Co marchew wie o pełni księżyca?

Michał Łaszczyk - 27 maja

Historia rolnictwa biodynamicznego zaczęła się 13 kilometrów od mojego domu, w miejscowości Koberwitz, dziś Kobierzyce. Na przełomie maja i czerwca roku 1924, do narzekających na nawozy niemieckich rolników przybywa twórca antropozofii Rudolf Steiner. Źródła odnotowują, że wśród 111 słuchaczy jego wykładów było 30 Polaków... i 8 księży. Steiner przekazuje im rolnicze prawdy, o kosmicznych rytmach, duchowych matrycach, biegunach witalności i innych farmazonach, a jego uczniowie niosą te mądrości w świat.

W 1930 na bazie tych bezcennych nauk powstaje w Niemczech Stowarzyszenie Rzeszy Na Rzecz Rolnictwa Biodynamicznego, zaś do końca lat 30-tych podobne twory działały już w wielu krajach Europy. Oczywiście, to że coś jest po niemiecku i z wiadomego okresu, nie znaczy że jest złe. Niestety akurat w tym wypadku oznacza. Skojarzenia z magią są tak nachalne, że astrofarmerom bardziej pasują w dłoniach różdżki niż widły.

Weźmy takie nawożenie. Oczywiście adepci agromagii nie mogą nawozić tym czym nawożą wszyscy. Ziemię wstępnie użyźnia się zwierzęcymi odchodami w "krowim rogu". Czemu akurat w krowim rogu? Do uzasadnienia dotarł niezrównany Brian Dunning: "Krowie rogi odzwierciedlają astralną formację sił, które następnie przenikają w systemie przemiany materii i za sprawą promieniowania z rogów i kopyt, powodują wzmożoną aktywność w przewodzie pokarmowym". Dalej jest tylko gorzej. Jest sześć elementów podtrzymujących naszą grządkę w trwaniu. Zakopuje się je na działce w obrysie specjalnego diagramu. Wierzchołkami tej figury jest pęcherz moczowy nadziewany krwawnikiem, rumianek w krowim jelicie, wyciąg z waleriany i kwiaty mniszka owinięte bydlęcą okrężnicą. W środku zakopuje się zwierzęcą czaszkę!


Z czarodziejskich tez Steinera, szczególnie popularne są u nas dwie. Wykonywanie prac polowych wedle kalendarza księżycowego i sadzenie roślin pod względem ich antypatii z innymi roślinkami. Trudno powiedzieć, co jest bardziej debilne, zakopywanie w ogrodzie zwierzęcych wnętrzności, czy pielęgnowanie ogrodu w zależności od faz Księżyca. Na przykład od jutra, od godziny 8:06 do 12:46 w środę, Księżyc sprzyja marchewce. Skąd siedzące pod ziemią, głupie nasiono marchewki wie, o pierwszej kwadrze Księżyca i co go to obchodzi?

Jeśli chodzi o dobieranie warzyw w sympatyzujące ze sobą grupy, jest to o tyle zwodnicze, że dość łatwo w to uwierzyć. Każdego ogrodnika uprawiającego pomidory przeraża widok ziemniaków u sąsiada. Wszystko za sprawą choroby trapiącej pomidory, nie bez kozery zwanej "zarazą ziemniaczaną". Orędownicy rolnictwa biodynamicznego poszli jednak na całość i połączyli ze sobą chyba wszystkie warzywa jakie znamy. Łatwo znaleźć informację pokroju tych, iż kapusta lubi sąsiedztwo selera, buraków czy cebuli, a nie lubi kopru, truskawek i fasoli. Nie sposób dowiedzieć się czemu? Czemu akurat te lubi, a tamtych nie? Nawet ezoteryczni rolnicy mają z tym problem, post factum, dorabiając do tych przyjaźni dziwaczne uzasadnienia. Np. kukurydza lubi ogórka, bo jego kolce zabezpieczą ją przed futrzakami; kapusta kumpluje się z selerem, bo ten ma odwracać od niej uwagę ćmy, itd.

Drugą stroną medalu warzywnych antagonizmów jest usytuowanie ich na polu. Ta wiedza rzadziej przebija się do wiejskich uszu jako że, mogłaby zniechęcić chłopa do kultywowania roślinnych przyjaźni. "Mogę sadzić sałatę obok rzodkiewki, ale czemu w tak dziwne wzorki?" Moim ulubionym układem są "trzy siostry", dla miłosnego trójkąta: kukurydza, fasola, słonecznik. Przypomina mi to bukiety na skwerach miast. Aaaa, oczywiście zapomniałem o najważniejszym. Czy dodanie magii do ekologii przynosi większe i zdrowsze plony? Według nauki nie. Ale według profesora Prokopiuka tak. Jeśli mój tekst był mało zabawny, polecam Pana Jerzego, wszystko wynagrodzi.

  • Udostępnij:

Coś w podobnym klimacie

22 komentarze

  1. Konfuzja ambiwalencji z trendem do eskalacji redundancji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierzę, jakoby fazy księżyca miały wpływ na wzrost czy też rozwój roślin, ale już sąsiedztwo ma niekiedy duże znaczenie. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę allelopatię roślin i wydzielane przez nie substancje, które na pewno mają wpływ na otoczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Nie liczyłbym jednak na to, że antropozofowie się na tym znali. Tym ludziom o wiele bliżej było do alchemii niż chemii, co do tego nie ma chyba wątpliwości. Jeśli jakieś warzywa oddziałują na siebie negatywnie, to chciałbym usłyszeć jak, na czym polega ten wpływ, w jakiej odległości on zanika, jak duże ma znaczenie, zobaczyć jakieś wymierne porównanie ziemniaków z dynią na sąsiedniej grządce i bez niej. To, że jakieś warzywa reprezentuje ten sam żywioł, przez co wpływają na siebie pozytywnie, to nie jest uzasadnienie które mnie satysfakcjonuje.

      Usuń
    2. Jakiś mały ułamek tych wszystkich rytuałów miałby wynikać z praktycznych korzyści, jakie dany zabieg dawałby. Przykładem są trzy siostry, gdzie kukurydza lub słonecznik byłyby żywymi podporami dla fasoli tycznej. Fasola jako roślina bobowata miałaby wzbogacać glebę o azot i teoretycznie wpływać pozytywnie na zawartość białka w nasionach lub przynajmniej ogólną suchą masę swoich żywych tyczek.

      Kiedyś spróbowałem tego połączenia fasola - kukurydza. Niestety kukurydza nie wytrzymała naporu i zwaliła się pod ciężarem fasoli.

      Usuń
  3. To na tym polega biodynamika?! Zawsze myślałem, że to praktyczne wskazówki ułatwiające połapanie się w terminarzu rolniczym, oparte o obserwacje i prawa empiryczne (typu: nawożenie przeprowadzaj zaraz po wiosennej równonocy, a fasolkę najlepiej sadzić tydzień po tym, jak zakwitną ogórki). Że tam trochę magicznego myślenia jest, to mi się w zasadzie o uszy obiło, ale myślałem że na doczepkę, bo w końcu wszyscy lubimy rytuały, a nie jako podstawa „metody”. :|

    OdpowiedzUsuń
  4. Reichsverbund nie -verband, bo to było stowarzyszenie a nie opatrunek ;)
    Swoją drogą, ciekawe te Kobierzyce. 20 lat później próbowano ponoć tam uprawiać kok-sagyz, taki radziecki kauczuk.

    OdpowiedzUsuń
  5. Iść w zagony bez magistra to już zgrozza...
    Ja czytałem o doświadczeniach rolniczych (nomen omen amen niemieckich)polegających na oraniu nocą. Zdawałoby się, że nocami to orzą tylko studenci medycyny i prawa, a tymczasem chwasty na polach oranych nocą mniej się plenią. Podobno z powodu braku dostępu światła do wyoranych korzeni, czym się różnią pozbawione chlorofilu korzenie chwastów od niechwastów - nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłem ten artykuł :) "Why farmers should love the dark" autorstwa Olivera Klaffke, ale nie ma o nim w necie dosłownie nic - 14 wyników w google. Jest tylko tyle, że orząc nocą jest 5 razy mniej chwastów :)

      Usuń
    2. Ja nie próbowałem, to było w jakimś numerze Wiedzy i Życia.

      Prokopiuka czyta się trochę jak fantasy, ale trudno się skupić. Wywnioskowałem z jego tekstu, że krowy dają mniej mleka, jeśli zabrać im towarzystwo kur.

      Oglądałem kiedyś program na Discovery - Pogromcy mitów - o wpływie muzyki na wzrost roślin, program może bardziej rozrywkowy niż naukowy, ale przecież ciekawy. W zorganizowanym tam eksperymencie hodowano groszek umilając mu wegetację muzyką poważną, punkrokiem, wyznaniami miłosnymi wręcz i ordynarnymi wyzwiskami. Grupa kontrolna rosła w ciszy i była najmniej rozwinięta, a w pozostałych plantacjach najlepiej rozwinęła się grupa z ciężkim brzmieniem. Roślinom było wszystko jedno, co się do nich mówi.

      Usuń
    3. szukajcie, a znajdziecie...
      drzwi otwiera "photocontrol of weed germination"

      1. Farmers In The Dark, który wskazuje na Uniwersytet w Bonn (Reports on the findings of German scientists from the University of Bonn on the effect of ploughing at night on the reduction of weed), ale artykuł niedostępny wprost:
      http://connection.ebscohost.com/c/articles/1356496/farmers-dark

      2. a tu artykuł pracowników tegoż Uniwersytetu:
      http://www.wecof.uni-bonn.de/pdf/literatur/2003/N%B032.pdf

      3. tu chyba to samo, ale trzeba się rejestrowac:
      http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1111/j.1439-037X.2004.00118.x/full

      4. echo artykułu w świecie:
      http://www.jeron.je/anglia/learn/sec/science/sn003/page02.htm

      5.tu tylko wzmianka, że warto orać nocą, czyli nauka idzie pod strzechy...
      http://www.nda.agric.za/docs/Brochures/germanChamomile.pdf

      Usuń
  6. Obejrzałem właśnie ten odcinek mythbusterów i poza odpindoloną Kari nie było co oglądać. Eksperyment zakończył się klapą, bo wszystkie rośliny zwiędły. Po prostu przy głośnikach padły jako ostatnie :) Czytając o melomańskich skłonnościach roślin nie mogę oprzeć się wrażeniu, że są to jakieś pokłosia zdyskredytowanej percepcji pierwotnej. Zresztą pogromcy mitów badali kiedyś tzw efekt backstera, podłączając liście do wykrywacza kłamstw. Jeśli roślinki pozytywnie reagują na dźwięk, mimo wszystko warto byłoby zrezygnować z określenia "muzyka" i zastąpić je sformułowaniem "wibracje, drgania powietrza". Informacje o tym, że rośliny rosną szybciej pod wpływem muzyki czy określonych kolorów, są chwytliwe i atrakcyjne medialnie, ja przyjmuje to do wiadomości ze sporą ostrożnością. U mnie w okolicy w szklarniach wciąż leci muzyka, dzień i noc. Ogrodnicy odstraszają tak szkodniki, głównie nornice.

    Dzięki za te linki, najbardziej treściwy okazał się ten drugi. Dla osób którym nie chce się czytać - nie odpalajcie w nocy swoich ciągników, to nie działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego jest bardziej rozrywkowy, ale ,pomijając treści merytoryczne, jako sposób zaciekawienia nauką i metodami badawczymi dla naukowców w wieku mojego syna może okaże się skuteczny...

      "U mnie w okolicy w szklarniach wciąż leci muzyka" - po prostu nie dostałeś jeszcze zaproszenia :D

      Usuń
    2. To świetny program. Nawet nie ma się nad czym zastanawiać.

      Usuń
  7. "Jeżeli jest jakaś dziedzina, na której nie znam się w sposób doskonały, to jest nią rolnictwo." - tak lub podobnie powiedział Wellington, a ja się podpisuję pod tym stwierdzeniem. A jednak chciałbym zapytać, czy z Tobą jest inaczej?

    Z rolnictwem z pewnością związanych jest wiele mitów, w końcu ludzkość ziemię uprawia od kilku-nastu tysięcy lat. Sam założyłem sobie ostatnio grządkę, żeby zobaczyć, czy mnie to zainteresuje. Podejście, że te mity i rytuały są z gruntu bez sensu, wydaje mi się znaczącą przesadą. Sam zetknąłem się już z "zimną Zośką", która nie jest niczym innym, jak ostrzeżeniem przed majową falą ochłodzenia, która zdarza się, o dziwo, z dużą dokładnością, w połowie maja: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zimni_ogrodnicy

    A jednak prostaczek po prostu dostaje przysłowie, w którym ostrzegają go przed podejmowaniem niektórych prac rolnych przed imieninami Zofii. Dlaczego? To już naprawdę wszystko jedno. W każdym razie działa.

    Takoż kwestie allelopatii - nie sprawdziłem ich jeszcze, w końcu potu mi trochę szkoda, ale wszyscy znajomi grządkarze są bardzo na te kwestie wyczuleni. A że posługują się językiem typu "seler nie lubi sałaty", to już taka specyfika naszego języka, że potrafi upraszczać. W każdym razie wolałem się zastosować do przestróg i przez chwilę projektowałem sobie na kartce rozkład sadzenia na grządce, zanim zabrałem się za samo sadzenie.

    To kojarzyłem z biodynamicznym rolnictwem. Aha, i jeszcze opryski z popiołu z popielniczki zamiast chemii przeciw mszycom. Generalnie - dość nieszkodliwe, jeżeli nie pomocne... Dopiero w Twoim wpisie dowiedziałem się, że tak naprawdę chodzi w tym o zakopanie krowiej czaszki pośrodku ogródka. Czy to nie lekka przesada?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako syn rolnika i chłop z dziada pradziada trochę się za młodu nasiedziałem na polu. Rodzice uprawiali i to na skale przemysłową chyba wszystko, od truskawek po cebule, ogórki, fasolkę obecnie na choinkach skończywszy :) Nigdy nie słyszałem, ani nie słyszałem by ktoś w okolicy słyszał o łączeniu roślin uprawnych w tak skomplikowane systemy, więc nie jest to ludowa wiedza. Allelopatia to realnie, weryfikowalne istniejące zjawisko i nie ma nic wspólnego z wytycznymi rolnictwa biodynamicznym opartym na mocach kosmosu.

      Usuń
  8. Nie powołuj się na swoje chłopskie pochodzenie Michał, bo założę się, że nie znasz się na przebieraniu kartofli. Co do księżyca nie masz racji - skoro kobiety mogą dostawać grupowo w czasie pełni okres (swoją droga, może temat na następnego posta;), czemu marchewka nie może lepiej rosnąć?

    Ja wierzę w rolnictwo biodynamiczne i mam dowody na to, że niektóre rośliny lobią towarzystwo. Np mój bluszcz z dala od mojego biurka usycha, a kiedy jest ze mną rośnie i co Ty na to?

    Poza tym krowia czaszka zawsze dobrze robi grządkom, jakbyś nie wiedział...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a) oczywiście że przebierałem ziemniaki - i to wyciągane z kopca. Jakby ktoś nie wiedział - te z zieloną plamką to sadzeniaki.

      b) okres u kobiet nie synchronizuje się z pełnią księżyca, ale jak już (ale raczej nie) ze okresami kobiet z którymi się przebywa. Zwane też efektem McClintock.

      Co by ten świat zrobił bez mojej wiedzy...

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  9. Ej, synchronizuje się, naprawdę: ) to bywa zabawne; )
    a w tych różnych bzdurach to zwykle widzę po prostu dopisywanie teorii kosmicznych do zaobserwowanych (ale nie zbadanych) prawidłowości.

    maryś

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki Maryś ;]

    A Tobie Michał udało się z tymi ziemniakami - test na człowieka ze wsi zdany, ale co do księżyca racji nie masz

    OdpowiedzUsuń
  11. Kalendarze biodynamiczne od zawsze mnie zastanawiały. Kiedy byłem małym chłopcem (6-7 lat) dostałem małą grządkę, na której mogłem posiać co chciałem. A chciałem fasolę. Matka zaleciła mi użycie kalendarza biodynamicznego, bo to "takie super i wszystko będzie lepiej rosnąć, sama korzysta". Stwierdziłem, że nie widzę powodu dla którego to miało by działać i posieję kiedy zechcę.

    Zasiałem w najbardziej niekorzystny dzień. Dostałem opieprz, że "nie urośnie, do niczego ta fasola nadawać się nie będzie". Z tej samej grupy nasion, ja miałem znacznie dorodniejsze strąki niż matka używająca porad z kalendarza i miałem niezły ubaw.

    Żaden to dowód nieskuteczności, ale poważna przesłanka żeby się zastanowić nad sensem takiego kalendarza. Czas minął, ja dzisiaj skończyłem studiować informatykę teoretyczną a matka jak się bawiła w kalendarz, tak bawi się dalej.

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo oświecony artykuł, gratuluję!! kiedyś to ludzie byli głupi i naiwni. nie to co dzisiaj

    OdpowiedzUsuń