Leczyć się i umierać z Allegro

Michał Łaszczyk - 31 lipca

Najwyraźniej zamieniam się w stetryczałego dziada, bo nawet w rzeczach które powinny mnie cieszyć, dostrzegam jedynie ich gorzką stronę. Wyborcza nie przestaje rzucać gromami w pupę pana Marka Haslika, znachora z Nowego Sącza. Niby dobrze, w końcu ktoś natarł uszy temu gałganowi (Boże, już nawet pisze się jak stary dziad). Z drugiej strony dostrzegam pewne zagrożenie w sygnowaniu medycyny alternatywnej takimi postaciami jak Haslik.

Jest on w swym uzdrowicielstwie obrzydliwie wręcz stereotypowy. Starszy pan przyjmujący gdzieś pokątnie na rubieżach i bredzący coś o Bogu. Wbrew pozorom nie jest to standardowa szarlataneria, a rodzaj muzealnego eksponatu. Ludowy guru udzielający porad swoim wyznawcom, opłacany darami w postaci gęsi i worka ziemniaków to unikat. Już w napisanej 60 lat temu książce Bieńkowskiej "Atom i znachorzy" praktycznie każda uzdrowicielka była staruszką przepędzającą miotłą lekarzy, tak starą że mogła być kochanką Napoleona. Choćby za sprawą przemijającego czasu, takich postaci nie mogło się ostać zbyt wiele. Babcie leczące ziołami i dziady przypisujące sobie boskie moce, to obecnie rarytas! O tych ludzi należy dbać jak o eksponaty w muzeum. Dzisiejsi uzdrawiacze mają sklepy w centrum i dorzucają paragon do swoich bezwartościowych mikstur. Pseudomedyczne porady stanowią clou  telewizji śniadaniowej. Znachorstwo praktykują nasze matki, nasi znajomi i my sami. Łatwiej obarczyć winą wiejskiego szamana, niż dostrzec tę smutną prawdę.


Zakrawa na jakiś ponury żart, że tabloid piętnujący Haslika, chwilę wcześniej drukował kilkuset tysięcy bioenergetyzujących kwadratów. Ilość zarażonych głupotą ludzi przez szamana z Nowego Sącza jest niczym, przy tajfunie mambo-jambo jaki wylewa się z kolorowych dzienników. Historia pomyleńca jest oczywiście bardziej medialna, niż tysiące alegrowiczów, wciskający ludziom takie rzeczy, że ziółka Haslika to przy tym medyczna nadzieja XXI wieku.

Postępująca znieczulica uodporniła mnie na widok lamp do koloroteriapii, tajemniczych "przyrządów przeciwbólowych" i ajurwedyjskich okularów. Jakoś to przełknąłem. Są jednak rzeczy których nie zdzierżę. Na przykład wciąż reaguję na otręby ryżowe leczące raka. Na mieszankę oleju słonecznikowego z jajkami, cofającą każdy nowotwór po 358 zł. Kto jest gorszy Haslik, czy patafian opychający sok z winogron chorym na raka, po 255 zł za litr? Każdy może kupić sobie witaminę C po 5 zł, ale kiedy chemioterapia nie pomaga wtedy możesz się zaopatrzyć w taką specjalną witaminę C. Oczywiście listek takiej witaminy C kosztuje 160 zł. Kiedyś wydawało mi się, że to właśnie tacy sprzedawcy są źródłem dezinformacji i pseudomedycznego zła. Następnie myślałem, że nie są jego źródłem a owocem. Obecnie coraz bardziej przychylam się do zdania, że trzydziestolatek leczący swoją matkę kadzidełkiem i allegrowicz handlujący leczniczym orientalnym gównem to jedna i ta sama osoba. Kat i ofiara w jednym, czyli pełen dramat.

Zważywszy, że blog ten dotyczy rzeczy, które interesują głównie oszołomów, z natury rzeczy przez te 7 lat przewinęło się tu sporo osobliwych intelektualnie postaci. Mimo to, uzdrowicieli z sekciarskim zacięciem policzyłbym na palcach jednej ręki. Szacuje natomiast, że matki małych Jasiów leczących ich sokiem z żurawiny, mogły w tym czasie napisać od 1,2 tys do 1,6 tys komentarzy. Mniej więcej tak rysują się te proporcje.

Ludzie którzy swoimi poradami szkodzą innym to nie mityczni szamani o natapirowanych włosach i szaleństwem wypisanym na twarzy. To niestety nasze sąsiadki, nasi koledzy z pracy i uprawiające fitness szefowe. Swoją wiedzę czerpią z sensacyjnie brzmiących tekstów. Próbowali kiedyś przeczytać coś mądrego ale nie zrozumieli, a to co nie doczytali sami sobie dopowiedzieli. Lepiej byłoby dla nich nie wiedzieć niczego, niż wiedzieć to co wyczytali w kolorowych poradnikach.

Choć w przeciwieństwie do zaczadzonej zabobonem tłuszczy wiem, że leki generyczne to nie to samo co geriatryczne, a przegląd systematyczny to nie taki który wykonuje się systematycznie - nie przyszło mi do głowy kogoś leczyć! Okołomedyczne zainteresowania uczą mnie aby swoje zdrowie oddać w ręce lekarzy. Jeśli twoje lektury uczą cię czegoś wprost przeciwnego, to pora pozbyć się paru zakładek z przeglądarki.

  • Udostępnij:

Coś w podobnym klimacie

46 komentarze

  1. Pierd* Waćpan, że wejdę w styl. Mnie lekarka z dyplomem usiłowała przez kilka lat leczyć sokiem z buraków, kąpielami z ziół i rosołkiem z indyka. Poważnie. Mniejsza o nią, nawet nie mam żalu, bo lepsi od niej specjaliści oganiali się od pacjenta (ode mnie) jak od brzęczącej muchy. Dopiero, gdy po dramatycznych okolicznościach trafiłem do zupełnie przypadkowej lekarki, która miała nie związaną z moją przypadłością specjalizację, zostałem prawidłowo zdiagnozowany. W ostatniej chwili trafiłem na stół operacyjny i dzięki temu wciąż żyję. W pierwszym odruchu po operacji miałem zamiar kupić kilka kilogramów czerwonych buraków i wysypać w gabinecie mojej lekarki. Przemyślałem jednak wszystko i uznałem, że nie trzeba. Człowiek, to istota skomplikowana i nie można w stosunku do niego używać karty diagnostycznej jak przy naprawie pralki lub samochodu. Za każdym razem może się okazać, że objawy nie mają związku z powodem tychże. A znachorzy? Byli, są, i będą. I efekt placebo też, dlatego nie widzę różnicy pomiędzy znachorami w białych kitlach i z dyplomami medycznych uczelni a nawiedzonymi amatorami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podaj dane tej lekarki i na co cie leczyla

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego mam to zrobić? Nie widzę powodu. Dodałem swoją opinię, w zasadzie powtórzyłem to, co skomentowałem parę lat temu na swoim blogu, i nie mam zamiaru robić żadnej nagonki, tym bardziej, że z wiekiem stałem się refleksyjny i nie jestem już roszczeniowo nastawiony do świata.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może i tak ale w odróżnieniu od autora zbudowałeś teorię na bazie jednego przykładu (swojego) a to dość niemądre. Osobiście uważam że lekarze to ludzie jak inni więc na studiach połowa z nich imprezowała i niewiele więcej. Ale mimo wszystko i tak siedzą na innej półce niż znachorzy od kadzidełek. Można pechowo trafić na lekarza idiotę, pewnie że tak. Ale to nie zmienia faktu że nowoczesna medycyna to jednak inna liga niż znachorstwo i wiara w cuda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wez pod uwage, ze np. w Lodzi na UMedzie zupelnie serio uczy sie homeopatii.

      Usuń
  5. Moją mamę reumatolog chciała leczyć kataplazmami z kapusty. Tylko że po paru latach okazało się że bóle stawowe to nie wczesny reumatyzm, tylko przewlekła infekcja wirusowa...

    Tak na prawdę jakieś 50% altmedu to zwykli, przeciętni ludzie, którzy myślą że coś im pomogło i polecają innym. Nic tak dobrze nie działa, jak porada matki dwójki dzieci "próbowałam i zadziałało".

    Najgorzej jest jak ktoś przeczyta niemądry artykuł i jeszcze po swojemu przekręci. Szukając informacji o zatruciu wodnym natrafiłem na forum gdzie dziewczyna pisała że teraz stosuje taką dietę gdzie się pije dużo wody, i co prawda tam pisali żeby pić trzy litry, ale ona pije pięć bo szybciej zadziała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy, zbudowałem teorię? Oj, to dosyć niemądry wniosek! Wyraziłem swoją opinię na temat potępiania (w czambuł?) znachorów bez medycznego dyplomu, jeżeli otaczają nas bardziej wiarygodni(?) "spece" z papierami uczelni medycznych, którzy ze swoją mentalnością zastygli gdzieś w okolicy Średniowiecza. Pecha, to w to nie mieszaj, bo to także zabobon godny znachorczyka, lub takiego jak Ty "anonima".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję przypadku, ale zauważę, że iednak jest różnica miedzy dużym odsetkiem niekompetentnych lekarzy z dyplomami (tu prezentującymi altmed), a kompletnym brakiem kompetencji wśród znachorów, bioenergoterapeutów i innych przedstawicieli altmedu.

      Usuń
  7. Ciekawe ilu tych "wyuczonych" lekarzy wie co to przegląd systematyczny. Mam wrażenie że jednak wiedza przeciętnego polskiego lekarza o medycynie jest, delikatnie mówiąc, mizerna...

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem, że panu Haslikowi powinniśmy nadać etykietke 'produkt regionalny' i wyjąć go spod wszelkich norm jakościowych ;)

    PS.
    Wyjaśniam: uderzyło mnie w innej sprawie bezkrytyczne przyjmowanie, że normy można sobie swobodnie zawieszać pod pretekstem 'regionalności' i 'tradycji'. Piszę więc w aktualnym wzburzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  9. @abyrtaid
    Bredzisz. Nic takiego co opisujesz nie miało miejsca. Żaden specjalista sie od ciebie nie oganial. Jesteś jednym z tych tysięcy pacjentów, którzy latają po lekarzach z wymyślona choroba i sraja swoimi myślami po internetach, jeśli lekarz nie zdiagnozuje twojej ulubionej wyimaginowanej choroby. Specjalnie w wywiadzie kłamiesz, by nakierować lekarza na twoja wyimaginowaną chorobę i gdy jej jednak, mimo twojej swiatlej pomocy, nie zdjagnozuje tak jak chcesz to wtedy masz dowód na ich głupotę i niedouczenia. Jesteś jednym z tych opisywanych właśnie w tej notce co to "Próbowali kiedyś przeczytać coś mądrego ale nie zrozumieli, a to co nie doczytali sami sobie dopowiedzieli." Lekarze po pięciu latach studiów i kilku specjalizacji nie mogą przecież być mądrzejsi od ciebie. Jakoś ich musisz poniżyć we własnych oczach, bo ile w końcu możesz być miernota.
    Uwaga już ogólna.
    Ani razu w swoim jednak dłuższym niż krótszym życiu, nie spotkałem lekarza, który by leczył jakimiś burakami czy czymś z dupy podobnym. Czytając tego typu ejakulaty debilizmu, które wypisał tutaj abyrtaid, zadaje sobie pytanie. Czemu ja nigdy kogoś takiego nie spotkałem?
    Zwykłych nieuczciwych? Tak, spotkałem. Lepszych czy gorszych tez. Ale nigdy jakiegoś znachorowatego. Znize sie do poziomu heurystyki abyrtaida i powiem. Bo takich nie ma. Sa za to właśnie zastępy mamus z dziećmi i leczniczymi jagodami goji. Zastępy czyscicielek i czyścicieli jelit, co to te czyszczenia zmieniły jakość życia. Dowód anegdotyczny, ta plotka, ta "madrosc" wielopokoleniowa przekazywana z dziada pradziada, to ona leży u podstaw.
    I w stu procentach zgadzam sie z tekstem autora. Znachorowatego to my. Całe społeczeństwo.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod tym komentarzem. I bardzo dziękuję za celną ripostę komentarza @abyrtaida.

      Usuń
    2. Dziękuję. I dziękuję autorowi za natchnienie.
      Pozdrawiam
      Junoxe

      Usuń
    3. Jeszcze w latach 80 kardiolog twierdził, że z chorobą wieńcową pomoże mi się uporać 50ml wódki dziennie. Jakoś nie skorzystałem z porady. Skoro Pan nigdy nie spotkał kiepskiego lekarza pozostaje tylko życzyć szczęścia dalej. Choć osobiście podejrzewam, że zwyczajnie mało Pan u lekarzy bywa, bo nie choruje Pan na nic przewlekle.

      Usuń
    4. Już nawet nie proszę o zrozumienie. Ale chociaż o przeczytanie.
      Pozdrawiam
      Junoxe

      Usuń
    5. Anonimie, raczyłeś błyskotliwie napisać:
      "Ani razu w swoim jednak dłuższym niż krótszym życiu, nie spotkałem lekarza, który by leczył jakimiś burakami czy czymś z dupy podobnym."

      Najwidoczniej nadal mało wiesz o lekarzach i ich mentalności, to są tacy sami ludzie, jak ci, których usiłują leczyć. Oto zabawny przykład:
      "Szeptuchy to ludowe uzdrowicielki. Można je jeszcze spotkać na przykład na Podlasiu albo w Bieszczadach. Stanisława Lewicka leczy modlitwami i ziołami. Jest na tyle skuteczna, że jeden z podkarpackich szpitali proponował jej współpracę."
      link:
      http://wiadomosci.onet.pl/rzeszow/znachorka-ktorej-szpital-proponowal-wspolprace/2gmx2

      Oczywiście jeszcze jest tzw. sezon ogórkowy, więc ile w tym prawdy, tego nie wiem, ale odkąd dowiedziałem się, że uniwersytety korzystają z usług różdżkarzy, niewiele mnie dziwi.

      Usuń
  10. Nie wiem czy to prawo Poego czy naprawdę wierzysz, że nie ma prawdziwych lek. med. którzy nie ulegli mambu jambu? Niestety są; i są całkiem niebezpieczni, bo swoim autorytetem i wykształceniem sankcjonują te gówna wsród tych którzy nie odlecieli jeszcze w teorie spiskowe i altmed: "no jak to bzdura, skoro najlepszy laryngolog w mieście poleca to świecowanie?" itp.
    Pozdrawiam z Podkarpacia, krainy gdzie lekarze też odlatują

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie módlmy się do lekarzy, bo i im czasem racjonalność odjeżdża, a to w stronę nawiedzenia religijnego, a to altmedu. Zdarzały mi się lekarki i lekarze zapisujący Oscillococinum i inne homełkowe gawna.

    Ija Ijewna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, może oni nawet nie są odleciani, ale repowie nieźle płacą. Może zróbmy sądę ilu osobom lekarz pierwszego kontaktu z przychodzni zapisał na grypę Oscilococcinum? Moja ręka też w górę.
      Ilu osobom aptekarka polecała homeopatię, "bo to nie ma takich skutków ubocznych jak ta chemia"?

      pozdr.
      10do23

      Usuń
    2. mojej mamie na zapalenie tarczycy przepisał jakąś homeopatologię "na wzmocnienie organizmu". Liczy się?

      Usuń
  12. Ta riposta trochę mnie zmroziła, szkodliwa (dla pacjentów) jest ta mocna wiara, że lekarz się nie ogania od pacjenta, i że niemożliwym jest aby usiłował leczyć sokiem z buraków, olejkiem z wiesiołka lub ziołami. Niedawno miałem kontakt z następną lekarką, która całkiem poważnie zalecała regularne picie oleju lnianego i rydzowego, bo według niej, to gwarancja zdrowia. Radziła jeść łyżeczkę siemia lnianego przed każdym posiłkiem itp. a zupełnie nie zainteresowała się tym, z czym przyszedł do niej pacjent.
    Spotkałem wielu lekarzy, jedni są kompetentni i na bieżąco śledzą zmiany w świecie medycyny, a inni ledwie opanowali język polski i nie czytają, za to siedzą w znachorstwie, bo te "soki z buraków" to czystej maści znachorstwo, niestety. A jeżeli chodzi o mnie, to po lekarzach nie chodzę i ich nie zamęczam swoimi dolegliwościami. To, co wyżej opisałem, jest prawdą, i smuci mnie, że zamiast zastanowić się nad takimi dziwnymi metodami leczenia lekarzy, skacze mi się do gardła, zarzuca kłamstwo. Dodam, chociaż to trochę inny temat rzeka, że w szpitalach, które szczycą się certyfikatami "Szpital bez bólu", pacjentka może wyć do rana jak zwierzę, błagać bezskutecznie o podejście lekarza, zostać zwyzywana przez pielęgniarkę, żeby się zamknęła, i umrzeć nad ranem. Pacjent na kardiologii może wyrywać dzwonek, za przeproszeniem się cały obsrać i umrzeć, a nikt do niego nie zajrzy, a pacjent z zawałem, który jest niespokojny i się rzuca na łóżku, zostać zapięty pasami i pozostawiony samemu sobie. Pacjent po wszczepieniu zastawki mechanicznej, zostać wypisany i przewieziony do innego szpitala, gdzie przez kilka dni leży sam(!) w sali, do której nawet nie przydzielono (pomyłkowo?) lekarza. Oj, można by wymieniać i wymieniać... I wszystko to oczywiście zmyśliłem, bredzę, a jakże! Pewnie żyję na innej planecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, żyjesz na innej planecie. Albo w równoległej rzeczywistości. Oczywiście nie oczekiwałem, że zrozumiesz moją wypowiedź. I się nie zawiodłem.
      Dla ułatwienia zwracam uwagę na poziom i formę argumentacji. Otóż w mojej wypowiedzi zająłęm przeciwne stanowisko bazując na identycznie rzetelnych podstawach. Identycznie rzetelnych i identycznie (nie)logicznych opartych na identycznej argumentacji. Jedynie stanowisko jest w opozycji to twojego. Jeżeli zarzucasz coś mojej wypowiedzi to zarzucasz tym samym, to samo sobie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. Nie chcę już więcej pisać o środowisku lekarzy znachorów, jak ktoś upiera się, że takowe nie istnieje, to niech sobie spokojnie żyje w takim przekonaniu, ma do tego prawo.
    Lekarz, to taki sam zawód jak inne, i są w nim też partacze i magicy-czarusie.
    Powtórzę, co dawniej napisałem:
    Środowisko lekarskie zyskało by na opinii, gdyby tak zajadle nie broniło miernot, durni i degeneratów!
    http://diatryba.blogspot.com/2007/07/bohater-czy-ryzykant.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie twierdzi, że wśród lekarzy nie ma jednostek które zbłądziły. To jednak wciąż trzódka raczej białych i szarych owieczek z domieszką czarnych, a nie, jak w przypadku medycyny alternatywnej jednolicie czarne stado baranów.

      Usuń
    2. Szwadron można sformować z tych "jednostek, które zbłądziły". Są bardziej niebezpieczni od znachorów, bo obdarzeni zaufaniem i ślepą wiarą w umiejętności:

      Ginekologowi z Białegostoku (przyjmował w Augustowie) prokuratura zarzuca, że oszukał 300 pacjentek. Nie zlecał badań, wmawiał im zaś, że powinny przyjąć lek, który pomoże w kuracji. W trakcie wizyt pobierał pieniądze, choć nie powinien, bo przyjmował ubezpieczone pacjentki. W sprawie przesłuchano ponad 1000 kobiet i co trzecia zeznała, że ginekolog rozpoznał u niej nadżerkę szyjki macicy. Zalecał krioterapię bądź lekarstwo, które podawał dopochwowo. Tłumaczył, że to niedostępny na polskim rynku lek wykonywany na zamówienie.

      Jak pisze "wspolczesna.pl": Jedna z kobiet uparła się, że chce wiedzieć, co lekarz jej podaje. Podczas kolejnej wizyty poprosiła ginekologa o zapisanie składników leku, który zażywa. Powołany przez prokuraturę biegły stwierdził jednak, że nie ma lekarstwa o takim składzie.

      http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1703293,1,ginekolog-oszukal-300-pacjentek,index.html

      Usuń
  14. strażnik bentosu1 sierpnia 2014 15:36

    Pierwszy z brzegu przykład pokazuje, ze niektóre metody "tradycyjne" mają coś wspólnego z rzeczywistością http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/24820140
    jesli ktoś nie nadąża - jęczmień jest chorobą gronkowcową.
    Tylko zastrzegam się - nie jestem zwolennikiem paramedycznego woo.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic pod tym linkiem nie uzasadnia tezy, że tarcie brudną obrączką jęczmienia "ma coś wspólnego z rzeczywistością". Artykuł jest o tym, że na szalce petriego, lek znany jako auranofin (C20H34AuO9PS) daje łupnia niektórym szczepom gronkowca. Jak to powiązać z masowaniem skóry obrączką? A przydałoby się - zaoszczędziłbym na neomecynie.

      Nawiasem mówiąc takie kreatywne czytanie badań to najkrótsza droga, do stania się mamą leczącą dziecko żurawiną. "Brazylijscy naukowcy donieśli, że czerwony barwnik w jednym z lokalnym owoców spowodował u myszy wzmocnienie szkliwa nazębnego o 15% = żurawina wyleczy nowotwór kości mego synka"

      Usuń
    2. Paramedycy kochają in vitro...

      Usuń
    3. Nie brudną obrączką się trze, lecz zdezynfekowaną i przetartą, tak, aby nieco złotego pyłu się na niej pokazało. Robi się to parę razy dziennie - dzień zazwyczaj wystarczy do cofnięcia procesu i należy to robić zaraz jak się poczuje, ze powstaje jęczmień. W moim wypadku za każdym razem skuteczne, jęczmień nigdy nie dojrzał. Problemem jest jedynie odczuwany ból przy tarciu, bo trzeba dosyć długo i intensywnie trzeć, kilka minut. W jakim mechanizmie jest to skuteczne? Nawet nie muszę w to wnikać, bo działa, ale poszukałem z ciekawości kiedyś i też wpadłem na artykuły o właściwościach złota, więc pewnie to.

      Zresztą sprawa jest prosta, metoda czystą obrączka nie może yć szkodliwa, więc każdy we własnym zakresie może wykonać to doświadczenie zamiast snuć swoje teorie. Racjonaliści zdaje się tego właśnie oczekują - udowodnienia w doświadczeniu.

      Usuń
    4. Po co dezynfekować złotą obrączkę, skoro owe złoto jest takie super bakteriobójcze? :E

      Usuń
  15. Guru i bozych ludzi zdaje sie jeszcze troche jest, faktycznie - mniej niz kiedys, ale tego latwo sie nie wybije.
    Znajomi chodzili z chorym dzieciakiem do jakiejs bozej kobiety z ciezko chorym dzieckiem, ale oprocz "cudownej wody", ktora go uleczyla stosowali nieistotne zupelnie sterydy i zalecana przez lekarza diete.
    Szajs do koloroterapii mi nie robi, poki nie jest stosowany zamiast normalnej medycyny, cudownego uzdrowienia nie zanotowalam, ale milo grzeje w kuper.
    Ludzi zerujacych na chorych i sprzedajacych im cud witamine c na raja oralabym za to bezlitosnie

    OdpowiedzUsuń
  16. Trochę niesprawiedliwie potraktowałeś dietetyków i fizjoterapeutów imo. Nie wiem jakie jest zdanie ich większości o sobie, ale przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie uzna ich za lekarzy sensu stricte. Za to nie można odmówić im efektywności w pomocy przy zrzucaniu wagi, czy układaniu zdrowej diety oraz niwelowaniu wad postawy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Parę uwag, nie wiem czy to specjalnie tak napisałeś czy nie, ale powinno się pisać 255 złotych a nie złoty, tylko poprawnie będzie 1 złoty ale już 5 złotych 6 złotych itp.
    Też nie kapuję czemu dostało się fizjoterapeutom i dietetykom, ci pierwsi, pomijając niejakich kręgarzy robią dobrą robotę.

    OdpowiedzUsuń
  18. i_am_keyser_soze3 sierpnia 2014 13:42

    Racja! Po stokroć. Przykład z tego tygodnia - wbijam do matki, sięgam po pierwsze z brzegu piśmidło, padło na Tele Tydzień. Przerzucam i nagle wzrok mój pada na kolumnę pod tytułem "3 pytania do" gdzie reklamę homeopatii robi, znany zapewne wszystkim którzy musieli się zmierzyć z tą pseudomedycyną, doktor Peter Fisher, przedstawiony oczywiście jako osobisty lekarz królowej Elżbiety II. Ludzie przeczytają te bzdety, pomyślą "Osobisty lekarz królowej, więc się zna" (tak jak by królowa nie mogła być idiotką) i pasztet gotowy.

    OdpowiedzUsuń
  19. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/10,114927,16422805,Urodzil_sie_bez_piszczeli_i_stawow__W_Polsce_chciano.html#CukVid

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam, mam pytanie do specjalistów: czy ten cały szum o "zakwaszeniu organizmu" ma jakieś naukowe podstawy, czy to kolejna bujda ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podbijam - bo już nawet od studenta chemii słyszałam próbę naukowych uzasadnień i mnie zbiło to z tropu:(

      Usuń
    2. To jako drugi student odpowiadam - bzdury i złe rozumienie metabolizmu. Głównym odpadem metabolicznym jest kwas moczowy, który jednak wcale nie jest taki kwaśny, aby zakwaszał ustrój.

      Usuń
    3. Ale potrafi osadzać się w stawach i nerkach.

      Usuń
    4. Owszem, tylko czy to ma jakikolwiek związek ze zmianą kwasowości ustroju? Obecność dużej ilości kwasu moczowego nie powoduje, że krew staje się kwaśna, a zjadanie zasadowych pokarmów wcale go nie usunie. Cała ta heca z "dietą odkwaszającą" brzmi tak jakby ktoś przeglądał podręcznik biochemii i szukał ładnych nazw - aha, to coś w nerkach to jest jakiś kwas, czyli tam jest kwaśno, ale jak się zgrzejemy po ćwiczeniach to mamy zakwasy i nas boli, ergo bóle głowy są wywoływane przez te kwasy z nerek.

      Usuń
    5. A propos zakwaszenia. Link, ktory podalem ponizej jest o micie, ze "nie karmic raka cukrem", ale pod koniec artykulu mamy podrozdzial:
      "Other misunderstandings in alternative cancer therapy related to the Warburg effect.",
      ktory pokazuje rodowod mitu o "zakwaszeniu organizmu".
      Link do wpisu:
      http://anaximperator.wordpress.com/2012/09/13/sugar-depleted-diet-is-not-a-useful-cancer-cure/

      Pozdrawiam
      Junoxe

      Usuń
    6. Dzięki. Może u siebie napiszę w tym temacie.

      Usuń
  21. Zakwaszanie organizmu jest jak najbardziej realnym problemem.I bardzo niebezpiecznym.
    pH krwi ma ścisle określony odczyn. Dlatego w róznych medycznych serialach krzyczą GAZOMETRIA! czyli sprawdzaja kwasicę. Najczęściej przydarza się podczas zawału, cukrzycy, powaznych problemów z nerkami. Wymaga nastychmiastowej hospitalizacji.
    I cuda od odkwaszania organizmu sa o d... rozbić i DOBRZE. bo przegiecie w druga stronę równiez grozi śmiercią.

    OdpowiedzUsuń
  22. Z każdym artykułem uwielbiam cię coraz bardziej :) Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń