Wojna niedźwiedzi z yeti pod flagą biało-czerwoną

Michał Łaszczyk - 08 października

Yeti tłumaczyć można na kilka sposobów. Najpopularniejsze to "niedźwiedź skalistych miejsc", po prostu "niedźwiedź" lub rzadziej "człowiek-niedźwiedź". Pierwszym Europejczykiem, który zetknął się ze śladami yeti był Brytyjczyk, Laurence Waddell. Po przyjrzeniu się śladom stwierdził wówczas, iż "tak zwany dziki owłosiony mężczyzna to najwyraźniej wielki śnieży niedźwiedź". Pierwszą profesjonalną ekipą poszukująca yeti była ekspedycja niemiecka, przeczesująca himalajskie jaskinie w latach 30. Za tropienie yeti odpowiadał myśliwy i zoolog Ernst Schafer. Kiedy Schafera podprowadzano do jaskiń, w których żył yeti, zawsze kończyło się to zastrzeleniem przebywających w nich niedźwiedzi. Dzięki swym polowaniom na yeti, Schafer stał się przed wojną największym na świecie ekspertem od himalajskich niedźwiedzi brunatnych.

Powojenne wyprawy zaowocowały skalpami yeti przywiezionymi przez Edmunda Hillarego - które okazały się skórą zwierzaka z rodzaju Capricornis oraz futrem niedźwiedzia brunatnego. Palec yeti przechowywany w klasztorze buddyjskim Pangboche, okazał się zasuszonym palcem najpewniej jednego z mnichów, zaś rzekomo zmumifikowaną łapę - zidentyfikowano jako łapę leoparda. Wielki himalaista Reinhold Messner, po 12 latach badań, w swojej książce "Yeti: legenda i rzeczywistość", doszedł do wniosku, że Yeti to  po prostu niedźwiedź brunatny. Także Chiny przeprowadziły kilka dużych śledztw na temat legendarnego stworzenia. W Mount Everest and the savage yeti Daniel Loxton twierdzi, że tylko w 1977 roku Chińska Akademia Nauk asygnowała do tych badań ponad stu naukowców z całego kraju. W 1998 szef biura ochrony przyrody w Tybecie Liu Wulin oświadczył, iż zebrane dotychczas próbki mające domniemany związek z  yeti  należały do himalajskiego niedźwiedzia brunatnego. Jakiś pomysł, czym może być yeti?


W kulturze popularnej yeti posiada białe futro, mimo iż ludność lokalna opisuje go jako czarną postać, często z białym futrem dookoła szyi. Tak się składa, że owe białe pasmo futra jest charakterystyczną cechą niedźwiedzia himalajskiego. Zatem niedźwiedzie żyją na tym samym obszarze co yeti, zachowują się jak yeti, wyglądają jak yeti, zaś lokalna ludność wielokrotnie wskazywała niedźwiedzia jako yeti.

Sprawa wydaje się rozwiązana, ale z niewiadomych powodów nie jest. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jak dotąd ani władze Nepalu, ani Bhutanu nie przyznały, że yeti to zwykły niedźwiedź, bo dla nich yeti to jeszcze zwyklejszy biznes. W 1957 rząd Nepalu zakazał polowań i fotografowania yeti bez uzyskania specjalnego pozwolenia. W 2003 roku kosztowało ono 4 tys. dolarów, ściągnę od każdej ekipy przybywającej do Nepalu z takim zamiarem. W Katmandu goście mogą zatrzymać się w luksusowym yeti-hotelu. Istnieją nawet yeti-linie lotnicze.

Z historią yeti wiąże się kilka polskich wątków. Według Sławomira Rawicza, para yeti miała przestąpić mu drogę u podnóży Himalajów zimą roku 1940. Stwory nie chciały zejść z drogi, blokując ją na wiele godzin. Niestety słynna wielka ucieczka Rawicza z syberyjskiego gułagu, przez Chiny, Indie i Iran, okazała się wielką literacką mistyfikacją, a historia o upartych yeti stanowi w niej wisienkę na torcie. Wśród yetifanów znana jest polska wyprawa na Lhotse w 1974. Jej uczestnik Bogdan Jankowski na drodze do Kotła Zachodniego Everestu sfotografował dziwne ślady, w których niektórzy widzą spacerującą yeti-mamę ze swoim yeti-dzieciątkiem.

Nikt nie przebije jednak postaci Stanisława Szukalskiego, polskiego malarza i rzeźbiarza, znanego głównie w USA. Szukalski zasłynął jako twórca "nauki" zwanej zermatyzmem. Wyłożył ją w 50 tomach opatrzonych 22 tysiącami ilustracji, co zajęło mu 47 lat pracy! Szukalski dowodzi w nich, iż cała cywilizacja i wszystkie języki na Ziemi są pochodzenia polskiego (podobną tezę już w XVII wysunął ksiądz Wojciech Dębołecki). Pierwotnie wszyscy mieszkaliśmy na Wyspach Wielkanocnych, skąd rozprzestrzeniliśmy się po świecie - niestety na drodze stanęły nam yeti. Potomstwem, które zrodziło się z tych międzygatunkowych figli, byli tzw. "Yetinsynowie". Kim są yetinsynowie obrazuje artykuł Szukalskiego. Już w pierwszym akapicie Szukalski określa siebie samego jako geniusza. Następnie wyszukując potomków yeti wśród nielubianych przez siebie, XX wiecznych polityków, filozofów i pisarzy. Podejrzewa nawet, że niektórzy z nich mogli chować pod ubraniem ogon. A myślałem, że po tylu latach na blogu nic mnie już nie zaskoczy.

  • Udostępnij:

Coś w podobnym klimacie

10 komentarze

  1. Ech, Stach z Warty :-) Jakby dzisiaj żył to wszystkie Astromarie internetsów mogłyby mu co najwyżej paznokieć małego palca u stopy całować ;-)

    Kilka jego rzeźb i projektów jest jednak absolutnie niesamowitych w swoim totalnym neopogańskim odjeździe.

    OdpowiedzUsuń
  2. A myślałem, że po śmierci Kraszewskiego nie było już tak pracowitych Polaków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt, Szukalski to batshit insanity pierwszej klasy. Czytałem kiedyś wywiad z jego uczniem - mieszały się w nim podziw i zażenowanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasa kasą, ale trzeba zadumać się nad konstytucją psychiczną osób tak zintegrowanych ze swoją fantasmagorią jak Szukalski. Co ich napędza, czy możliwe jest by skłonności te miały podłoże genetyczne?

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałbym być na procesie sądowym, w którym oskarżono kogoś o próbę sfotografowania nieistniejącego stworzenia bez wniesienia stosownej opłaty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W którymś tam, nie pamiętam już w którym stanie w USA, w kodeksie zapisana jest kara 10 tys dolarów i 5 dni aresztu za zastrzelenie Wielkiej Stopy.

      Usuń
  6. Czego to człowiek nie wymyśli byleby tylko zarobić, zarabianie na stworzeniu, którego rzekomo nie ma i trzymanie się wersji, że mimo wszystko istnieje, jest co najmniej szalone.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda, że nie wiedziałem o palcu yeti przechodząc przez Pangboche. Wszystkim polecam uskładanie na podróż do Everest Base Camp - niezapomniana przygoda. Mam o tym notkę na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy to pisałem, przeczytałem wszystko co znalazłem o zermatyzmie, zresztą nie jest tego zbyt wiele. Wpływ Szukalskiego na to co widzimy w grach, czy filmach s-f (cześć scenografii Gwiezdnych Wojen inspirowane jest sztuką Szukalskiego), to rzecz wielka i niedoceniana. Natomiast wyznania naukowe Szukalskiego to jedne z najdziwniejszych rzeczy o jakich czytałem. W Polsce nikt poza intelektualną frakcją sympatyków Zadrugi nie bierze ich na poważnie. Nie po raz pierwszy wielki talent w jednej dziedzinie idzie pod rękę z całkowitym szaleństwem w drugiej. Co ciekawe jeden z moich ulubionych zespołów, powiedzmy z takiego mojego top 5 - Tool - okazał się miłośnikiem sztuki Szukalskiego, co rzeczywiście widać w ich teledyskach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeden z moich ulubionych postów, wracam po raz nie wiem który.
    Prośba do autora o kontynuację bloga. Skromna i uprzejma, ofkors.

    OdpowiedzUsuń