Przyglądałem się w niedzielne południe Iwonie Schymali. Patrzyłem na jej wejścia antenowe przecinane słowami papieża. To, co i jak mówiła sprawiało, że ona i papież zlewali mi się w jedno. Patrząc na standard dyskusji o religii, tym bardziej powinniśmy dbać o kaganki rozumu. Z pejzażu religijnego patosu i moralizatorskiego tonu wybija się audycja Cezarego Łasiczki, gdzie o byciu ekspertem nie decyduje ilość godzin wyklęczanych na kościelnej posadzce. Czarek jako nasz człowiek, poza metafizycznymi ciągotami przejawia też zdrowe, naukowe zainteresowania. W przedostatnim wywiadzie dostępnym na stronie nawiedza go profesor Anna Mikołejko, aby opowiedzieć słuchaczom coś na temat spirytyzmu. Wywoływanie duchów naukowym okiem - nic tylko słuchać. Tymczasem przez prawie godzinę wydawało mi się, że słucham Nautilusa Radia Zet. Nasza poczciwa Łasica została uwięziona w jakiejś ektoplazmatycznej pułapce. Jakby Bernatowicz zafarbował włosy, ubrał sukienkę i podszył się pod tytuł profesora.
Koniec przekazu. Bądź tu teraz prostym człowiekiem, a po wysłuchaniu takiej informacji zostanie ci jeno w głowie. "Naukowiec z radia potwierdził, że aby pozbyć się hałaśliwego ducha, należy odnaleźć jego ciało". Pani Anno, wypadałoby tu coś dodać, nieprawdaż? Stukania pochodziły nie od ducha, ale od jednej z sióstr. U schyłku swojej kariery Margaret Fox ujawniła tą niesforną paranormalną postać - był nią wielki palec u jej stopy. Udało jej się wyćwiczyć palucha na tyle, aby "pstrykać" nim tak jak wiele osób robi to przy pomocy kciuka. Nawet po zaprezentowaniu tego triku publicznie, wiele osób nie uwierzyło jej, że wszystko to było mistyfikacją. Następny fragment wywiadu zdradza, że profesor Mikołejko może być jedną z nich.
Julian Ochorowicz, że przypomnę, to XIX wieczny badacz mediumizmu, ulubieniec polskich spirytystów. W jednym z wywiadów pani Mikołejko nie kryje podziwu dla tej osoby, nazywając go nawet "wielkim sceptykiem". Co dokładnie mówi ten wielki sceptyk? Jest to klasyczne, naiwne i prymitywne tłumaczenie oszustw wszelkiej maści. Otóż łapanie na oszustwie nie dowodzi, że media oszukują, bo na pewno oszukiwały akurat wtedy kiedy próbowano ich na tym złapać - na co dzień obywają się bez matactw. Jak wiadomo zawsze oszukujemy, kiedy ktoś testuje naszą wiarygodność, aby bez złych sceptyków za plecami bazować tylko na swoich nadnaturalnych mocach. Jakimi zatem "nieuświadomionymi czynnościami, tak że nie mogło być mowy o oszustwie" parała się największa medium Europy, przez przypadek żona iluzjonisty, pani Palladino? Otóż nieświadomie posiadała specjalne buty, z których dało się wyciągnąć stopę tak, że but który trzymali kontrolerzy pozostał nieruchomo, przez co udział jej nóg w lewitacji stolika wydawał się niemożliwy. Przyłapano ją, że w rękawach, nieświadomie oczywiście, trzymała gumową gruszkę, aby w zamkniętych pomieszczeniach móc poruszyć zasłonką, którą dla publiczności poruszyć mógł jedynie przybyły właśnie duch. Mikołejko uwiarygadnia media jeszcze innym "badaczem"
Nie wiem jakie znaczenie ma Nobel za badanie reakcji alergicznych na demaskowanie latających stolików, ale najwidoczniej duże jeśli warto to nadmienić. Z protokołów badań Richeta na naszym wielkim jasnowidzu Ossowieckim wiemy jak wyglądały jego "badania". Testy na jasnowidzenie były prowadzone na kartach, które Ossowiecki trzymać mógł w rękach, co nawet wtedy dla rzetelnych badań było czymś nie do pomyślenia. Nie były to testy wyboru, tak jak być powinny, a testy skojarzeniowe. Ktoś coś nabazgrał, on coś nabazgrał i cała zabawa polegała na tym jak te dwa bazgroły były do siebie podobne. Jeden z testów polegał na interpretacji wiersza umieszczonego przed jasnowidzem w kopercie, zaś Charles Richet miał ustalić na ile trafny jest to opis. Wiemy dokładnie jak wyglądała atmosfera tego testu. Ossowiecki pieprzył coś, że widzi emocje, tęsknotę i uczucia, a gość z zagranicy krzyczał - tak! O boże znowu trafiłeś! I znowu! I jeszcze raz!
Siostry Fox zadawały pytania, na które znajdywano odpowiedzi w postaci stuków. Pojedyncze stuknięcie oznaczało tak, podwójnie nie (...) Ich dom przebadano, znajdując ponoć jakiś szkielet w ścianie. Stuki jednak trwały, dopóty w piwnicy nie odnaleziono szkieletu tej właściwej osoby (tej która hałasowała, tamta ze ściany była akurat spokojna - przyp.).
Koniec przekazu. Bądź tu teraz prostym człowiekiem, a po wysłuchaniu takiej informacji zostanie ci jeno w głowie. "Naukowiec z radia potwierdził, że aby pozbyć się hałaśliwego ducha, należy odnaleźć jego ciało". Pani Anno, wypadałoby tu coś dodać, nieprawdaż? Stukania pochodziły nie od ducha, ale od jednej z sióstr. U schyłku swojej kariery Margaret Fox ujawniła tą niesforną paranormalną postać - był nią wielki palec u jej stopy. Udało jej się wyćwiczyć palucha na tyle, aby "pstrykać" nim tak jak wiele osób robi to przy pomocy kciuka. Nawet po zaprezentowaniu tego triku publicznie, wiele osób nie uwierzyło jej, że wszystko to było mistyfikacją. Następny fragment wywiadu zdradza, że profesor Mikołejko może być jedną z nich.
Julian Ochorowicz, który śledził eksperymenty, którym poddawano Eusapie Palladino był przekonany, że nie oszukuje. Twierdził jednak, iż media mają taką skłonność kiedy są w transie, że pomagają sobie fizycznie, kiedy ich medialne właściwości słabną. Media o tym nie wiedzą, nie może być tu zatem mowy o oszustwie.
Julian Ochorowicz, że przypomnę, to XIX wieczny badacz mediumizmu, ulubieniec polskich spirytystów. W jednym z wywiadów pani Mikołejko nie kryje podziwu dla tej osoby, nazywając go nawet "wielkim sceptykiem". Co dokładnie mówi ten wielki sceptyk? Jest to klasyczne, naiwne i prymitywne tłumaczenie oszustw wszelkiej maści. Otóż łapanie na oszustwie nie dowodzi, że media oszukują, bo na pewno oszukiwały akurat wtedy kiedy próbowano ich na tym złapać - na co dzień obywają się bez matactw. Jak wiadomo zawsze oszukujemy, kiedy ktoś testuje naszą wiarygodność, aby bez złych sceptyków za plecami bazować tylko na swoich nadnaturalnych mocach. Jakimi zatem "nieuświadomionymi czynnościami, tak że nie mogło być mowy o oszustwie" parała się największa medium Europy, przez przypadek żona iluzjonisty, pani Palladino? Otóż nieświadomie posiadała specjalne buty, z których dało się wyciągnąć stopę tak, że but który trzymali kontrolerzy pozostał nieruchomo, przez co udział jej nóg w lewitacji stolika wydawał się niemożliwy. Przyłapano ją, że w rękawach, nieświadomie oczywiście, trzymała gumową gruszkę, aby w zamkniętych pomieszczeniach móc poruszyć zasłonką, którą dla publiczności poruszyć mógł jedynie przybyły właśnie duch. Mikołejko uwiarygadnia media jeszcze innym "badaczem"
naukowiec tej klasy co prof. Charles Richet, laureat Nagrody Nobla z 1913 roku w dziedzinie medycyny.
Nie wiem jakie znaczenie ma Nobel za badanie reakcji alergicznych na demaskowanie latających stolików, ale najwidoczniej duże jeśli warto to nadmienić. Z protokołów badań Richeta na naszym wielkim jasnowidzu Ossowieckim wiemy jak wyglądały jego "badania". Testy na jasnowidzenie były prowadzone na kartach, które Ossowiecki trzymać mógł w rękach, co nawet wtedy dla rzetelnych badań było czymś nie do pomyślenia. Nie były to testy wyboru, tak jak być powinny, a testy skojarzeniowe. Ktoś coś nabazgrał, on coś nabazgrał i cała zabawa polegała na tym jak te dwa bazgroły były do siebie podobne. Jeden z testów polegał na interpretacji wiersza umieszczonego przed jasnowidzem w kopercie, zaś Charles Richet miał ustalić na ile trafny jest to opis. Wiemy dokładnie jak wyglądała atmosfera tego testu. Ossowiecki pieprzył coś, że widzi emocje, tęsknotę i uczucia, a gość z zagranicy krzyczał - tak! O boże znowu trafiłeś! I znowu! I jeszcze raz!
Obawiam się, że naukowy dystans do przedmiotu swych badań dawno poszedł u pani profesor w odstawkę. Anna Mikołejko wydaje się wierzyć nawet w Jackowskiego. Na sugestie Pana Łasiczki, iż przydałby się nam w Polsce znów taki świetny jasnowidz, zza mikrofonu dobiega lekko podniecony głos "mamy, mamy przecież takiego jasnowidza! Z Czuchowa! Ileś segregatorów potwierdzających skuteczność Jackowskiego, w końcu współpracuje z policją!". Został nawet człowiekiem roku - kontynuowała zachwalanie Jackowskiego. Kto go ogłosił człowiekiem roku - pyta redaktor. Czasopismo "Nieznany Świat". To wiele wyjaśnia - kończy z przekąsem Łasiczka.
28 komentarze
Jeśli pani profesor faktycznie emocjonowała się skutecznością spirytystów, to było to nieco nieprofesjonalne. Nie mniej, socjologiczne badania spirytyzmu na pewno nie polegają na tym, żeby odkrywać, czy jest on oparty na oszustwie, czy nie. Powiedziałabym nawet, że dla socjologa są to rzeczy zupełnie nieistotne (dla mnie też) :)
OdpowiedzUsuńByć może. Nie mniej pytanie czy jest to oszustwo, a więc pytanie o naturę tego zjawiska, jest pytaniem podstawowym.
OdpowiedzUsuńNie. I wcale nie jest pytaniem podstawowym z punktu widzenia wszystkich nauk. Może z punktu widzenia etyki (która nauką nie jest) lub fizyki (którą zaciekawi, jak udało się zrobić, żeby stolik lewitował etc.). Nie z punktu widzenia socjologii, psychologii czy kulturoznawstwa. Jest mnóstwo innych, ciekawych i więcej mówiących pytań, np. dlaczego w jakimś okresie czasu spirytyzm był tak strasznie modny? I to jest sedno. A czy czarowali naprawdę, czy oszukiwali? Banał, bagatelka.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam dokładnego sformułowania złośliwości, że wierzy w zjawiska nadnaturalne kto jest za leniwy, by nauczyć się fizyki. Ona jednak nie chwyta całego zjawiska paranormalności. Myślę, że wielu z tych ludzi jest całkiem pracowitych i nieźle inwestują wdając się w jakieś nic nie warte studia. Przypuszczam (myśląc o tych wśrod znajomych, którzy poszli w okultyzmy i z nich nie wyszli), że na początku do rzetelnej, naturalnej fascynacji światem i jego zagadkowością dochodzi niecierpliwość, rozczarowanie nauką (taka wielka, tyle kosztuje, tyle osób działa, a to i tamto ciągle jest niewyjaśnione) i doza zarozumiałości (zrobię czego inni nie zdołali, bo jestem wyjątkowy, co widać w lustrze). To początek, zupa wejściowa, tworząca nastawienie. Potem idzie gładko, oko staje się narzędziem wyspecjalizowanym w dostrzeganiu osób i opisów paranormalnych, ociężałość i nieszczególnie imponująca wartość przypadkowo napotkanych naukowców (powiedzmy: biurokratów nauki) skłania do odrzucenia ich narzędzi - a gdy wyrzuci się nakazy skrajnej ścisłości i kasowania świadectw choćby trochę skażonych podejrzeniem nierzetelności, droga robi się szeroka i łatwa i duchy, zjawy i fantazmy fluktuują niczym samoloty nad Heathrow. I wtedy nic już się nie zrobi, chyba że nastąpi prawdziwy cud i paranormalnik stuknie się w głowę i zauważy w jakiej kupie śmiecia żyje.
OdpowiedzUsuń"I wtedy nic już się nie zrobi, chyba że nastąpi prawdziwy cud i paranormalnik stuknie się w głowę i zauważy w jakiej kupie śmiecia żyje." Nie wiem, czy jesteś tego świadomy (może jesteś), ale to brzmi trochę jak paplanina katolików, którzy wyrażają nadzieję, że każde z nas w końcu się przebudzi, zauważy, w jakiej kupie śmiecia żyje, odrzuci grzech itd. Nie przeszkadza Ci, że Twój dyskurs zbliża się do tego szczególnie nielubianego dyskursu?
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem, istota zjawiska jest najważniejsza, nieważne czy w naukach ścisłych czy społecznych. Chodzi o ustalenie obiektywnego stanu rzeczy. Jeżeli to bagatela, to chyba nie wiesz czym jest nauka. Dlaczego coś było modne w pewnym okresie czasu jest pytaniem interesującym (aczkolwiek nie wiem, czy zasługującym na miano problemu naukowego - zbyt wiele bzdur było modnych), ale drugorzędnym. Poza tym, jak z punktu widzenia psychologii może być nieistotne to, czy ktoś oszukuje czy nie? Przecież to determinuje motywy oraz w dużej mierze wyjaśnia samo zjawisko. Obecnie wiele rzeczy jest modnych w pewnych kręgach, jak np. różnej maści altmed, przy czym pytanie podstawowe jest: jak jest naprawdę, tzn. obiektywnie. Tu jest nauka, reszta to postmodernistyczne paplanie.
OdpowiedzUsuńNie odmawiałbym praw do badań nad popularnością, jednak nawet w naukach społecznych wciąż obowiązującą podstawą jest naturalizm metodologiczny. Czy to wyjaśniając reakcje w próbówce czy reakcje między ludźmi, nasamprzód odwołujemy się do świata fizycznego. Pomysł iż reakcja chemiczna czy jakieś zjawisko kultury wynika z ingerencji duchów lub aniołów wysuwa się po wyczerpaniu wyjaśnień naturalnych. Nim pozwolimy sobie na przychylne oko w stronę wyjaśnień paranormalnych, trzeba znać i wykluczyć rozwiązania pospolite. Mam nadzieje że u góry widać, iż prof Mikołejko tych wyjaśnień naturalnych nie wyczerpała. Być może właśnie dlatego, że wgląd w istotę zjawiska nie wydawał jej się nadrzędny.
OdpowiedzUsuńJa już teraz nie piszę o Mikołejko, ale nie, nie, nie, na miły Bóg, nawet, jeśli go nie ma, nie! Podstawą wszystkich nauk naprawdę nie jest dotarcie do fizycznej istoty jakiegoś zjawiska. To jest podstawa nauki o nazwie fizyka. A odpowiedź na pytanie, czy spirytualiści byli oszustami, socjologa informuje dokładnie o niczym. Nie jest to w ogóle pytanie z zakresu tej dziedziny. W ogóle nie potrafię wymyślić dziedziny nauki, która zajmowałaby się kategoryzowaniem świata na oszustwa i nieoszustwa. Nawet fizyka tego nie robi. Ona ewentualnie wyjaśni, jak można sprawić, żeby stolik lewitował. Oszustwem zajmuje się etyka, religia, filozofia, ale to nie są nauki.
OdpowiedzUsuńModną bzdurą zaś jest obecnie zaczytywanie się w "Modnych bzdurach" i wrzucanie wszystkiego, z czym się nie zgadza, do jakże pojemnego i nic już chyba nie znaczącego pojemnika pt. "Postmodernizm". Modną bzdurą jest pogarda dla postmodernizmu, nawet, jeśli nie przeczytało się nawet pół strony dzieła żadnego twórcy postmodernistycznego. Wyjątkowo irytująca ta modna bzdura.
I jeszcze jedna sprawa. Jakiś myśliciel chrześcijański (sic!) powiedział, że jeśli coś się da wyjaśnić prościej, niż poprzez metafizykę, to należy to zrobić. Zdroworozsądkowe podejście, uwielbiam takie. Bynajmniej nie jestem za odpowiedzią na pytanie "Jakie znaczenie miał spirytualizm dla społeczeństwa" (bo to chyba główne pytanie dla socjologa w tej dziedzinie), która brzmi "niezbadane są wyroki Boskie". Jestem za możliwie najrzetelniejszą analizą dokumentów z epoki i wysunięciu na tej podstawie tez w oparciu o którąś teorię socjologiczną (najlepiej o kilka, wtedy obraz jest pełniejszy). Z tym, że wyjaśnienie, że stolik lewitował, bo mu na to pozwalały prawa fizyki, w ogóle nie mieści się w obrębie zainteresowań tej dziedziny.
OdpowiedzUsuńJolanto powiedzmy sobie szczerze, pisanie, iż świat fizyczny jest przedmiotem badań tylko jednej nauki, fizyki, raczej tą naszą dyskusje wyczerpuje. Schodzimy w tym momencie do tłumaczenia sobie najprostszych pojęć. Fragment, że nie znasz dziedziny nauki która zajmuje się odróżnianiem fikcji od prawdy, bo "oszustwami" zajmuje się tylko religia i filozofia, brzmi dla mnie jak żart. Postmodernizm nie ma tu nic do rzeczy. Naturalizm metodologiczny, to naturalizm metodologiczny zarówno dla postmodernisty jak fanatycznego scjentyka. Jeśli ty mówisz że jest inaczej, znaczy się że ktoś z nas się myli. Bo ja rozumiem że możesz mieć inne zdanie na temat funkcjonowania nauki i tego co tak naprawdę jest w jej zasięgu, ale w tym momencie nic już nie pojmuję. Ja jednak wciąż broniłbym tezy, że pisanie o spirytystach nie posiadając rozeznania w tym kim naprawdę byli jest z lekka absurdalne. Każdy historyk wie - wcale nie musząc być jakimś specjalistą w temacie antysemityzmu - że "Protokoły Mędrców Syjonu" były fałszerstwem. Gdyby jakiś historyk tego nie wiedział, powszechnie odebrano by to za kompromitacje. Tymczasem piszesz mi, że socjolog występujący jako ekspert od spirytyzmu, może mieć o tym zerowe pojęcia, (wychodząc przy tym poza wyjaśnienia naturalne!) i wszytko jest ok, bo jest "tylko" socjologiem? Ja chyba tego nie zrozumiem.
OdpowiedzUsuńPrzez parę dni nie zaglądałem tu więc dopiero dziś zaregaguję na pytanie Joli czego jestem świadom i do czego zbliża się mój dyskurs. Zareaguję nie reagując, bo nie sądzę, bym miał potrzebę. Odpowiem grzecznie na pytanie która jest godzina i czy jest ciepło, ale w poważniejsze rozmowy z osobami poważnie traktującymi odrzucanie przyjętych w nauce obyczajów, by wprowadzać swoje własne pojęcia o sensie i celach nauki, wdawać się na pewno nie będę. I tu ma sens odwołanie do katolików. Gdy mówią, że w coś wierzą, a ja odpowiadam, że w to nie wierzę, ów temat jest zamknięty, ale wszystkie inne są otwarte, łącznie z większością tematów powiązanych z nauką. To są ludzie tacy jak ja, przyjmujący inne punkty wyjścia, ale na ogół (mówię o ludziach wykształconych i zainteresowanych tzw. światem doczesnym) trzymający się w dyskursach kanonów logiki. Natomiast, jak wyżej już powiedziałem, zwolennicy paranormalności, mający swe wymysły za powiązane z logicznym i uczciwym oglądem świata, potrzebują rozmów z psychologami i psychiatrami, kropka.
OdpowiedzUsuńJak zwykle naukowcy nie są wolni od wykraczania poza obszar, na którym się znają. Zawsze dla mnie było i jest problematyczne, gdy ktoś z tytułem profesora w jednej dziedzinie wypowiada się z przywoływaniem tegoż tytułu w sprawach całkowicie wykraczających poza jego specjalizacje.
OdpowiedzUsuńPrzywołana w powyższym wpisie pani jest tego znamienitym przykładem, gdzie autorytetem naukowym w jednej dziedzinie próbuje się wesprzeć w obszarze całkowicie odmiennym.
Andsol - Twoim argumentem jest "kropka" i "są wariatami", więc ja tu nie mam już nic do dodania.
OdpowiedzUsuńMichał - mam wrażenie, że cały czas mnie nie rozumiesz. Jedyne, co Ci pragnę przekazać, to że socjologia nie zajmuje się tropieniem spirytystycznych fałszerstw. Zapewne socjolog, który bada zjawisko spirytyzmu, dotrze w końcu do przyziemnych wyjaśnień lewitujących stolików, ale to nie jest pytanie, jakie wobec zjawiska spirytyzmu zadaje dziedzina nauki zwana socjologią. Na tyle, na ile socjologię znam, a znam ją w szczątkowych formach, nauczanych na moich studiach i z drugiej ręki. Bo nic na temat społeczeństwa Ci odpowiedź na pytanie "czy to było fałszerstwo" nie powie. Gdyby np. nie dało się ustalić, czy to było fałszerstwo, socjologia nadal z powodzeniem mogłaby to badać i uzyskiwać miarodajne wyniki, nie troszcząc się wcale o wyniki badań tych, którzy usiłują znaleźć przyziemne powody, dla których stolik lewituje.
Jeśli chcesz dalej toczyć tę dyskusję, to powiedz mi proszę, co na temat społeczeństwa wynika z rozstrzygnięcia tego drażliwego dla Ciebie zagadnienia - co sprawiło, że stolik lewitował.
Nie twierdzę, że tylko fizyka zajmuje się światem fizycznym.
Takie stoliki lewitowały po zastosowaniu dwóch najbardziej popularnych metod. Pierwsza metoda to włożenie stopy pod jedną nogę stołu a następnie podnoszenie jej do góry co sprawiało że stolik zaczął przechylać się na bok. Druga metoda to polegała na specjalnych stołach z wysuwaną rurką
OdpowiedzUsuńNie ma chyba na ten temat statystyk, jednak najbardziej znaną metodą uniesienia stoliczka były bodajże haki wysuwane z mankietów medium. "Najlepsi" gustowali oczywiście w bardziej oryginalnych pomysłach, mając na to swoje własne sposoby - co nie wyklucza oczywiście dwóch powyżej przytoczonych metod :)
OdpowiedzUsuńpolecam ten film http://www.youtube.com/watch?v=CAoL6j46Yrk&feature=related
OdpowiedzUsuńTu jest wyjaśniona większość trików mediumistycznych
Inną metodą było podnoszenie stołu kolanami
Socjologia i kulturoznawstwo nie zajmują się stwierdzaniem prawdziwosci zjawisk. Skupiaja sie one raczej na ich analizie i wyciaganiu z nich wnioskow dotyczacych stanu spoleczenstwa. Antropologia bada Innych po to, by móc przeciwstawić im siebie i zrobić swój własny "portret z negatywu". Dawno już odeszło się w tych naukach od próby obiektywizacji zjawisk. zawsze będą one przefiltrowane przez biografię badacza, zawsze będą subiektywne. Badacz powinien jednak lubić to, co bada. Będzie mu sie wtedy lepiej pracowało. Naprawdę kategoria prawdy nie jest tutaj przedmiotem zainteresowania.
OdpowiedzUsuńNie mieszajmy tu prawdy w znaczeniu prawdy naukowej, która rzeczywiście jest poza zasięgiem wymienionych nauk. Wszyscy się co do tego zgadzamy, różnimy się w kwestii czy ta niemożność to aby na pewno powód do dumy. Nie można zasłaniać się dywagacjami nad tym od czego zależy prawda, aby tuszować kompromitujące dla określonego stanowiska fakty. Prawdą jest, że stoliczek unosił się... ale prawdą jest też, że miał ukradkiem zamontowane teleskopowe nogi - czymże jest jednak prawda, powiadają obrońcy tych oszustów.
OdpowiedzUsuńW socjologii... Durkheim postulował, by wszelkie zjawiska społeczne traktować jak rzeczy, tzn. nie wnikać w ich realne istnienie czy prawdziwość, lecz roboczo przyjąć że skoro ludzie traktują je jako prawdziwe, to poddają się one badaniu. Socjologowi będzie więc wszystko jedno, czy zjawisko religii jest sensowne czy nie, czy istnieje przedmiot badanej religii, lecz uzna że skoro ludzie religię praktykują to jest możliwa socjologia religii. Zatem analogicznie, można uznać iż nieważne jest, czy spirytyzm działa tak jak twierdzą spirytyści czy nie, ludzie zachowują się tak, jak gdyby działał, zatem zasadna jest socjologiczna diagnoza zjawiska spirytyzmu. Socjologa guzik tak naprawdę będzie obchodzić hydrauliczny napęd wirującego stolika. Raczej spojrzy na to, jacy ludzie wierzą w jego ponadnaturalne zawirowania/jacy nie wierzą, jak to robią i czym się ta ich wiara przejawia w praktyce życia codziennego.
OdpowiedzUsuńStraszne bzdury autor powypisywał. Zupełnie nie rozumie, co to są ruchy bezwiedne w stanach transowych. Ochorowicz był psychologiem i do psychologii trzeba się tu odwołać, a nie wymyślać własne teorie niepoparte źródłami.
OdpowiedzUsuńKolejna rzecz - Palladino nie była żona iluzjonisty, ale maszynisty w teatrze. Na Boga, to tak jakby powiedzieć, że minister = ministrant.
Co do sióstr Fox - jak zwykle króluje wybiórczość. Z jednej strony pisze się, że siostry przyznały się do oszustwa, a z drugiej zapomina, że po roku odwołały to oświadczenie, stwierdziwszy, że uległy presji Kościoła Katolickiego. Poza tym część komitetów, które badały siostry, stwierdzały, że słyszały bębnienie niczym pięścią rozlegające się w całym pomieszczeniu, co nie można wywołać takim sposobem, jak podano tutaj.
Podsumowując - ignorancja autora, stronniczość, pisanie pod gotową tezę. Nic oryginalnego, odsyłam do literatury przedmiotu!
Zupełnie nie rozumie, co to są ruchy bezwiedne w stanach transowych.
UsuńJeśli oszustwa były wynikiem bezwiednych ruchów, to jak nazwać przygotowania jakie należało do nich przedsięwziąć, takie jak specjalnie ubrania czy spreparowane rekwizyty? Bezwiedne ruchy przedtransowe?
Palladino nie była żona iluzjonisty, ale maszynisty w teatrze. Na Boga, to tak jakby powiedzieć, że minister = ministrant.
Yhm, dokładnie o nim myślałem. Uchylmy rąbka tajemnicy, kto kryje się po tajemniczym zawodem "maszynista w teatrze". Była to osoba odpowiedzialna m.in. za "efekty specjalne" jakie widzimy w teatrze, w tym zarządzenie mechanizmem ukradkiem poruszającym scenicznymi eksponatami (Hereward Carrington, Eusapia Palladino and her phenomena. Londyn 1909, s. 19 - książka lubiana przez paranormalnych maniaków). Z jednej strony mamy więc specjalistę. który przy pomocy nitek, linek i innych sztuczek porusza dla zgromadzonej publiczności przedmiotami. Z drugiej strony jego żonę, medium, która przy pomocy "duchów" porusza przedmiotami przed widzami seansów spirytystycznych :) Dalej uważasz, że to jak pomylenia ministra z ministrantem?
Z jednej strony pisze się, że siostry przyznały się do oszustwa, a z drugiej zapomina, że po roku odwołały to oświadczenie, stwierdziwszy, że uległy presji Kościoła Katolickiego
To nie kardynałowie nauczyli ją pstrykać dużym palcem. Bezpośrednia przyczyna "spowiedzi" Margaret jest znana - zrobiła to dla pieniędzy, a dokładnie 1,5 tysiąca dolarów jakie zapłacono jej za ujawnienie sztuczek. Dla mnie osobiście jest nieistotne ile razy siostry się przyznały a ile to odwołały. Ważne iż same pokazały jak w sposób racjonalny wyjaśnić "stukające duchy". Z punktu widzenia nauki sama możliwość wytłumaczenia naturalnego będzie lepszym wytłumaczeniem niż hałasująca dusza.
Po 1) Eusapia była rewidowana przed posiedzeniami, przykładowo w Warszawie lekarze rozbierali ją "do koszuli" i w takich warunkach nie mogła mieć przy sobie żadnych przyrządów ani rekwizytów. Potwierdzają to również fotografie lewitujących stołów z Roczników Badań Psychicznych (Annales des sciences psychiques), gdzie wyraźnie widać, że pod stołem nic nie ma. Jedyne o co ja podejrzewano i czego nie udowodniono to używanie włosów albo szpilki.
Usuń--
2)Widowisko teatralne nie jest widowiskiem iluzjonistycznym. Nadal podtrzymuję, co napisałem - chyba, mój drogi, nigdy nie byłeś w teatrze, a może byłeś na pokazie iluzjonisty i wmówiono Ci, że to teatr.
--
3) Celowo pominąłeś liczne świadectwa, kiedy badani twierdzili, że stuki dochodzą z różnych części pomieszczenia i są zbyt głośne, aby wywołać je tą metodą.
W najbliższym czasie zamieszczę osobną notkę poświęconą Palladino
UsuńPanie Michale, koncepcja jakoby mediumizm był oparty na "sztuczkach" nie trzyma się kupy tak samo jak teoria o smoleńskiej sztucznej mgle - to mniej więcej ten poziom uprawdopodobnienia.
UsuńProszę mi powiedzieć jak to mogło być możliwe że na całym świecie odnajdowano ludzi w których obecności działy się bardzo podobne zjawiska ? Czy wszyscy oni znali te same sztuczki ? Kto im je przekazał (internetu nie było), kto to wszystko zorganizował? Jeżeli ci wszyscy ludzie byli szkoleni to jak to możliwe że do dzisiaj nikt nie ujawnił takich "instrukcji" - toż to nawet największe triki iluzjonistyczne zostały ujawnione ?
Czy widzi Pan teraz, że taka teoria to taka sama bzdura jak o Iluminatach którzy rządzą światem ?
Pomysł taki że ci wszyscy ludzie sami wymyślili takie triki - jest równie prawdopodobny jak poprzednia teoria - możemy zrobić mały eksperyment - Pan jako tęgi racjonalny umysł - wymyśli jak takie sztuczki wykonać, przećwiczy a następnie zaprezentuje w warunkach i kontroli opisywanych w wielu opisach badań (przeszukania, wiązania, trzymania rąk itd) - uzyskując podobne wyniki co media
czy podejmuje Pan wyzwanie ?
Powiem więcej, jestem w stanie znaleźć 10 latka, który wykona te mediumiczne sztuki. To, że kopano w stoliki, a za plecami widzów pojawiali się odziani w prześcieradła ludzie to nie żadne koncepcje, to fakty - tak było. Rzecz nie miała się na "całym świecie", ale w ogromnej większości w Stanach Zjednoczonych i Europie. Czy wszyscy znali "te same sztuczki"? Na litość boską, mówimy o poruszeniu w ciemnościach małego stolika, do tego nie trzeba gnostycznej wiedzy! To można zrobić na tysiąc sposobów, do wyrafinowanych metod uciekali się tylko najelepsi, jedynie mediumiczne gwiazdy.
Usuńmediumizmem zajmowało się wielu zwykłych ludzi, którzy we własnym gronie znajomych i osób bliskich odbywali posiedzenia mediumiczne
OdpowiedzUsuńpomysł - że wszyscy oni sami siebie i wszystkich na około oszukiwali jakimiś wymyślnymi sztuczkami jest pomysłem tak absurdalnym że aż śmiesznym
Percepcja ludzka jest taka że każdy widzi to co chce zobaczyć - materialista (nie mylić z naukowcem) będzie widział w tych zjawiskach czyste oszustwo i żadne tłumaczenia nie przekonają go "że białe jest białe"
Anonimowy:
OdpowiedzUsuńTo zwykli ludzie wymyślali scenariusze swoich pokazów. Nie ma w tym nic niezwykłego i niemożliwego. Dzisiaj jest przecież tak samo. Jak myślisz, kto wymyśla triki dla magików? No sami magicy je wymyślają. Czyli zwykli ludzie tacy jak ty albo ja. Wielu z nich wymyśla sporo na początku kariery, kiedy jeszcze nie zdobyli jakiejś ogromnej wiedzy w tej dziecinie.
A z tym wnikliwym sprawdzaniem to ja bym nie przesadzał. Tak ich wszystkich sprawdzano, a potem siadali sobie w zasłoniętym gabinecie w rogu pokoju, gdzie stało krzesło lub fotel a pod nim potrzebne rekwizyty.
Ubiera się choinkę, a nie sukienkę. Dawniej z taką znajomością języka polskiego nie można było zdać matury, teraz można być dziennikarzem i ekspertem. I to jest wlaśnie smutne!!!
OdpowiedzUsuń