegają z wypłatami pensji dla nauczycieli i dotacji dla placówek oświatowych. ;)
UsuńSkładasz kilka metod nieuczciwego dyskutowania w jedno, bo i przejaskrawiasz tezę przeciwnika, i odnosisz się do tezy rzekomo przeciwstawnej tezie bronionej (?).
UsuńMiędzy "Polska jest rajem na ziemi", a "Polska to wcielone piekło" istnieje wiele stadiów pośrednich, które lepiej oddają naszą rzeczywistość. I o ile pierwszego nikt serio nie głosi, o tyle drugie ma niezłe wzięcie u katastrofistów...
Nikt nie nazywa Polski piekłem ani rajem, ale nie oznacza to automatycznie, że nie jest źle i nie może być jeszcze gorzej. Zdajmy się tu na niewidzialną rękę rynku - skoro katastrofizm ma wzięcie, to czy przeciwstawianie się trendom popytu i podaży można by nazwać zdrowym rozsądkiem?
UsuńAbstrahując od sedna dyskusji, krótki tekst o tym czy niewidzialna ręka rynku rzeczywiście jest niewidzialna i czy ma coś wspólnego z popytem i podażą - klik. Uwaga spoiler! W obu wypadkach odpowiedź brzmi: nie.
UsuńGdyby Wolter żył, to by powiedział, że gdyby niewidzialnej ręki nie było, to należałoby ją wymyślić. Zresztą, po nas choćby potop, tsunami i Fukushima. Ważne, że sobie trochę pogadaliśmy przed zgonem.
Usuń